Jako że PRAWDZIWA wiosna wróciła, grzechem byłoby z tego nie skorzystać i nie wybrać się na jakiś plener - stąd propozycja Krzyśka została przyjęta i po ponad miesiącu wróciłem na rogalińskie łęgi, by ponownie spróbować swych sił. Korzyścią warsztatów było poznanie miejsca, gdzie dębów stoi "jak mrówków", czego nie omieszkałem Krzyśkowi pokazać - bo on, jak i ja, znał do tej pory tylko tę mniej obfitą w dęby część błoni.
Poranek okazał się dość chłodny, więc nic dziwnego, że w Rogalinie zastaliśmy mgłę. Dużo mgły. Mnóstwo. I ciągle jej przybywało (przynajmniej miałem takie wrażenie). Obeszliśmy całkiem spory obszar, podczas którego kilka razy prawie zgubiłem Krzyśka, co i rusz fotografującego nowe okazy wynurzające się z białego oparu. Słońce zobaczyliśmy dość późno, prawie pół godziny po wschodzie. Mimo że doszliśmy aż do dębu przypominającego orła, czas naglił i duży fragment pozostawiliśmy na "następny raz".
Największym zaskoczeniem były prawdziwe tłumy fotografów - naliczyłem przynajmniej 7 osób poza nami, co jak na tak wczesną porę (i to po zmianie czasu) daje spory - przyznacie - wynik.
Jako bonus Krzysiek złapany przy jednym z ostatnich fotografowanych drzew:
Ze swojej strony napiszę tylko małe nawiązanie do wpisów warsztatowych - dzisiaj udało mi się zrobić kilka ujęć, z których jestem zadowolony. Stało się tak między innymi dlatego, że podczas warsztatów trochę poznałem teren i wiedziałem, w które miejsce podejść, choć przy okazji wyszło na jaw, iż nie wszystko zapamiętałem dokładnie. Tak czy owak, bez spotkań sprzed miesiąca nie zrobiłbym zdjęć, które widzicie powyżej. Czyli - było chyba warto?