[E] Wąsko czy szeroko?

Każdy podejmujący decyzję o kupnie aparatu fotograficznego musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jakich ogniskowych potrzebuje do realizacji swoich pasji. A że na początku zwykle nie ma się odpowiedniej wiedzy, wybór pada na aparat czy obiektyw z "maksymalnym przybliżeniem" - stąd właśnie nacisk firm na reklamowanie magicznych "krotności". Zoom 10x, 20x, 40x - czym jest ten magiczny współczynnik i jak zrozumieć pojęcie ogniskowej obiektywu oraz jego kąta widzenia?

Na początek twarda fizyka

Ogniskowa obiektywu jest ściśle związana z jego budową, tzn. położeniem soczewek i ich odległością od miejsca padania pozornego obrazu na matrycę. Pod względem ogniskowej obiektywy dzielimy na stałoogniskowe (zwane swojsko "stałkami") oraz zmiennoogniskowe (czyli tzw. zoomy, najczęstszy przypadek w aparatach kompaktowych). W zoomach można przemieszczać soczewki, zmieniając ogniskową, a tym samym kąt widzenia, powodując przybliżanie i oddalanie obrazu. Obiektywy stałoogniskowe nie mają tej możliwości, więc nazywa się je często "zoomami nożnymi", bo żeby sfotografować nimi coś z bliska, trzeba po prostu podejść bliżej.

Ogniskową podaje się w milimetrach (np. 50mm), dla zoomów podaje się wartości skrajnych ustawień (np. 70-200mm). Co jednak z magicznymi "iksami", stosowanymi w aparatach kompaktowych? Ano nic - nie mówią one po prostu niczego poza tym, o ile najdłuższa ogniskowa jest większa od najkrótszej. I tak, aparat z obiektywem o ogniskowych 10-100mm ma krotność 10x, ale także obiektyw 20-200mm ma tę samą krotność, mimo że użyteczność obu jest (prawdopodobnie) różna. Piszę "prawdopodobnie", ponieważ ogniskowa to nie wszystko...

Kąt widzenia

Sama ogniskowa niewiele nam mówi o praktycznym zastosowaniu obiektywu. Musimy wiedzieć jeszcze, z jakiej wielkości matrycą będzie on współpracował. Popatrzmy na rysunek*:

*) rysunek jest mocno uproszczony, m.in. dla zwiększenia czytelności obraz tworzony przez obiektyw zaprezentowano w odcieniach szarości i nie jest on kołowy (a taki wychodzi z obiektywu)

Jak widać, obiektyw rzuca w danej płaszczyźnie określonej wielkości obraz. Im mniejsza będzie matryca aparatu, tym mniejszy fragment tego obrazu "przechwyci", co da pozorny efekt przybliżenia. Gdy obraz ten zrzutujemy na dużą matrycę, zobaczymy w całości motyla i rośliny. Jeśli matryca będzie mniejsza, uchwycimy na niej tylko część owada (skrzydła będą "przycięte"), a gdy matryca okaże się zupełnie mała, "zmieści się" na niej tylko głowa i tułów motyla i trochę tła. Gdybyśmy przez naroża każdej matrycy przeprowadzili linie, tak jak na rysunku zrobiono dla pełnej klatki, oznaczony kąt zmniejszałby się. Działa to więc trochę tak, jakbyśmy zmienili ogniskową (dłuższa ogniskowa - przybliżenie), jednak tak naprawdę zmniejsza się właśnie kąt widzenia, bo przecież obiektyw w naszym doświadczeniu nie zmienia parametrów!

Matryce

"Skąd i po co różne wielkości matryc?" - zapyta ktoś. Zasadniczo możemy powiedzieć, że aż do rozpoczęcia epoki fotografii cyfrowej istniały trzy formaty: wielki, średni i mały. Wielki był (i jest nadal) stosowany raczej sporadycznie, ze względu na nieporęczność samego sprzętu, który był niezbyt przyjemny w transporcie i utrzymaniu, odpłacając jednak obrazami o niespotykanej nigdzie indziej liczbie szczegółów. Pod wskazanym linkiem można przeczytać, że wielkość materiału światłoczułego (nie odbitki, tylko kliszy - stosowano najczęściej błonę ciętą) sięgała prawie rozmiarów kartki A4!

Średni format nie był już tak wymagający, nadal dając bardzo szczegółowe obrazy o dużej ostrości (rozmiar kliszy to zazwyczaj 6x6cm lub zbliżony). Same aparaty były mniejsze i lżejsze, jednak do popularnych zastosowań oraz dla reporterów zaproponowano format jeszcze mniejszy i bardziej poręczny, gdzie pojedynczy kadr miał wymiary 36x24mm. Podobnie, jak w średnim formacie, stosowano błonę w rolkach, zamiast pojedynczych arkuszy, jak w wielkim formacie. To pozwalało wykonywać szybkie serie zdjęć oraz szybko wymieniać film na nowy bez ryzyka prześwietlenia.

