[W] Osłony przeciwwietrzne domowej roboty

Ostatnio było o tłumiącym drgania uchwycie, ale przecież drgania to nie wszystko. Dużo poważniejszym problemem przy nagrywaniu w terenie jest... wiatr. Kto kiedykolwiek nagrywał cokolwiek poza pomieszczeniami wie, jak irytujące potrafią być nawet pozornie lekkie podmuchy.

Robiłem już pop-filtry, testowałem też różne materiały do budowania deadcatów. Tym razem postanowiłem podejść do sprawy poważniej i stworzyć osłonę dla... mikrofonu wielkomembranowego. Ale nie tylko, więc czytajcie do końca.

Calowa membrana w terenie

Po co brać studyjny mikrofon w teren? No, ogólnie nie ma to za dużo sensu, to prawda. Ale gdyby mieć parę takich mikrofonów, do tego bardzo niskoszumowych i nagrać coś w stereo? Brzmi kusząco, ale może najpierw trzeba by zrobić eksperyment z jednym mikrofonem.

Wybór padł na Lewitta LCT440. Po pierwsze, to świetnej jakości mikrofon, który obecnie trochę się u mnie "nudzi", bo gdy mam ochotę ponagrywać Lewittem, wybieram LCT540S, jako odrobinę lepiej brzmiący. Niemniej, osłona w zamierzeniach miała być i tak uniwersalna, więc...

Materiały i koszty

Zdecydowanie jednym z celów było ograniczenie kosztów - w przeciwnym razie lepiej byłoby po prostu kupić gotową i skuteczną osłonę typu blimp od Rycote czy Cinela. A skoro koszty mają być niewielkie, trzeba posłużyć się niedrogimi materiałami, najlepiej łatwymi do kupienia w marketach budowlanych.

Założenie mojego projektu było takie: blimp będzie składał się z zewnętrznego cylindra, zbudowanego z siatki i z naciągniętą cienką tkaniną. To główna zapora przeciwwiatrowa, coś w rodzaju dookólnego pop-filtra. Wewnątrz tego cylindra będzie znajdował się mikrofon, zamocowany elastycznie, żeby nie przenosiły się na niego drgania. Przed ekstremalnymi podmuchami będzie całość chroniła dodatkowa powłoka ze sztucznego futra, czyli deadcat (czasem przy tego typu wymiarach nazywany deadwombatem).

Cylinder zewnętrzny

Aby zbudować cylinder, wykorzystałem dwa łączniki (czy dwie obejmy) do rur kanalizacyjnych o średnicy 150mm - dwie mniejsze posłużyły do budowy zawieszenia mikrofonu, o czym za chwilę:

Dwie obręcze połączyłem za pomocą dociętej na odpowiednią długość drewnianej listwy. Aby móc jakoś zamocować cylinder na statywie czy innym uchwycie, postanowiłem zastosować metalowy płaskownik, który miał być wsuwany w specjalnie przygotowane klocki ze szczelinami:

Po wycięciu klocków z już przygotowanymi szczelinami zamocowałem je przy każdej z obręczy, po wewnętrznej stronie:

Wymyśliłem bowiem, że wewnętrzna konstrukcja zawieszenia mikrofonu również będzie miała podobne szczeliny i płaskownik, wsuwany od dołu, przejdzie przez wszystkie cztery klocki, dość pewnie mocując oba elementy do siebie.

Tymczasem jednak trzeba było dokończyć cylinder - owinąłem go siatką z tworzywa sztucznego, którą wziąłem z garażowych resztek. To siatka ogrodzeniowa, gdyby ktoś pytał. Żeby ją pewnie zamocować, wetknąłem ją pomiędzy listwę a obręcze, a dodatkowo przytwierdziłem opaskami zaciskowymi na obwodzie. Tak powstały cylinder okazał się nadspodziewanie sztywny, choć lekki.

Mocowanie mikrofonu

Chciałem mieć wybór w kwestii mocowania mikrofonu - albo skorzystać z firmowego koszyka elastycznego, albo mieć jakiś własny, uniwersalny system. To pierwsze rozwiązanie wymagało przewiercenia płaskownika i zastosowaniu specjalnej śruby - gruby fragment to 3/8", a od dołu jest otwór 1/4". To powoduje, że od góry mogę nakręcić dowolny uchwyt mikrofonowy, a od dołu mogę nakręcić całość na statyw (z ewentualną przejściówką z 1/4" na np. 3/8").

Własny "uchwyt mikrofonowy" to prosta konstrukcja. Znów, dwie obręcze z tworzywa przykręciłem do kawałka listwy, ale tym razem klocki ze szczelinami przymocowałem od zewnętrznej strony tak, aby tworzyły jedną linię ze szczelinami z cylindra zewnętrznego. Dzięki temu byłem w stanie wsunąć od spodu płaskownik, zespalający uchwyt mikrofonowy z cylindrem:

Widoczny na zdjęciu mały plastikowy element dokręcony do listy ma za zadanie leciutko przylegać do płaskownika i nie dać mu obijać się o szczeliny (szczeliny mają spory luz, aby ułatwić "wcelowanie" płaskownikiem).

