[O] Siedem RAWów: Toskania
Prawie już tradycyjnie zapoznaję się z kolejnym fotobookiem z biblioteczki Ewy Prus i Piotra Dębka. Tym razem pozycja nie jest specjalnie obszerna i zawiera opis obróbki siedmiu zdjęć, wykonanych (jak się domyślam) podczas toskańskich warsztatów, które ta para autorów organizuje. "Siedem RAWów..." firmuje Ewa.
O czym jest ta publikacja?
W kilku słowach można powiedzieć, że jest to siedem przepisów na obrobienie siedmiu zdjęć. I tyle. Na szczęście Ewa nie poprzestała na suchym wskazaniu, które suwaczki w Lightroomie poprzestawiać i w którą stronę. Każde działanie jest tu uzasadniane, a efekty widoczne na screenach.
Autorka dobrała fotografie w taki sposób, by przy każdej pokazać osobny problem, z którym często spotykamy się podczas korygowania zdjęć. A to dokucza nam niski kontrast, a to na zdjęciu uwieczniliśmy przeszkadzające elementy, a to znów wypadałoby skorygować "walące się ściany". Jest tego sporo, więc warto przestudiować wszystkie rozdziały. Sympatyczną właściwością jest autonomiczność poszczególnych części - można zacząć np. od przepisu na obróbkę mgły, potem skoczyć do prostowania architektury, a pierwszy rozdział zostawić sobie na koniec.
Co mi się bardzo spodobało, to możliwość pobrania (z pośrednictwem Dropboksa) wszystkich omawianych zdjęć w formacie RAW. Daje to możliwość przećwiczenia obróbki oraz wypróbowania własnych pomysłów. Można też sprawdzić obróbkę za pomocą programu innego niż Lightroom - wystarczy odszukać podobnie działające funkcje i odtworzyć efekty działania, zaprezentowane przez Ewę. Z pewnością jest to duża wartość dodana tego fotobooka.
Tradycyjnie zatem...
Polecam. Zwłaszcza osobom początkującym, które chcą zobaczyć, co daje obróbka i dlaczego nie zawsze da się zrobić gotowe zdjęcie od razu w aparacie. No i jak duże pole manewru zostawia format RAW, bo to też nie jest bez znaczenia, więc osoby patrzące podejrzliwie na ten format mogą zmienić nastawienie.
Tytuł pozostawia pewną nadzieję, że doczekamy się "Siedmiu RAWów: skądś jeszcze". Może z Islandii? Może z północnej Afryki? Pożyjemy, zobaczymy. A tymczasem szkolmy się, bo warto.
Komentarze
Prześlij komentarz