Malcy

Przy wejściu technologii cyfrowych szybko okazało się, że nawet tak relatywnie niewielka matryca, jak byłaby potrzebna w aparacie małoobrazkowym, jest bardzo droga i trudna w produkcji, zatem postanowiono stworzyć jeszcze mniejszy format. Tak powstały formaty nazwane APS-C (ok. 24x18mm), stosowane przez Canona, Nikona, Pentaksa czy Sony do produkcji amatorskich lustrzanek. Olympus poszedł jeszcze dalej i stworzył matrycę 4/3" o wymiarach ok. 18x13mm, umieszczając ją w swoich lustrzankach oraz (obecnie) w aparatach bezlusterkowych (EVIL). W aparatach kompaktowych, jako tańszych, zaczęto mocować matryce jeszcze mniejsze, 2/3" czy 1/2.5".

Jako że cyfrowa matryca małoobrazkowa stała się nagle większa niż wszystkie inne (matryc do średniego i wielkiego formatu jeszcze nie było albo były nieprawdopodobnie kosztowne), aparaty w nią wyposażone (bardzo drogie) zaczęto nazywać "pełną klatką", tworząc swego rodzaju "kult pełnej klatki", traktowanej jako ucieleśnienie najwyższej jakości i "święty Graal" fotografii. Obecnie warto mieć jednak na uwadze, że są rozwiązania, dające dużo lepszą jakość od lustrzanek pełnoklatkowych, np. cyfrowy średni format (ale cena!... zgroza).

Jakie są konsekwencje zamieszania z matrycami? Oczywiście takie, że obiektyw 50mm, połączony z różnymi wielkościami matrycy da za każdym razem inny obraz. W wielkim formacie będzie obiektywem szerokokątnym, w aparacie małoobrazkowym będzie obiektywem standardowym (do klasyfikacji jeszcze wrócę), w APS-C stanie się krótkim teleobiektywem, a w kompakcie będzie już normalnym teleobiektywem. Wszystko przez zmianę kąta widzenia (bo ogniskowa przecież jest stała - 50mm).

Klasyfikacja ogniskowych

Nie zdziwię się, jeśli uznasz, Czytelniku, ten powyższy "wykład" za zbyt zagmatwany. Ciebie, jako fotografa, mają prawo nie interesować historyczno-optyczne rozważania. Chcesz po prostu kupić obiektyw do szerokich ujęć architektury lub przeciwnie, długą "lufę", by fotografować dzikie zwierzęta. Przedstawmy zatem krótką i niedoskonałą klasyfikację obiektywów ze względu na ogniskową (dla aparatu małoobrazkowego, czyli "pełnej klatki"):

  • mniej niż 17mm - obiektywy ultraszerokokątne (zwane UWA - ang. ultra-wide angle) i obiektywy "rybie oko" (ang. fish-eye)
  • 17-35mm - obiektywy szerokokątne
  • 35-50mm - standard (daje perspektywę podobną do widzianej gołym okiem)
  • 50-100mm - krótkie teleobiektywy
  • 100-200mm - teleobiektywy
  • powyżej 200mm - supertele

Oczywiście, obiektywy klasy zoom mogą łączyć kategorie, szczególnie tzw. spacerzoomy (oraz obiektywy w aparatach kompaktowych), o ogniskowych od szerokich 18mm do bardzo wąskich 200mm. Należy mieć tylko na uwadze, że optycznie popularne zoomy są zwykle nieco słabsze niż obiektywy stałoogniskowe (dają mniej ostry czy bardziej zniekształcony obraz).

Jak napisałem, jest to klasyfikacja dla obiektywów łączonych z aparatem małoobrazkowym, takim jak Nikon D700 czy Canon 6D - traktowana jest ona jako punkt odniesienia, by móc porównywać aparaty i obiektywy różnych producentów i o różnych parametrach.

Mnożnik ogniskowej

Jak już wspominałem, ogniskowa obiektywu jest jego cechą fizyczną i nie zmienia się po podłączaniu do różnych aparatów, jednak zmiana wielkości matrycy powoduje zmianę kąta widzenia. Przyjęło się klasyfikować obiektywy ze względu na ogniskową, a nie kąt widzenia, stąd konieczność "przeliczenia" ogniskowej obiektywu, łączonego z różnymi matrycami, aby móc porównywać uzyskiwany obraz. Innymi słowy, aby użytkownik pełnoklatkowego Nikona D3s mógł ocenić, jaki obraz uzyska z modelem D300 kolegi, musi zastosować "mnożnik ogniskowej". Im mniejsza bowiem matryca, tym ogniskowa wydaje się "dłuższa", więc musimy pomnożyć ogniskową przez pewien współczynnik. Nikon w aparatach APS-C ma mnożnik równy 1,5, Canon - 1,6, Olympus dla formatu 4/3 ma mnożnik 2.

