E jeden

Podczas warsztatów firmy Fujifilm miałem okazję przetestować duet X-E1 oraz XF-18/2R. Czy może on użytkownika lustrzanek przekonać do przejścia na system X? Czy w ogóle warto sobie nim zaprzątać głowę?

Dzień dobry

Aparat jest bardzo starannie zapakowany w pudełku, wszystko ma swoje miejsce. Znajdziemy tutaj stertę papierów, płytę CD z oprogramowaniem oraz to, co najważniejsze: korpus X-E1, zabezpieczony zaślepką, ładowarkę i akumulator oraz czarny pasek na szyję. Przy wyjmowaniu można nieco zdziwić się sporą masą korpusu, ale w końcu jest zbudowany z metalu, więc swoje ważyć musi.

Obiektyw

Testowany obiektyw to XF-18/2R, co dla matrycy z X-E1 daje kąt widzenia obiektywu 27mm na pełnej klatce. Nie jest to zatem obiektyw dla wielbicieli makro, portretów czy fotografowania ptaków. Jak dla mnie jednak X-E1 jest typowym aparatem do fotografii "ulicznej" oraz "okolicznościowej". W takiej roli dobrze sprawują się obiektywy standardowe i szerokokątne (najlepiej w okolicach 35mm dla pełnej klatki). Zresztą Fujifilm proponuje w tym zakresie największy wybór obiektywów do swoich aparatów. Mamy szerokie 14, potem 18, 23, 27 i 35mm. Do tego dochodzą dwa zoomy, 16-50 i 18-55, więc wszyscy "stritowcy" będą usatysfakcjonowani, szczególnie że większość z tych szkieł jest jasna lub bardzo jasna (23 i 35 mają światło f/1.4!). Testowany XF-18/2R jest w mojej opinii najlepszym połączeniem jakości, ceny i wielkości, oczywiście biorąc pod uwagę zakładane przeze mnie zastosowanie.

Obiektyw jest zapakowany równie pieczołowicie, jak korpus. Oprócz samego szkła otrzymujemy miękki futerał, osłonę (o dość nietypowym kształcie, jednak często spotykanym w systemie X) oraz dekielek. Po wyjęciu z pudełka obiektyw sprawia wrażenie dość delikatnego instrumentu - jest niewielki i lekki.

Uruchamianie

Pierwszy raz spotkałem się z tak długą procedurą doprowadzenia aparatu do stanu używalności. Wszystko przez to, że testowany zestaw miał wgrane dość stare wersje firmware i po włączeniu zasilania namolnie monitował o aktualizację. Co ciekawe, należy osobno zaktualizować korpus, a osobno - obiektyw. Po pobraniu odpowiednich plików trzeba je (pojedynczo) wgrać na pustą kartę pamięci i wykonać odpowiednie kroki podpowiadane przez kreator. Warto aktualizację zrobić od razu, bo czyszczone są wówczas wszelkie ustawienia aparatu.

Zdjęcia, czyli jak, co i po co

Przyznam, że w X-20 nie korzystałem z hybrydowego wizjera - nie dość, że obraz miał dziwne wady optyczne (zniekształcenia i brak ostrości), wynikające zapewne w dużej części z mojej wady wzroku, to jednak nie mogłem przyzwyczaić się do błędu paralaksy. W X-E1 jest inaczej, bo i wizjer jest w pełni elektroniczny. Pokazuje dokładnie to, co zarejestruje matryca i jest już całkiem miłą alternatywą dla ekranu LCD, szczególnie w słoneczny dzień. Niestety, wizjer ma sporą bezwładność i nie oferuje komfortu znanego z wizjerów lustrzankowych, a do tego charakteryzuje się dużą jaskrawością kolorów i podbitym kontrastem.

