[E] Mam lustrzankę! cz. 2

Czas przejść dzisiaj od słów do czynów, czyli wyjmiemy aparat z torby i zrobimy kilka zdjęć "testowych". Zakładam przy tym, że jakieś zdjęcia już robiłeś czy robiłaś i takie terminy jak ustawianie ostrości, balans bieli czy histogram nie powodują u Ciebie paniki. Gorąco też zachęcam do przeczytania i ZAGLĄDANIA do instrukcji własnego aparatu - naprawdę producenci umieszczają tam mnóstwo przydatnych informacji! Zwłaszcza gdy będę opisywał jakieś konkretne ustawienia (np. zmianę trybu pomiaru światła), nie będę wnikał, jak to robić w konkretnym modelu - trzeba więc zastosować się do reguły RTFM* i doczytać.

Sytuacja wyjściowa

Na potrzeby poradnika zakładam, że masz niezbyt zaawansowaną lustrzankę ze standardowym obiektywem zoom o zakresie ogniskowych zbliżonym do 18-55mm. Jak napisałem wcześniej, zakładam też jakiś minimalny poziom wiedzy, czyli że już w życiu nieco zdjęć powstało z Twojej ręki. Skupmy się zatem na różnicach w porównaniu do aparatów kompaktowych (to kolejne założenie - że "przesiadasz" się z takiego właśnie aparatu).

Dla ułatwienia proponuję na razie ustawić tryb "zielony", jeśli taki jest dostępny lub ewentualnie pełną automatykę (czyli tryb "P"), gdzie aparat sam dobierze odpowiednie parametry. Zajmiemy się bowiem na początku samą obsługą aparatu.

Różnice

Trochę to może zabawne, ale dość sporą różnicą między lustrzanką a kompaktem jest... zmiana ogniskowej. W kompaktach producenci zwykle stosują dźwigienkę W-T (wide-tight), która "poszerza" lub "ścieśnia" kadr. W lustrzankach do tego celu należy użyć pierścienia na obiektywie (zwykle jest od duży i karbowany). Kręceniu pierścieniem zwykle towarzyszy wydłużanie się lub skracanie samego obiektywu. W trakcie kręcenia patrzymy przez wizjer, aby kontrolować kadr. Taki sposób zmiany ogniskowej jest dużo szybszy niż w kompaktach i z reguły też dokładniejszy (zgodzi się z tym każdy, kto w kompakcie przesuwał dźwigienkę "o troszkę" w lewo czy prawo i nie mógł trafić w idealne położenie).

Druga różnica to ostrzenie. W lustrzankach można to robić automatycznie (wciśnięcie spustu migawki do połowy) lub ręcznie (pierścieniem na obiektywie). Tutaj uwaga praktyczna - część obiektywów lustrzankowych w momencie używania autofocusa NIE POZWALA na ostrzenie ręczne, a próby takie mogą skończyć się wręcz uszkodzeniem obiektywu! Stąd lustrzanki (ale i same obiektywy) są zaopatrzone w dźwigienkę trybu ostrzenia (A - automatyczny, M - ręczny). Po przełączeniu trybu na M możemy swobodnie kręcić pierścieniem ostrości i ustawiać ją tak, jak sobie to zaplanujemy (pomagają w tym oznaczenia na obiektywie, gdzie można odczytać, na jaką odległość ustawiono ostrość - np. 1m, 5m, nieskończoność; niestety, nowsze obiektywy często są pozbawione skali odległości).

Proponuję zatem wypróbować te dwie funkcje i zrobić zdjęcia na różnych ogniskowych (z różnym stopniem "przybliżenia") oraz ustawiając ostrość zarówno automatycznie (zalecam na razie poprzestać na ostrzeniu punktem centralnym - sprawdź w instrukcji, jak go wybrać), jak i ręcznie. Wprawdzie w trybie "zielonym" czy "P" nie mamy jeszcze pełnej kontroli nad obrazem, ale już zabawa zoomem i punktem ostrości daje nieco pojęcia, jak bardzo lustrzanki ułatwiają panowanie nad sprzętem.