Podsumowując, mając np. Canona 450D o matrycy APS-C, by uzyskać kąt widzenia obiektywu standardowego (ok. 40 stopni w poziomie, ogniskowa mniej więcej 50mm), trzeba kupić obiektyw z ogniskową 30mm (30mm*1,6=48mm). W systemie 4/3 trzeba ogniskową przemnożyć przez 2, zatem "standard" uzyskujemy dla fizycznej ogniskowej 25mm.

Dla końcowego użytkownika aparatów z matrycą mniejszą od małego obrazka są zatem dwa wnioski: szeroki kąt musi mieć naprawdę niewielką ogniskową, żeby z matrycą APS-C lub 4/3 nadal był szeroki (zła wiadomość, bo to podnosi koszty obiektywu). Za to z nieco dłuższego tele robi się szybko supertele (200mm w Nikonie APS-C to odpowiednik 300mm w małym obrazku). A że teleobiektywy o długich ogniskowych są drogie, bardzo drogie lub szaleńczo drogie, zastosowanie korpusu APS-C daje nam "za darmo" większe przybliżenie. Dlatego wśród fotografów lotniczych czy "ptasiarzy" dużym powodzeniem cieszą się korpusy APS-C - po prostu by mieć kąt widzenia obiektywu 500mm, w APS-C wystarczy 300mm, a w 4/3 - zaledwie 250mm (porównajcie sobie ceny takich obiektywów).

A kompakty?

Jako że w kompaktach matryce są wielkości małego paznokcia lub jeszcze mniejsze, mnożniki byłyby jeszcze wyższe, ale problem doboru obiektywu tutaj nie istnieje - aparaty te mają obiektywy zintegrowane z obudową i o ich dobór dba producent. Wybierając jednak sam aparat, warto poszukać informacji, jaki jest odpowiednik jego ogniskowych w stosunku do małego obrazka. Jest to istotne szczególnie dla krótszej ogniskowej - zazwyczaj w kompaktach ciężko spotkać odpowiednik ogniskowej 24mm (lub krótszej). A krótka ogniskowa przydaje się zwłaszcza przy zdjęciach we wnętrzach lub do zdjęć architektury czy krajobrazu, więc jeśli planujemy głównie takie zastosowania, warto poszukać aparatu z odpowiednim obiektywem. Wprawdzie producenci wolą chwalić się "iksami" dla zooma, ale często w specyfikacji technicznej uda się znaleźć potrzebne informacje.

Krotność a powiększenie

Użytkownicy kompaktów często mają dylemat, jak przełożyć "pudełkowe" 10x na ogniskową (ewentualnie pytają użytkownika lustrzanki, jaką ma krotność obiektywu). Niestety, krotność zooma niczego nie mówi, nawet tego, jakie tak naprawdę dany aparat (obiektyw) daje powiększenie. Powiększenie jest bowiem stosunkiem najdłuższej ogniskowej zooma, podzielonej przez przekątną matrycy (aby rzecz ustandaryzować - do matrycy pełnoklatkowej, czyli ok. 44mm). Zatem, aby w lustrzance pełnoklatkowej uzyskać przybliżenie dziesięciokrotne, trzeba by zastosować obiektyw 440mm. Jednocześnie musiałby to być zoom 44-440mm, aby miał krotność 10x... E, nie brnijmy może w tym kierunku. Dość powiedzieć, że "iksy" niczego konkretnego nie mówią i nie ma sensu ich porównywać nawet miedzy kompaktami (aparat z zoomem 10x może dawać mniejsze przybliżenie niż aparat opisany jako zoom 8x).

Uff, morał

Okropny wpis - pełno dziwnych terminów i liczb, a mało informacji o fotografowaniu. Czy to się może przydać? Może - z doświadczenia wiem, że jeśli kogoś już wciągnie fotografowanie, z czasem zauważa, że pewne rodzaje zdjęć lubi robić chętniej niż inne. Jednym z wyznaczników owego "rodzaju" jest właśnie kąt widzenia - jednych fascynuje szeroki lub bardzo szeroki kąt, tak różny od tego, co widzimy własnymi oczami; inni chcieliby mieć super-super-super teleobiektyw, by móc robić zdjęcia kraterów księżycowych. Nie ma dobrego obiektywu, spełniającego wszystkie te wymagania, zatem trzeba kupić model specjalizowany, a żeby to zrobić, trzeba wiedzieć, od czego zależy to, co widzimy na zdjęciach. Oczywiście ogniskowa to tylko jeden z parametrów, ale bardzo ważny. Dopiero gdy znamy ogniskową, powinniśmy skupić się na drugim istotnym parametrze, czyli maksymalnym otworze przysłony.

A na koniec przydatne narzędzie - symulator obiektywów. Można przetestować za pomocą suwaczków, jak działa zmiana ogniskowej oraz czym jest zmiana kąta widzenia oraz popatrzeć, czym różni się obrazek z tej samej ogniskowej przypięty do korpusu pełnoklatkowego (FX) oraz APS-C (DX).

Komentarze