Kolejnym krokiem było wywiercenie w obręczach otworów (po cztery na obręcz) i zamocowanie za ich pomocą gumek do włosów, czyli amortyzacji. Do mocowania znów wykorzystałem opaski zaciskowe i jak widać w jednej obręczy gumki są po obu stronach. Dlaczego tak? Żeby wzmocnić dolną część, która trzyma główny ciężar mikrofonu (tak, na zdjęciu uchwyt stoi "do góry nogami"):

Montaż

Po włożeniu uchwytu do cylindra i spięciu obu części płaskownikiem całość zaczęła faktycznie przypominać blimpa:

Brakującym elementem była jeszcze tkanina, czyli w moim przypadku czarna rajstopa:

No i w zasadzie można było zabrać całość w teren, tu jeszcze bez "futra", które w tym momencie nie było uszyte:

Gdyby ktoś był ciekaw, jak całość brzmi w terenie, to tutaj porównanie brzmienia Lewitta LCT440 umieszczonego wewnątrz powyższego blimpa z brzmieniem dodatkowo zmienionym sztucznym futrem:

LCT440 wewnątrz blimpa, bez i z futrem, POBIERZ


Nie tylko duży blimp

Na fali budowania blimpów (bo ten opisany powyżej to już trzecia w sumie konstrukcja, najbardziej dojrzała) postanowiłem wypróbować pomysł, który wpadł mi kiedyś na jednej z grup użytkowników rejestratora Tascam X8. Otóż dzielono się tam sposobem zrobienia blimpa dla tego właśnie rejestratora, a sama konstrukcja była bajecznie wręcz prosta.

Za szkielet służy w tym wypadku piłeczka-gryzak, do kupienia za ok. 20zł. W przypadku rejestratora trzeba wyciąć ze dwa "żeberka", żeby móc jakoś zamocować całość na urządzeniu, ja jednak budowałem blimpy dla pary mikrofonów sE8. W tym wypadku gryzaka w ogóle nie trzeba tykać, wystarczy naciągnąć na niego rajstopę (lub rajstopową skarpetkę, jak jest w moim przypadku):

Tak zabezpieczony mikrofon jest odporny na lekkie podmuchy wiatru, ale powstaje pewien problem - chociaż wiatr nie przedostaje się do środka, z dość dużym hałasem zatrzymuje się na naprężonej tkaninie. Aby temu zapobiec, należy... zastosować futro. I tak, po uszyciu specjalnej "czapy", prezentuje się sE8 w domowej roboty blimpie:

Wnioski

Przyznam, że budowanie tych wszystkich ustrojów było ciekawą zabawą. Przede wszystkim dało mi sporo wiedzy o tym, co działa najlepiej podczas ochrony. Nie wystarczy samo futro (jak się łudziłem, robiąc deadcaty za grosze), ale i szkielet z tkaniną nie jest idealnym rozwiązaniem, bo choć sam podmuch nie przesterowuje membrany mikrofonu, to jednak jest wyraźnie słyszalny. Dopiero połączenie obu sposobów daje niemal pewność, że żadne podmuchy nie zakłócą nagrania. Ale znów, futro powoduje obcinanie wysokich częstotliwości, więc coś za coś...

Czy całość się opłaca? To zależy, ile z potrzebnych materiałów i narzędzi już mamy. Na przykład same obręcze nie są drogie, ale trzeba je zabezpieczyć przed rozłączeniem (każda z nich jest dwuczęściowa) - ja zrobiłem to za pomocą białego kleju na gorąco.Aby wywiercić w płaskowniku dwa otwory, trzeba mieć wiertarkę i odpowiednie wiertło. I tak dalej, i tak dalej. Z tego, co policzyłem, mnie ten duży blimp wyniósł około 150zł, z czego połowa to cena sztucznego futra. Małe blimpy (zrobiłem dwie sztuki, bo mam parę sE8) to około 50zł za oba (ale jeśli ktoś chce mieć futrzane "czapki" na nie, to trzeba dokupić i futro - u mnie się to rozłożyło na parę blimpów, bo kupiłem kawałek ok. 30x150cm).

Profesjonalne osłony kosztują wielokrotnie więcej, nawet jeśli doliczymy poświęcony czas, gra może okazać się warta świeczki. Ja nie żałuję.

Aktualizacja z 2024.06.01

Duży blimp był ze mną już na kilku wyprawach "dźwiękowych" i okazało się, że trzeba wprowadzić do niego kilka poprawek. Po pierwsze, dopracowałem wariant ze standardowym koszykiem antywstrząsowym, jaki dostajemy z mikrofonem:

Najważniejszą sprawą była wymiana płaskownika na taki, który pozwoli wydłużyć poziomą poprzeczkę, aby uchwyt wchodził do wnętrza cylindra bez kłopotu (dodatkowo wzmocniłem "zagięcie" przynitowanym stalowym kątownikiem). W związku z tym, że sam mikrofon jest jednak mniej więcej w środku cylindra, wywierciłem dodatkowy otwór dokładnie pod nim, aby tam pewniej i stabilniej mocować cały ustrój do statywu. Dodatkowo - jak widać na zdjęciu powyżej - uchwyt został zamocowany z wykorzystaniem tulejki dystansującej, co pozwala łatwiej dokręcić śrubę mocującą. Tę również - co widać - wymieniłem i zamiast kłopotliwego imbusa mam taką wygodną dużą gałkę albo śrubę z łbem motylkowym. Obie dużo wygodniejsze we wkręcaniu i nie wymagające dodatkowo pamiętania o kluczu.

Obecnie zatem oba mocowania mikrofonu prezentują się tak:

Mogą być wykorzystywane wymiennie, czyli jeśli standardowy uchwyt mikrofonowy mieści się do cylindra, to można korzystać z niego, a jeśli nie i trzeba "upchnąć" tylko mikrofon, to stosowana jest konstrukcja z gumkami.

Komentarze