Na pewno dużą zaletą X-E1 są elementy sterujące. Duże koło czasów oraz położone obok koło korekty ekspozycji i przycisk Fn, domyślnie sterujący ISO w zupełności wystarczają do sprawnej i szybkiej regulacji ustawień. Do tego wizjer/ekran LCD na bieżąco pokazują wpływ ustawień na końcowy obraz - szczególnie jest to przydatne w przypadku korekty ekspozycji. Nie spotkałem dotąd aparatu, w którym ta funkcja działałaby równie dobrze. W lustrzankach zwykle korzystanie z korekty ekspozycji sprowadza się do obserwowania "drabinki" światłomierza i próbnych zdjęciach - tutaj po prostu kręcimy pokrętłem i obserwujemy zdjęcie lub histogram. Żadne próbne "strzały" nie są potrzebne.

Ostrzenie

Każdy, kto przeczytał jakikolwiek test X-E1 wie, że system autofocusa w tym aparacie nie jest zbyt żwawy. W końcu jednym z głównych powodów wypuszczenia X-E2 była poprawa tego aspektu pracy aparatu. Czy rzeczywiście jest tak tragicznie, jak uważają niektórzy? I tak, i nie.

Nie ma co się oszukiwać, że X-E1 błyskawicznie ustawia ostrość. Nie ustawia. Nie nada się do fotografowania ptaków czy sportu (chyba że zawodów szachowych), a i nadążenie za biegającym dzieckiem też może być sporym wyzwaniem. Pewnie, przy pewnej dozie samozaparcia "da się wszystko", mnie chodzi o oczekiwania zwykłego użytkownika, który po prostu chce robić fajne zdjęcia z "kolorami Fuji". Fotografia okolicznościowa i krajobrazowa - jak najbardziej. Ulica? Też zwykle da radę. Ale cudów nie ma i często odnoszę wrażenie, że AF ostrzy wolniej niż w X-20. Pewnie jakiś wpływ na szybkość AF ma sam obiektyw i wersja firmware'u (przeglądając zmiany w oprogramowaniu widziałem wiele poprawek działania AF, zarówno w korpusie, jak i w obiektywie).

Alternatywą dla ostrzenia automatycznego jest ostrzenie ręczne, wspomagane przez tzw. focus peaking. Nie potrafiłem się przekonać do tego rozwiązania w X-20, nie potrafię także w X-E1. Niestety, przy bliskich ujęciach i przysłonie f/2 nie jest prosto trafić z ostrzeniem za pomocą pierścienia i podglądu w wizjerze/na LCD. To już jednak bardziej wina operatora, a nie sprzętu.

Wady

O bezwładności wizjera już pisałem, o AF także, trzecią zaś wadą (dla mnie) jest zbyt płytki uchwyt. Przy sporej wadze zestawu korpus+obiektyw nie pomaga chropowatość w gruncie rzeczy śliskiego materiału uchwytu. Nie przepadam za paskami na szyję, więc czym prędzej przywiązałem do aparatu tasiemkę, którą można założyć na nadgarstek. Na razie nie zdarzyło się, żebym wypuścił sprzęt z dłoni, ale wiadomo - pechowi nie ma co pomagać. Co ciekawe, firma Fujifilm oferuje opcjonalny uchwyt, poprawiający znacznie komfort trzymania aparatu, ale żąda za niego ponad 300zł - moim zdaniem, biorąc pod uwagę ceny aparatów i obiektywów, taki uchwyt powinien być dodawany gratis do każdego X-E1 na takiej samej zasadzie, jak pasek...

Zalety

Niewątpliwie największą zaletą X-E1 jest jakość zdjęć. Duża matryca sprawdza się bardzo dobrze, szumy są niewielkie, a kolory... No cóż, kolory są bardzo, bardzo dobre. To oczywiście subiektywne odczucie, ale mnie się kolory z X-E1 bardzo podobają. Jeśli ktoś nie lubi obrabiać zdjęć i ceni przede wszystkim "surowe" JPGi z aparatu, dobrze zrobi inwestując w aparaty z matrycą X-Trans. Są naprawdę rewelacyjne, choć w ostatnich modelach trochę przesadzono z odszumianiem, co powoduje znikanie najdrobniejszych detali (warto ustawić odszumianie na wartość -2).

