[O] Seriale Marvela

Korzystając z kończącego się dostępu do platformy Disneya, nadgoniłem wszystkie dostępne tam marvelowskie seriale. Był to spory maraton, ale ostatecznie nie żałuję - trzeba sobie powiedzieć, że seriale te są zrobione rzetelnie i nie odstają specjalnie od kinowych hitów. Zresztą, seriale te mają wiele cech wspólnych, dlatego umieściłem je w jednym wpisie, zamiast rozbijać na poszczególne tytuły.

Aha, jako że seriale są od dłuższego czasu dostępne, nie będę się starał ukrywać fabuły za wszelką cenę.

WandaVision

Ten serial obejrzałem w pierwszej kolejności, ponieważ po Doktorze Strange'u byłem ciekaw, dlaczego Wanda stała się taka, jaką się stała. I tak, potwierdzam, że faktycznie ten serial wiele rzeczy wyjaśnił.

Jednocześnie muszę stwierdzić, że fabularnie został rozwiązany bardzo zgrabnie i miał świetny klimat, zwłaszcza kiedy dostrzegało się zmiany "sezonowości" wewnętrznego, wykreowanego przez Wandę serialu. Pękanie iluzji wnosiło dreszczyk niepokoju, a twist z Agnes był dość niespodziewany (dla mnie przynajmniej). Zresztą, skoro już jesteśmy przy niespodziankach, to każdy wielbiciel MCU zapewne uśmiechnie się, zobaczywszy "pomocnika" Agnes.

Za to strasznie bolało mnie oglądanie postaci Tylera Haywarda, który już od pierwszej sceny wzbudził moją wewnętrzną niechęć - i słusznie, jak się wkrótce okazało. Była to chyba najbardziej sztampowo wymyślona i zagrana postać złego szefa, który ma swój "plan".

The Falcon and the Winter Soldier

Ten serial wrzuciłem jako drugi, bo lubię postacie Falcona i Zimowego Żołnierza. Tym, co mnie zniechęcało, był widoczny w reklamach i na screenach aktor grający nowego Kapitana Amerykę, Wyatt Russell - kto wymyślił do tej roli faceta z tak wysuniętą żuchwą i odstającymi uszkami? Wygląda to naprawdę groteskowo i w sumie dopiero teraz można docenić, jak dobrze do roli Kapitana pasował Chris Evans.

No, ale mniejsza o aktora, bo w sumie robi on świetną robotę, tak skutecznie dając się nie lubić, że strach. Fabuła serialu jest całkiem niegłupia - po "Blipie", jak nazywane jest w MCU pięć lat niebytu połowy ludzkości po pstryknięciu Thanosa, świat zmaga się z problemem... przywrócenia do życia wspomnianych miliardów ludzi. I faktycznie, gdy się nad tym zastanowić, po pięciu latach musiałby być to problem i kto wie, czy Avengersi nie wyrządzili światu niedźwiedziej przysługi, pokonując Thanosa w Endgame...

W każdym razie pojawia się grupa młodych ekstremistów, wśród których jest ośmiu nowych superżołnierzy. Okazuje się, że pewien naukowiec na zlecenie tajemniczego Dilera Mocy odtworzył serum, służące do "wytwarzania" superżołnierzy. Falcon i Zimowy Żołnierz ruszają na poszukiwania zarówno ekstremistów, jak i pozostałych kilkunastu fiolek serum.

Przyznam, że i ten serial bardzo mi się podobał - głównie dlatego, że wreszcie Bucky przestał w nim być zamkniętym w sobie milczkiem (aczkolwiek przemiana dokonuje się ciut za szybko). Ale podoba mi się całe tło - siostra, Falcona, Sarah i jej problemy, wygnana z kraju agentka Carter, której coś za łatwo idzie pomaganie Falconowi (ale to zaczynamy rozumieć pod koniec pierwszego sezonu).

Loki

Tego serialu byłem ciekaw najmniej - wprawdzie postać graną przez Toma Hiddlestona lubię, ale szczerze mówiąc, chętniej obejrzałbym serial o Czarnej Wdowie na przykład. Na szczęście, pomysł fabularny na tych sześć odcinków okazał się na tyle interesujący, że nie nudziłem się ani trochę.

Fabuła zaczyna się w miejscu, którego można się domyślić - Loki zabiera Tesseract, upuszczony przez powracających w czasie Avengersów z Końca gry. Z wolności nie cieszy się jednak długo, bo zostaje schwytany przez funkcjonariuszy tajemniczej Agencji Ochrony Chronostruktury jako osobnik naruszający porządek czasu we Wszechświecie. Przed wyrokiem śmierci chroni go agent Mobius (Owen Wilson), który chce wykorzystać Lokiego do złapania... innego wcielenia Lokiego, którym okazuje się grana przez Sophię Di Martino Sylvie. Wszystko zmierza do odkrycia tajemnicy, kto założył AOC.

Muszę przyznać, że bawiłem się bardzo dobrze, chociaż nie zawsze Loki zachowywał się tak, jak Loki znany z filmów. Ale że i tam był on postacią zmienną i nieprzewidywalną, to ostatecznie tutaj też da się lubić.