Wychodzimy z przedszkola

Naprawdę nie mam nic przeciwko trybom tematycznym, trybowi "zielonemu" czy "P". Każdy tryb jest dobry do zrobienia zdjęcia. Jednak łatwo po pewnym czasie zauważyć, że nie zawsze automatyczne algorytmy wszystko ustawią prawidłowo i "odgadną", co fotograf chciał uzyskać. Wtedy czas przestać się bać trybów mniej automatycznych:

Preselekcja przysłony

Ta niezbyt oczywista nazwa oznacza, że fotograf ustawia żądany otwór przysłony (kilka słów wyjaśnienia za chwilkę), zaś aparat dobiera odpowiedni czas, potrzebny do naświetlenia zdjęcia. Tryb ten jest oznaczany często literami "A" lub "Av". Czas wyliczony przez aparat można zmieniać, stosując tzw. korektę ekspozycji. Uf! Co to wszystko oznacza?

Większość obiektywów dla aparatów popularnych posiada przysłonę - jeśli zajrzysz obiektywowi "w oko", dostrzeżesz zbiegające się "listki", które pozostawiają w środku duży lub mały otwór. Przez ten właśnie otwór wpada do aparatu światło, tworzące obraz. Skoro fotografujesz już od jakiegoś czasu, z pewnością wiesz, że światła zwykle jest zbyt mało na oczekiwania fotografa, przez co trzeba zwiększać czułość ISO matrycy, co z kolei prowadzi do powstawania szumów.

Skoro tak, to po co w ogóle ograniczać ilość światła? Niech wpada go zawsze maksymalnie dużo! Otóż to nie do końca tak. W słoneczne dni i przy "jasnym" obiektywie maksymalnie otwarta przysłona wpuszcza ZA DUŻO światła, prowadząc do przepalonych obrazów. Mniej oczywisty - zwłaszcza dla fotografujących kompaktami - jest wpływ otworu przysłony na głębię ostrości - ale tutaj odsyłam do wcześniejszego wpisu.

Zasadniczo wydaje mi się, że ten tryb półautomatyczny jest najłatwiejszy w zrozumieniu i w użyciu. Za pomocą przysłony kontrolujemy, ile chcemy mieć ostrego obszaru na zdjęciu, a aparat dobiera nam czas, potrzebny do poprawnej ekspozycji. Czas też możemy zresztą w pewnym zakresie kontrolować za pomocą korekcji ekspozycji.

Podsumowując: w większości sytuacji preselekcja przysłony sprawdza się bardzo dobrze. Jeśli masz wątpliwości, jakie przysłony należy ustawiać, by uzyskać odpowiednią dla Twoich zamiarów głębię ostrości, możesz skorzystać np. z symulatora głębi ostrości. Wystarczy też chwilę poeksperymentować: zrobić dwa, trzy ujęcia z takim samym zoomem i różnymi przysłonami; potem zmienić odległość, na którą ostrzymy: raz kilka ujęć z różnymi przysłonami, ostrząc na szklankę stojącą 50cm od Ciebie, potem tyle samo ujęć z ostrzeniem na odległy budynek. Zdjęcia zgrywamy do komputera i oglądamy - różnice powinny być widoczne gołym okiem.

Preselekcja czasu

Tryb, będący odwróceniem poprzedniego: tutaj ręcznie dobieramy czas ekspozycji, zaś aparat stara się odpowiednio dobrać przysłonę (tryb oznaczany jest zwykle przez litery "S" lub "Tv"). Do czego to się może przydać? Do panoramowania, do rozmywania kropli deszczu, do fotografowania gwiezdnego nieba - jednym słowem wszędzie, gdzie zdjęcie jest "tworzone" przede wszystkim przez czas. Tryb czasem przydaje się też do zagwarantowania sobie krótkich czasów (np. żeby zamrozić ruch), jednak bez podbijania ISO samo otwieranie przysłony przez automat zazwyczaj nie wystarcza (nie da się "przeskoczyć" ograniczenia samego obiektywu).

Tryb ręczny

Tryb "M", w którym o wszystkim decyduje fotograf. On dobiera przysłonę, on ustala czas. Nic nie jest pozostawione przypadkowi. Teoretycznie tryb najtrudniejszy do opanowania, ale tak naprawdę często jest to jedyny tryb, w którym pewne rzeczy da się zrobić łatwo. Ze swojego doświadczenia powiem, że dopiero po przełączeniu w ten tryb zacząłem panować nad zewnętrzną lampą błyskową. Według mnie aparaty mogłyby mieć tylko tryb "A" i "M" (w "S" i tak oprócz czasu trzeba dodatkowo "żonglować" ISO, więc łatwiej już ręcznie dobrać nieszczęsną przysłonę i mieć spokój).

*) RTFM (ang. read the fucking manual), czyli w wolnym tłumaczeniu - "przeczytaj, z łaski swojej, instrukcję obsługi".

Komentarze