Nieco gorzej mają osoby preferujące RAWy. Wprawdzie Fujifilm dostarcza darmowy RAW FILE CONVERTER, więc RAWy wywołać się da, jednak w porównaniu do Lightrooma możliwości są raczej skromne, zwłaszcza jeśli chodzi o korektę lokalną. Oczywiście Lightroom wywołuje pliki z X-E1, jednak coś chyba nie jest do końca dobrze z demozaikowaniem danych z matrycy X-Trans - na powiększeniach przy włączonym wyostrzaniu pojawiają się brzydkie artefakty. Cieszy za to fakt, że wersja 5.4 dysponuje profilami, odpowiadającymi symulacji filmów (Provia, Velvia, Astia i kilka wariantów czarno-białych). Rzeczywiście kolory wychodzą bardzo zbliżone do JPGów "prosto z puszki".

Innymi alternatywami (sprawdzonymi przeze mnie i działającymi) są darmowy LightZone oraz komercyjny Photo Ninja. Ten pierwszy sprawia wrażenie bardzo skomplikowanego, drugi zaś ma bardzo przyjemny moduł odszumiający. Warto również pamiętać, że w sytuacjach awaryjnych można RAWa wywołać do JPGa wprost w aparacie.

Mówiąc o zaletach, nie bez znaczenia jest kompaktowość zestawu X-E1 i któregoś z obiektywów: XF-18/2R lub XF-27/2.8. Wystarczy mały futerał i aparat można brać ze sobą wszędzie - na ramieniu na pewno nie będzie ciążył, a i miejsca dużo nie zajmie. Może nie jest tak mały, jak Canon S95, ale sporo mniejszy od lustrzanki.

Dla estetów zaletą będzie też niezaprzeczalna elegancja aparatu Fujifilm, zwłaszcza w wersji srebrnej. Staranne wykonanie, dobrej jakości materiały i przyjemne "ciążenie" w ręce naprawdę robią dobre wrażenie, zwłaszcza w dobie wszechogarniającej bylejakości. Trudno w obecnej chwili przewidzieć, czy za walorami estetycznymi pójdzie trwałość - o tym przekonamy się za wiele, wiele lat.

Warto?

Przyznam, że wchodząc w system Fujifilm X można mieć wiele dylematów co do wyboru odpowiedniego aparatu. Na szczycie stoją X-T1 i X-Pro1, nieco niżej - X-E1 i X-E2. Potem idą niemal bliźniacze X-M1 i X-A1 (różnią się właściwie tylko rodzajem - ale nie wielkością - matrycy) i kompaktowe X-100(s) i X-20. Niby więc wybór jest prosty, jednak... X-E1 ma tę samą matrycę co X-Pro1, pozbawiono go za to hybrydowego wizjera i kilku pomniejszych funkcji. X-E2 jest ulepszonym E1 (szybszy AF, poprawiona matryca), jednak cena jest nieadekwatnie większa. X-M1 jest mniejszy niż X-E1, ma tę samą matrycę, ale posiada nowszy wizjer i odchylany LCD, kuleje za to jeśli chodzi o obsługę (mniej elementów sterujących). W tańszym od X-M1 X-A1 zmieniono matrycę z X-Trans na zwykłą CMOS. X-100s to w zasadzie X-E2 z "przyspawanym" na stałe obiektywem. X-20 wygrywa, jeśli chodzi o wymiary i uniwersalność, jednak ma najgorszą matrycę w tym całym zestawieniu. No i co wybrać? X-E1 czy X-M1? A może X-100s? Ładować się w X-T1 czy jednak poprzestać na X-E2? Ech!...

Jak dla mnie to X-E1 jest wyborem optymalnym. X-E2 jest za drogi, zaś X-100s ma wszystko, co trzeba, jednak nie da się wymienić obiektywu (a marzy mi się jakaś jasna portretówka lub makro). X-T1 jest jednocześnie za drogi i za duży, a X-Pro1 dokłada do tego spory wiek. W sumie ideałem byłby X-E2 w cenie X-E1...

Komentarze