TV

Nie mam telewizora w domu. To żaden snobizm, tylko podejście czysto praktyczne - czasu brakuje na wszystko, a telewizor potrafi uzależnić i kradnie cenne minuty, nie wspominając o złotówkach na abonament u dowolnego dostawcy. Od czasu do czasu oglądam coś u rodziny i nie, wcale nie chcę zmieniać błogiego stanu rzeczy.

Leżąc w szpitalu zostałem skazany na oglądanie tego, co wybrali towarzysze, sypiąc dwuzłotówki do chciwej skrzynki na ścianie (2zł - 1 godzina, 2x2zł - trzy godziny, 3x2zł - godzin dwanaście, zaś 4x2zł - prawie cała doba). I powiem Wam, że nie wiedziałem, że telewizja osiągnęła już poziom szamba...

Rozrywka - wszelkiej maści programy rozrywkowe to tania zabawa pod publiczkę, często daleko poza granicą dobrego smaku czy zwykłej przyzwoitości. Głupawe konkursy, prostaccy prowadzący, śmiejąca się z wszystkiego publika...

Informacja - serwisy skupiają się na dwóch rzeczach: straszeniu i pogoni za sensacją. Stąd wiadomości roją się od donosów o uchodźcach, mordercach, przekrętach, skandalach. W zasadzie przez cały tydzień nie zanotowałem, by choć na jednej stacji pojawiła się choć jedna pozytywna informacja (nie liczę "zabawnych" newsów z Teleexpressu). Wszystko paskudne, brudne, brutalne i ociekające krwią.

Filmy - bieda straszna, bo albo odgrzewane kotlety, albo jakieś popłuczyny w rodzaju "W imię króla". Dość powiedzieć, że szczytem wyrafinowania okazał się Bond "Świat to za mało" z Piercem Brosnanem.

Seriale - niestety, w większości to jakieś "niby-życiowe" polskie badziewia w rodzaju "Klanu", "Na wspólnej" czy innych "Barw szczęścia". Wierzę, że można się w nie wciągnąć i oglądać później rutynowo, ale dla kogoś nieprzywykłego to prawdziwy koszmar... Broniło się chyba tylko "Wspaniałe stulecie", choć trzy czy cztery odcinki to za krótko, by docenić ten tasiemcowy serial.

Dokument - na kilku kanałach znajdzie się co nieco ciekawego, choć tu też zaczyna się pogoń za sensacją i niepotrzebne podgrzewanie atmosfery (np. bardzo popularny zabieg na Discovery, gdzie zadaje się intrygujące pytanie, po czym przerywa film na 5 minut).

Na koniec najgorsza rzecz, czyli sos - sos reklamowy. Wszystko tonie w reklamach, a same reklamy z reguły zakładają u odbiorcy poziom intelektualny rozwielitki. Wiem już, czym leczyć ból brzucha, czym ból głowy, co na głód, co na pragnienie, jaki samochód kupić, gdzie lecieć na wczasy i gdzie kupić nowy, wspaniały blender. No i oczywiście, której sieci komórkowej się zaprzedać (brawo ja!)

Co najgorsze, o ile przez pierwsze dwa, trzy dni autentycznie mnie to wszystko brzydziło, potem zobojętniałem, a na końcu, przeglądając program, sam szukałem, co by tu obejrzeć. Czyli to działa - wciąga i uzależnia. Na szczęście wróciłem do domu w porę i znów mi nie brak telewizji.

Komentarze

  1. Też to przeżywałam. I pamiętam jedną panią, która prawie się popłakała, kiedy trafiła do sali, w której nie było telewizora... Tylko ja byłam wtedy w nieco innej sytuacji - takie bezmyślne gapienie się na te bzdury skracało czas oczekiwania i odwracało myśli od strachu przed tym, co mnie czekało. Bo potem, jak już zaczęły się skurcze, to nie za bardzo się zwracałam uwagę na otoczenie...:) A jak było po wszystkim, to już były sale bez telewizorów, ze względu na dzieci, a te już dbały, żeby nam się nie nudziło...:)
    Telewizor posiadamy, oglądamy parę programów, głównie na TVP Historia, a poza tym służy jako monitor do dvd dla dzieci, do bajek.:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz