Historia jednego zdjęcia (1)
Wyprawa
Chciałbym tym wpisem zainaugurować cykl opisujący historię pojedynczego ujęcia - szczególnie w kontekście obróbki, ale nie tylko. Czasem zdarza się bowiem, że wracam do zdjęć starszych i znajduję w nich na tyle dużo inspiracji, by zresetować ustawienia obróbki i spróbować wykrzesać z nich coś nowego, świeżego.
Dzisiaj omawiane zdjęcie powstało podczas trochę szalonej wyprawy do Koła w województwie wielkopolskim. Wyprawa była szalona, bo po pierwsze nie znałem tego miasteczka, a po drugie zapowiadano deszcz i burzę. Sam dojazd też nie był prosty, bo do zamku wiedzie tylko polna dróżka (do dzisiaj przepraszam moje auto za tamten dzień). Jak wszystkie szalone wyjazdy, także i ten pozwolił zebrać solidne żniwo fotograficzne. Burza rzeczywiście przyszła, i to bardzo gwałtowna - a po niej zdążyła się jeszcze pokazać tęcza (udało się ją uwiecznić, ale to temat na inną opowieść). Tak czy inaczej, materiał z tego dnia przeglądam od czasu do czasu, bo nawet mimo kilku oczywistych błędów technicznych nadal mi się podoba.
Co my tutaj mamy?
Samo zdjęcie bez obróbki od razu rzuca się w oczy niedoświetleniem (o jakieś 0,7EV, a może nawet 1EV). Na baszcie prawie nie widać szczegółów, a histogram jest przesunięty w lewo.
Od razu ostrzegę wielbicieli dyskretnych zmian, że tym razem obróbka będzie dosyć agresywna, a to z tego względu, że końcowym rezultatem ma być zdjęcie monochromatyczne. Zatem śmiało wyciągamy szczegóły z cienia, jednocześnie uwydatniając szczegóły zarówno w fakturze muru, jak i na niebie:
Koniec z kolorem
Wydawać by się mogło, że konwersja do wersji monochromatycznej jest banalna, bo przecież wystarczy tylko zmniejszyć nasycenie kolorów do zera i już, prawda? Prawda, ale nie do końca. Taki sposób "konwersji" to duże pójście na skróty i rezygnacja ze sporych możliwości wpływania na końcowy efekt. Dlatego posługuję się w 99% przypadków ustalaniem proporcji poszczególnych odcieni kolorystycznych i zakładką HSL/Color/B&W w Lightroomie.
Zatem pora przejść do konwersji. Start z domyślnych ustawień (bardzo zbliżonych do zwykłego zmniejszenia nasycenia kolorów do zera) i początkowe próby nie zachwycają - obrazek jest płaski i mało kontrastowy. Ruszam suwakami konwersji...
...ale chwilowo bez wielkiego powodzenia. Obraz wprawdzie jest "poprawny" i czytelny, ale jednocześnie nijaki i nie daje poczucia, że kwadrans wcześniej nad zamkiem przeszła burza:
Próbuję zatem dalej. Mury mają różne odcienie żółci, oranżu i czerwieni, więc może dobrym pomysłem byłoby zwiększenie kontrastu między tymi odcieniami? Jednocześnie warto chyba byłoby przyciemnić nieco niebieski, aby niebo przynajmniej spróbowało nabrać groźnego charakteru.
Obrazek wygląda całkiem nieźle, ale czegoś brakuje w dolnej części. Ściemnienie zieleni przy relatywnie jasnej żółci powoduje, że także podłoże zaczyna ładnie kontrastować:
Proces konwersji na wersję monochromatyczną w moim przypadku wygląda zazwyczaj w ten właśnie sposób - próbuję, testuję różne ustawienia, przełączam się na wersję kolorową. Doświadczalnie sam sobie udowodniłem, że bardzo rzadko dobrze wypadają domyślne ustawienia lub zdjęcie jest tak trudne do konwersji, że trzeba przeprowadzać obróbkę na warstwach w Photoshopie. Być może zresztą jeden z kolejnych wpisów poświęcę tematyce konwersji, bo przy odrobinie samozaparcia można uzyskać naprawdę niezłe efekty!
Wracając do meritum - zdjęcie w moim odczuciu wygląda dobrze, zatem zakończę w tym momencie konwersję. Jako że jednak dzień wcześniej bawiłem się w tonowanie, postanowiłem i dziś spróbować szczęścia.
Tonowanie w Lightroomie polega z grubsza na ustaleniu odcienia i nasycenia osobno dla tonów jasnych, jak i ciemnych. Oczywiście, można je stosować także dla zdjęć kolorowych (efekt przypomina wtedy zazwyczaj coś w rodzaju krosowania za pomocą krzywych). Ja zdecydowałem się na żółtozielony odcień dla świateł oraz niebieski dla cieni:
Morał
Warto czasem wrócić do starszych zdjęć, przejrzeć je i pomyśleć, czy nie świta nam jakiś nowy pomysł na zaprezentowanie ich światu. Czasem pomaga zwyczajne zresetowanie dotychczasowych ustawień. Polecam też eksperymentowanie i nie poprzestawanie na nastawach automatycznych. Patrząc na dwie wersje czarno-białe każdy przyzna, że jest między nimi kolosalna różnica - a tak naprawdę trzeba było tylko inaczej ustalić procentowy udział poszczególnych odcieni w końcowym obrazie. Dlatego też - moim zdaniem - nie warto korzystać z obecnych w aparacie opcji rejestrowania obrazu jako czarno-białego, zwłaszcza dla plików JPG (RAW zawsze jest kolorowy). Z kolorowego oryginału można wyczarować dużo więcej, niż pozwala na to automat.
Podnosisz mnie na duchu :-). To rewelacyjne, co da się zrobić ze "skopanym" zdjęciem. U mnie takich wiele, będę przynajmniej próbować wykrzesać coś z mojego IrfanView. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńKiedy Ty znajdujesz czas na powrót do zdjęć sprzed lat? Ja nawet aktualnych nie ogarniam :D
OdpowiedzUsuń@Anika - czasem się da, czasem nie - tutaj problemem było tylko niedoświetlenie o niecałą przysłonę; gdyby do tego trzeba było walczyć z wypaleniami, krzywym horyzontem, walącymi się murami (w sensie zniekształceń ;))), słupami energetycznymi itp., to na pewno by mi się nie chciało ślęczeć :)
OdpowiedzUsuńZamiast IrfanView polecam GIMPa albo choćby darmowy Paint.NET. Możesz też poszukać w google'u frazy "photoshop online" - jest wiele aplikacji uruchamianych w przeglądarce, pracujących na warstwach i posiadających wcale duże możliwości :)
@B.
No znajduję, jeśli mam ograniczone możliwości robienia nowych zdjęć... Co zrobić :P
Dziękuję za informacje o programach (oraz wszelkie inne - chłonę jak gąbka). Dzięki Tobie wiem czego szukać, tzn. jak ukierunkować mojego fachowca d/s technicznych :-D.
OdpowiedzUsuń