[O] Beyerdynamic DT-1770 PRO
Pierwsze wrażenie
Nie ma co ukrywać, że pierwsze wrażenie przy rozpakowaniu słuchawek jest bardzo przyjemne. Znajdujemy bowiem sprzęt zapakowany w sztywny futerał, wewnątrz którego oprócz samych DT-1770 znajdziemy też woreczek z okablowaniem oraz dodatkowe pady. Wszystko starannie wykonane i ułożone, a do tego pachnące nowością.
Fot. producenta https://www.beyerdynamic.de/
Same słuchawki są bardzo eleganckie. Czarne nausznice, skórzane obszycie pałąka. Nic nie trzeszczy, wszystko elegancko spasowane.
Firmowo zamontowane są pady welurowe, co akurat mi bardzo odpowiada, więc nie traciłem czasu na wymianę tego elementu (tym bardziej, że, jeśli wierzyć innym recenzentom, nie jest to łatwa sprawa). Wetknąłem jacka do gniazda w laptopie, który akurat stał na biurku, z drugiej strony połączyłem przewód do słuchawek i włączyłem mój ulubiony testowy utwór, czyli "Let there be Light" Oldfielda wraz z poprzedzającym go "In the Beginning". I znieruchomiałem.
Co na to uszy?
A znieruchomiałem dlatego, że to, co usłyszałem, dalekie było od tego, co usłyszeć się spodziewałem. Wiecie, byłem przyzwyczajony do dźwięku z DT-990, który stał się dla mnie wyznacznikiem bardzo dobrego brzmienia, które może nie jest mocno efektowne i nie ma podbitych basów, ale pozwala usłyszeć bardzo dużo bez przekłamań. A tutaj dostałem bardzo przejaskrawioną górę i prawie żadnego dołu - nie mogłem w to uwierzyć. Awaria?
Na szczęście bardzo szybko poznałem przyczynę - to laptop, a raczej jego kiepski układ dźwiękowy, którego jakość DT-1770 bezlitośnie zdemaskowały. Wcześniej podłączałem do niego tylko "gamingowe" słuchawki z mikrofonem do rozmów na Skype, więc jakość nie była priorytetem.
Szybko przepiąłem się na Focusrite Clarett i tu już wrażenia były diametralnie różne. Dźwięk okazał się bardzo zwarty i, jakby to powiedzieć, "sprężysty". Na moje ucho całe pasmo jest w miarę wyrównane i nic nie "wyskakuje" przed szereg. Słuchawki grają jakościowo podobnie do DT-990, jednak nieco bardziej sterylnie. Słychać tu bardzo wiele, co akurat dla mnie jest wielką zaletą - pozwala to wyłapać sporo błędów we własnych nagraniach oraz usłyszeć nowe rzeczy w utworach pozornie znanych bardzo dobrze.
Nie ma tu wprawdzie takiego skoku jakościowego, jak przy przejściu z Sennheiserów eH-250 na DT-990, ale różnice w porównaniu do starszych kuzynów są. Słuchawki są nieco bardziej selektywne i mniej "mułowate" (jeśli w ogóle w wypadku DT-990 można mówić o "zamulaniu"), co przy miksowaniu sprawdza się bardzo dobrze. Do zwykłego słuchania wolę zakładać jednak "dziewięćsetdziewięćdziesiątki", jest to zwyczajnie przyjemniejsze.
Rzeczy praktyczne
Podobnie jak przy poprzednim modelu, musiałem na wstępie maksymalnie wysunąć i nieco odgiąć metalowe mocowania nauszników - inaczej słuchawki przylegały do mojej wielkiej głowy zbyt mocno i po kwadransie odczuwałbym nieznośny dyskomfort. Welurowe pady są twardsze niż w DT-990 i minęło sporo czasu, zanim dopasowały się do kształtu czaszki.
Mam za to problem z przewodami: spiralnego nie lubię, za to "gładki" jest mało elastyczny i lewa ręka ciągle się w niego zaplątywała (przynajmniej do czasu, aż się nieco nie wyprostował).
Fot. producenta https://www.beyerdynamic.de/
W przypadku tych słuchawek duże znaczenie ma to, do czego są podłączone. Wprawdzie nie mam wersji 600Ohm, tylko skromniejsze 250Ohm, ale już np. mój odtwarzacz plików mp3 ledwo daje sobie radę na maksymalnej głośności. Smartfon radzi sobie lepiej, ale oczywiście spośród grającego sprzętu najlepiej sprawdza mi się Focusrite Clarett.
Inna sprawa, że DT-1770 to słuchawki, które najdłużej "przystosowywały się" do normalnej pracy. Długo dopasowywały się pady, długo prostował przewód, długo trwało "wygrzewanie". Dopiero po ok. miesiącu słuchanie w nich muzyki stało się przyjemnością...
Trochę zawiodłem się na zdolności słuchawek do tłumienia hałasu z zewnątrz - mimo zamkniętej konstrukcji sporo dźwięków przekrada się do uszu. Być może za to dlatego da się w nich pracować dość długo bez uczucia zmęczenia, a tego z kolei się niepotrzebnie obawiałem.
Podsumowanie
DT-1770 nie miały mi zastąpić DT-990 - miały przejąć zadanie miksowania i masteringu (tak, tak, wiem, tego NIE ROBI SIĘ W SŁUCHAWKACH). Swoją rolę wypełniają bardzo dobrze, chociaż w kwestii tłumienia spodziewałem się po nich dużo więcej. Zawsze to dodatkowy odsłuch, a tego - wiadomo - nigdy za wiele.
Czy polecam te słuchawki innym użytkownikom? Trudno powiedzieć - to bardzo specyficzny wybór i bardzo konkretne zastosowanie. Ja jestem zadowolony, ale też dopiero teraz, kiedy słuchawki są już "dopasowane". Ktoś mniej cierpliwy mógłby dać sobie z nimi spokój. Mnie cieszą i lubię z nich korzystać.
Komentarze
Prześlij komentarz