Aktorzy zostali dobrani bardzo dobrze - szczególnie Owen Wilson wzbudza sympatię. Najmniej pasowała mi tutaj Gugu Mbatha-Raw w roli Ravonny Renslayer - jest tak jakoś mało charakterystyczna i zapadająca w pamięć. Za to uśmiałem się z Jonathana Majorsa, grającego Tego, Który Trwa - jest tak przerysowany, że aż zabawny. Podobnie sympatycznie wypadła grupa Lokich w krainie na końcu czasu - Loki Aligator? Dlaczego nie?

Efekty specjalne stoją na wysokim poziomie, zwłaszcza jak na serial, zaś zdecydowanie wyróżnia się muzyka, która jest tutaj mniej orkiestrowa, a bardziej syntezatorowa - ja to kupuję.

Hawkeye

No i przygody Clinta Bartona, łucznika i zabójcy, który - naturalnie - w serialu nie jest już zabójcą (czy jak sam mówi - bronią). I znów, nie miałem jakichś konkretnych oczekiwań co do tego serialu - byłem tylko ciekaw, czy to będzie coś nowego, czy twórcy po prostu wyświetlą nam ledwo pokazany epizod z czasu Blipa, kiedy Clint stracił całą rodzinę i stał się Roninem. Temat Ronina wprawdzie powraca i jest tak naprawdę osią wszystkich wydarzeń, jednak główną bohaterką jest Kate Bishop, wielka fanka Hawkeye.

W sześciu odcinkach poupychano tyle wątków i postaci, że czasem można było się pogubić, kto tu poluje na kogo. Bo policzmy: Kate zdobywa przypadkowo strój Ronina i się w nim pokazuje, spuszczając łomot grupie "Dresiarzy" (gdzie jedną z głównych ról gra Piotr Adamczyk i jest w tym uroczy). "Dresiarze" są dowodzeni przez Mayę, niesłyszącą mistrzynię walk, która poprzysięgła zemstę Roninowi, gdy ten zabił jej ojca. Kate chce z kolei udowodnić, że narzeczony jej matki, Jack, jest przestępcą zamieszanym w zabójstwo pewnego bogacza. Hawkeye zamierza z kolei zakończyć sprawę Ronina, w czym przeszkadzają mu "Dresiarze" oraz... Jelena, siostra Nataszy Romanow (znów świetna Florence Pugh). A za wszystkim stoi dodatkowo Kingpin, sterujący zarówno matką Kate, jak i "Dresiarzami". A dodajmy do tego jeszcze LARPowców z policjantami w składzie - uf!

Na szczęście przez większość czasu wszystko jest w miarę czytelne i fabuła dość żwawo rwie do przodu. Nie zabrakło nawet miejsca na fragmenty spokojne, wręcz liryczne, a widok Bartona, który w wyniku burzliwego życia podupadł na zdrowiu i niemal stracił słuch, na swój sposób wzrusza. Duża w tym zasługa Jeremy'ego Rennera, który chyba po prostu chciałby już pożegnać graną od ponad dziesięciu lat postać. Myślę zresztą, że taki jest zamysł, by w buty Hawkeye wskoczyła właśnie Kate Bishop, grana przez młodą Hailee Steinfeld.

To - po The Falcon and the Winter Soldier - serial najbardziej trzymający się uniwersum znanego z wcześniejszych faz. Postacią Fiska nawiązuje połączenie ze światem Daredevila, co być może będzie rozwijane w dalszych sezonach (jeśli się pojawią).

Podsumowanie ogólne

No i cóż - nie żałuję nadgonienia marvelowskich seriali i szczerze muszę powiedzieć, że podobały mi się one dużo bardziej niż ostatnie "multiwersowe", duże produkcje. Może to kwestia bohaterów? Może bardziej angażującej i mniej uproszczonej fabuły? Wprawdzie cudów tutaj się nie znajdzie, ale wystarczyło przestać traktować widza jak półgłówka i już ogląda się całość zdecydowanie lepiej.

Widać pewną zmianę w stosunku do marvelowskich seriali kręconych przez Netfliksa - tutaj fabuły są dużo bardziej "zagęszczone" i w zasadzie nie ma odcinków, gdzie akcja płynie powolutku i nic się nie dzieje. Są momenty oddechu, ale miałem wrażenie, że gdyby wyrzucić niepotrzebne streszczenia, czołówki i napisy końcowe, to dałoby się z tych seriali zrobić całkiem solidne filmy.

Ale właśnie - wspomnienie o czołówkach przypomniało mi, co jest najbardziej irytujące w korzystaniu z Disney Plus - otóż... odtwarzacz. Nijak nie da się przewinąć czołówki czy napisów, skoczyć szybko do kolejnego odcinka czy przejść do listy pozostałych epizodów. Po prostu mnóstwo klikania i czekania, zamiast prostego i przejrzystego interfejsu. Pod tym względem Netflix jest daleko z przodu.

To byłoby jednak tyle narzekań, cała reszta wypadła nadspodziewanie dobrze i powtórzę - bawiłem się dużo lepiej niż na ostatnim Doktorze Strange'u czy Spider-Manie. Teraz zadaję sobie pytanie - czy nadganiać także seriale gwiezdnowojenne? Pokusa jest, nie powiem...

Komentarze

  1. Nie za bardzo kojarzę (nie oglądam seriali, cóż taka wada:))), natomiast nieco łapię mitologię i Lokiego gdzieś widziałam. Odpowiedni aktor moim zdaniem. Wkurza tak, jak powinien.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, w serialu jest mniej irytujący niż w filmach :) tu jest taki dość ugłaskany i traci całą swoją nieobliczalność ;)

      Usuń

Prześlij komentarz