Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2023

AI, wszędzie AI

Obraz
O sztucznej inteligencji jest ostatnio wszędzie aż nadto. Chat GPT odmieniany jest przez wszystkie przypadki, a ludzie wpadli w euforię, mogąc zadać pytanie tajemniczej "cyfrowej osobowości". I jako programista stwierdzam, że działanie tych wszystkich mechanizmów wygląda naprawdę imponująco, głównie zresztą dlatego, że dla większości osób sposób działania AI jest tak tajemniczy, że spełnia się powiedzenie o tym, że odpowiednio skomplikowana technologia nie różni się od magii. Chyba właśnie z fascynacją magią mamy tu do czynienia - ludzie kochają Gandalfa, Harry'ego Pottera i Doktora Strange'a, więc po prostu chcą mieć z magią do czynienia... Grafika! Ale ja nie o Chat GPT dzisiaj. Postanowiłem pobawić się midjourney , czyli AI generującą obrazy na podstawie wpisanych fraz słownych. Wydaje się to idealnym wręcz rozwiązaniem dla osób nie potrafiących rysować, fotografować czy malować. Ot, wpisujemy frazy mówiące o czarnowłosej, pięknej kobiecie jadącej konno brzegi

[O] Goya - Rozdział VIII

Obraz
Magdalena Wójcik i jej zespół, Goya, kazali czekać na kolejny studyjny album całe 8 lat. A że jest to jednocześnie ósmy album w historii zespołu, zastanawiam się, czy nie stąd wzięła się ósemka w tytule. Co nowego muzycznie proponuje "Rozdział VIII"? Myślę, że jeśli ktoś śledził profil facebookowy grupy, wiedział mniej więcej, czego się spodziewać - single pojawiały się już od 2020 roku. Kiedy zacząłem słuchać płyty, zaczynając od "Zgaś papierosa i odejdź", od razu rzuciło mi się w uszy skojarzenie z albumem "Chwile". Zdecydowanie mniej tu nostalgii i nastroju rodem z mojego ulubionego "Horyzontu zdarzeń", a więcej szybkiego tempa i wyraźnego, prostego rytmu. Oddechu pozwalają nabrać w zasadzie tylko dwa z jedenastu utworów: "Hollywood" i "Starlinki" - cała reszta zachęca do ruszenia się z fotela. Nie jest to raczej nic przełomowego - ot, płyta dla fanów, którzy lubią Goyę i jej styl, przy czym bardziej chodzi o ten nowszy

[W] Kabelkologia lutowana

Obraz
Przyznam, że czasami irytują mnie grube i niezbyt elastyczne kable XLR. Niby rozumiem, skąd takie a nie inne właściwości, ale kiedy mam do spięcia z rejestratorem dwa mikrofony typu "paluszek", to rozpacz mnie ogarnia. Długo szukałem rozwiązania i chyba znalazłem. Otóż trafiłem na wtyki XLR firmy Roxtone (trafiłem przypadkowo, więc nie jest to żadna płatna reklama wspomnianej firmy) - modele LX3F i LX3M . Jak łatwo zgadnąć, to wtyki XLR, odpowiednio żeńskie i męskie. Cóż w nich szczególnego? Po pierwsze, są to wtyki kątowe, ale nie takie, jak poprzednio montowany wtyk "tradycyjny" . Są to specjalne wtyki "niskoprofilowe". Same wtyki nie załatwiają wszystkiego - potrzebowałem jeszcze odpowiedniego kabla. I znalazłem - Cordial CMK209 . Wystarczyło tylko połączyć jedno z drugim. Prace szły szybko Przygotowanie stanowiska pracy nie zabrało dużo czasu - dzięki nabieraniu wprawy, nie potrzebuję już aż tak wielu narzędzi co kiedyś. Tradycyjnie więks

[W] Kątowy wtyk XLR

Obraz
Ostatnimi czasy praktycznie nie nagrywam mikrofonami dynamicznymi, przestawiając się właściwie wyłącznie na "pojemnościówki". W związku z tym coraz bardziej zaczęła mi dokuczać pewna, dość nieoczywista wada takiego rozwiązania: Długi wtyk i gruby kabel = dużo zajętego miejsca Jak widać, standardowy wtyk XLR nie dość, że jest sam w sobie dość długi, to jeszcze wychodzący z niego kabel jest gruby i mało podatny na zaginanie. W efekcie, zwłaszcza w pracy, podczas rozmów pojawia się problem. Zazwyczaj muszę jednocześnie korzystać i z mikrofonu, i z myszki wraz z klawiaturą. No i oczywiście, zahaczam rękami o wspomniany kabel - stąd moja skłonność do mocowania mikrofonów "do góry nogami". Niestety, mikrofon zamocowany w ten sposób może i nie blokuje rąk, ale za to bardzo skutecznie zasłania ekran... Na szczęście są do kupienia wtyki kątowe, choć nie są one aż tak popularne, jak ich standardowi bracia. Zakupiłem dwie pary (po dwa wtyki męskie i dwa żeńskie) i prz

[O] Tamim Ansary - Ludzkość. Historia, o jakiej nie mieliście pojęcia

Obraz
O, takiej książki potrzebowałem. I myślę, że każdy może znaleźć przyjemność z jej lektury, bowiem - mimo że autor nie jest historykiem - jest to faktycznie książka o historii. I to podana w taki sposób, jakiego nie spotyka się w szkole. Jeśli chodziliście do szkół podobnych do moich, to lekcje historii wyglądały na ogół tak, że leciało się epokami od starożytności do współczesności, skupiając się na szczegółowym omawianiu tego, co działo się w Polsce i pobieżnym omawianiu tego, co działo się na świecie (chyba, że Polski jeszcze nie było, to czytało się o Sumerach, Grekach i Rzymianach). Trzeba się było uczyć dat, bo to dziwnym trafem zawsze było bardzo istotne, że koronacja Bolesława Chrobrego miała miejsce w 1025 roku (choć historycy do tej pory nie są co do tego zgodni), a Kazimierz Wielki zmarł roku 1370 - my mieliśmy w podstawówce obowiązek prowadzić tzw. dzienniczek dat i co jakiś czas historyk robił nam "kartkówki" ze znajomości zapisanych tam rzeczy. Tym, co najc