[M] Schody do nieba

Taki już urok całego albumu "Schody do nieba", że utwory miały bardzo "poetyckie" i "górnolotne" tytuły: "Droga do raju", "Tęcza z marzeń", "Sen"... To uboczny skutek faszerowania poezją na lekcjach polskiego w liceum.

Historia krótka i bolesna

Inaczej niż przy nagrywaniu Drogi do raju, w przypadku "Schodów" wszystko poszło błyskawicznie. Z tego, co pamiętam, utwór powstał w jeden dzień (od podstaw do nagrania na kasecie) i ogromnie mi się wówczas podobał. Wiadomo, bębny, smyczki, a do tego bez opamiętania wykorzystywane pogłosy i delaye.

Dopiero jakiś czas później, gdy chwaliłem się koledze Wieśkowi moimi dokonaniami, dowiedziałem się. I tego, że nuda, nic się nie dzieje; i tego, że efekty są przesadzone; a nawet tego, że nagranie buczy i źle brzmi. Masakra.

Oczywiście uniosłem się wówczas twórczym gniewem i stwierdziłem, że wszystko jest tak, jak sobie zaplanowałem, żadnych zmian nie będzie i basta!

Nie da się w jeden dzień

Kiedy zasiadałem do remiksu tego utworu, przypomniało mi się to wszystko i naturalnie, musiałem przyznać Wieśkowi rację (zresztą, wtedy też wiedziałem, że ją ma, tylko bardzo ugodziło to mą miłość własną). Kawałek po kawałku, ścieżka po ścieżce, przerabiałem, dopasowywałem, zmieniałem i dorabiałem. Aż wreszcie zaczęło to jakoś wyglądać (mam nadzieję).

Do tego doszło jeszcze miksowanie całości, co okazało się ponad siły FL Studio, odpalonego na moim wiekowym laptopie. Pogram się zwyczajnie "zatykał" i nie potrafił odtworzyć całej aranżacji, dopiero zgranie do stemów pozwoliło na ostateczny miks, już w osobnej sesji.

Ostatecznie zatem spędziłem nad - gotowym przecież! - utworem pięć dni. Mam nadzieję, że było warto - posłuchajcie sami.

Komentarze