[O] The Batman

Mili Państwo, ile to już było filmów o Batmanie? Dla mnie historia "Batmanów" zaczyna się wprawdzie dopiero od Michaela Keatona w wizji Tima Burtona, ale przecież i wcześniej były filmy oraz seriale z tym bohaterem. "Batman" z Keatonem w tytułowej roli i Nicholsonem w roli Jokera przez wiele lat był dla mnie niedoścignionym wzorem, nawet "Powrót Batmana" doceniłem dużo później. Inkarnacja z Valem Kilmerem nie była zła, ale już na George'a Clooneya trzeba opuścić zasłonę milczenia, bo był to najbardziej żenujący ze współczesnych "Batmanów" (tak, to ten z sutkami na kostiumie i kartą kredytową). Potem doczekaliśmy się świetnej trylogii Christophera Nolana z Christianem Bale'em w roli Bruce'a Wayne'a. Potem w rolę wcielił się Ben Affleck i po latach przyznaję, że ten jego Batman miał w sobie odpowiednią czarę rozczarowania i goryczy, choć nie zachwycał. Czy zachwyci najnowsze wcielenie, Robert Pattinson?

Trzy godziny

Przez sam metraż ten film jest inny niż wszystkie poprzednie. Wprawdzie Nolan w "Dark Knight Rises" również taśmy filmowej nie szczędził (2h 44min), to jednak u niego akcja goniła akcję. Tu jednak mamy trzy godziny, a fabuła jest... detektywistyczna.

To jest pierwsza różnica. Ten Batman to faktycznie Batman-detektyw, czyli coś, czego fanom zawsze brakowało. W poprzednich filmach zwykle Bruce Wayne przebierał się w strój Gacka, żeby naparzać niemilców po gębach. Tutaj odwiedza miejsca zbrodni, gromadzi dowody, analizuje je (często we współpracy z Alfredem, w tej roli świetny Andy Serkis). I to jest najciekawsze, że rzadko kiedy widzimy Bruce'a Wayne'a - Batman wszędzie wchodzi w przebraniu.

To jest zresztą bardzo ciekawy motyw - jak reagują na niego policjanci, przestępcy, cywilni ludzie. Przeważająca większość w ogóle nie darzy Mściciela sympatią, wręcz przeciwnie. Policjanci jawnie za nim nie przepadają i jeśli mogą, to starają się utrudniać mu pracę. Nawet ludzie, których ratuje z rąk oprychów, nie rzucają się na niego z podziękowaniami, tylko ze strachem krzyczą, żeby nie skrzywdził także ich...

O ile już o Nolana doceniałem względny realizm - wszystkie "zabawki" Batmana miały jakąś tam podbudowę naukową (za co odpowiadał Fox, opisujący Wayne'owi kolejne "zabawki"), to tutaj twórcy poszli jeszcze dalej. Tu nawet batmobil jest zwykłym samochodem (no dobra, nie do końca, rakietowy silnik musiał się pojawić), a najbardziej spodobała mi się scena, kiedy Batman ucieka z posterunku policji, staje na szczycie budynku i najpierw widać wahanie (Batman boi się wysokości?), a potem... nie, nie rozpościera bohatersko płaszcza i nie płynie w powietrzu. Zamienia swój strój na dziwny "płaszczo-spadochron" i po prostu spada, starając się podczas ostrego szybowania jak najmniej się uszkodzić przy kontakcie z ziemią.

W sumie najmniej realistycznie w Batmanie wypada jego kuloodporny strój. Wiem, że to wygląda kozacko, gdy strzały nie robią na nim wrażenia, ale czymś innym jest odporność na strzały z pistoletów lub rewolwerów, a czym innym na broń maszynową lub strzelby, odpalane w odległości paru metrów. To mi "zazgrzytało" lekko.

Można zatem powiedzieć, że jest to Batman, którego zawsze chcieliśmy dostać. Mroczny, poważny, dokładny, inteligentny, ale potrafiący zrobić to, co ma zrobić. Również Gotham wypada rewelacyjnie - jest momentami przerysowane i oniryczne jak u Burtona, czasem nowoczesne i współczesne jak u Nolana, a czasem... bardzo komiksowe. W pokazywaniu miasta bardzo dużą rolę gra koncepcja obrazu w nowym "Batmanie" - jest na ogół ciemno i mokro. Deszcz leje się tu strumieniami, a ciemność wyziera z każdego kąta. Na tym tle bardzo fajnie wypadają sceny na dachach budynków - jest parę ujęć ze wschodem czy zachodem słońca i wypadają one świetnie.

Fabuła

Tym razem fabuły zdradzać nie będę - ot, mamy Riddlera, złoczyńcę uwielbiającego zagadki, który postanowił ukarać wszystkich "nieprawych" a potężnych mieszkańców Gotham. Przy każdej ofierze zostawia wskazówki dla Batmana, który na ich podstawie próbuje przewidzieć kolejny ruch szaleńca. I tak to się powolutku kręci, poznajemy Gordona, Selinę, Alfreda i tak dalej, i tak dalej...

Ocena

Dla fanów typowego kina superbohaterskiego, którzy uwielbiają niesamowite akcje, pościgi, wybuchy i inne heroiczne ekscesy, to nie będzie pewnie interesująca pozycja. Tu owszem, parę świetnych scen akcji się znajdzie (wspomniana ucieczka z posterunku, pościg czy jedna z pierwszych scen walki z opryszkami), ale główna część filmu to oglądanie miejsc zbrodni, rozmowy, rozwiązywanie zagadek. Film nawiązuje do klimatów kina noir, nawet mamy momentami fragmenty narracji Batmana. I to tutaj działa - nie czułem się znudzony czy zagubiony ani razu. Powiem więcej - chciałbym zobaczyć drugą część z tą samą obsadą. A najlepiej trylogię, jeśli wszystkie trzy części byłyby jakoś sprytnie i logicznie powiązane tajemnicą, której na razie jeszcze nie potrafimy przewidzieć. Zakończenie filmu daje lekką nadzieję na kontynuację, ale zobaczymy, czy DC pójdzie za ciosem. Pomijając przemontowaną Ligę Sprawiedliwości Zacka Snydera, to chyba ich najlepszy film od dziesięciu lat - dobrze byłoby podtrzymać passę.

Komentarze