[O] The Gray Man

O, tego filmu bym chyba sam z siebie nie obejrzał - no, może gdybym zauważył, że gra tam Ana de Armas, do której mam słabość od Blade Runnera 2049. Za to do kina na pewno nie chciałoby mi się na niego pójść - na szczęście to produkcja Netfliksa, więc można było sobie obejrzeć dzieło braci Russo w zaciszu domowym. Na wszelki wypadek nie czytałem wcześniej żadnych recenzji, ale właściwie o filmie dowiedziałem się z komentarza - był to jeden z burzliwych komentarzy, bo okazuje się, że The Gray Man w dziwny sposób zadziałał na ludzi, którzy go obejrzeli. Popadają oni w jedną ze skrajności: albo go nienawidzą, albo wychwalają bez miary. Bardzo ciekawe, bo ja po zakończeniu oglądania pomyślałem tylko: "No, taki sobie"...

Uwaga, uwaga!

Tradycyjnie ostrzegam, że będę bezwstydnie zdradzał fabułę, więc jeśli ktoś nie widział, to niech najpierw obejrzy film, a potem dopiero tu wróci. Całą resztę natomiast zapraszam do kolejnego akapitu.

Bond? Bourne?

Chociaż w recenzjach, które przeczytałem już po obejrzeniu filmu, The Gray Man porównywany jest do ostatnich filmów o Bondzie z Danielem Craigiem, to mnie zdecydowanie bardziej skojarzył się z trylogią o Jasonie Bournie z Mattem Damonem. Oto bowiem mamy tajną jednostkę CIA, złożoną ze specjalnie wyszkolonych, niezwykle twardych zabijaków, przeznaczoną do "zadań niemożliwych", czyli często po prostu zabijania niewygodnych, a trudno dostępnych celów. Mamy parę agentów, szefów, którzy - jak to bywa - są umoczeni w różne ciemne sprawki, do których wykorzystywali nielegalnie agencyjne zasoby i którzy chcą to wszystko zatuszować.

No i znów, jak to bywa, coś idzie nie tak i Szóstka, czyli nasz główny bohater (grany przez Ryana Goslinga), wprawdzie zabija cel, ale przy okazji dowiaduje się, że cel też był agentem, Czwórką. Czwórka przekazuje Szóstce obciążające szefostwo dane na pendrive, a ten już wie, że właśnie zaczyna się polowanie na jego własną głowę. Z boku przygląda się temu Ama de Armas w roli innej agentki, którą to za chwilę szefostwo odsunie od czynności służbowych "za karę" i która - żeby się oczyścić z zarzutów - przyłączy się do Szóstki. Szefostwo wie, że nie da Szóstce rady (bo to naprawdę pierwszorzędny zakapior, który się kulom nie kłania), więc zatrudnia człowieka do zadań specjalnych, Lloyda Hansena (w tej roli przyjemnie nieprzyjemny Chris Evans). I zaczyna się - Szóstka gania po Europie, Hansen z rzeszą podległych sobie agentów depcze mu po piętach, a kartą przetargową jest były szef Szóstki i jego... bratanica? siostrzenica? no, jakaś krewna, Claire. Pościgi, wybuchy, zasadzki, zdrady - wicie, rozumicie.

Jest dobrze... tylko dobrze

Cały film to przyjemny akcyjniak. Ot, ganiają się, strzelają, budynki wylatują w powietrze. Główny bohater co rusz udowadnia, że jest lepszy i nie do pokonania, główny zły - że nie ma gorszego i bardziej niemoralnego typka niż on. Wszystko to jest pokazane sprawnie, na sceny akcji naprawdę nie bardzo można narzekać. Jest widowiskowo, jest z rozmachem i całkiem sporo efektów jest - na moje oko - zrobionych praktycznie, a nie tylko na green screenie, choć i tego jest sporo.

Zasadniczo film główny problem ma z... opowiadaną historią. Jest do bólu sztampowa i przewidywalna, a dodatkowo niepotrzebnie zaśmiecona niepotrzebnymi wtrętami, którymi są tutaj (co piszę z bólem serca) agentka Miranda (de Armas) i jedna ze złych szefów, Suzanne, grana przez Jessikę Henwick. O ile de Armas robi, co może, żeby ze swojej niepotrzebnej w filmie roli coś wykrzesać, to Henwick jest po prostu irytująca i naprawdę miałem w pewnym momencie nadzieję, że Lloyd Henson ją po prostu "usunie". Niestety...

Dlaczego uważam, że są to postacie całkowicie zbędne? Otóż Miranda została tu wrzucona (jak zgaduję) po to, by Szóstka miał pomocniczkę, ratującą go parę razy z opresji. Ale patrząc na efektywność Szóstki, równie dobrze mógłby on cały film przejść sam i fabuła wcale by na tym nie ucierpiała, trzeba by po prostu wymyślić inne zakończenia dwóch-trzech scen.

Suzanne Brewer jest natomiast dodana jako "ta lepsza" z pary zdemoralizowanych szefów. Ma wyrzuty sumienia, nie na wszystko chce się zgadzać - ale ostatecznie i tak się godzi, i robi to, co każe jej zrobić dupkowaty i zupełnie bezpłciowy Carmichael, kreowany tutaj na jakąś mroczną i potężną postać (co nie wypala w ogóle). Zamiast tej pary, rolę "złola" powinna zagrać jedna osoba, pozbawiona skrupułów i cynicznie posługująca się Hansonem (a najlepiej jeszcze poświęcająca go na końcu). W zamian dostajemy absurdalne wyjaśnienie, że Hanson i Carmichael byli... parą w czasach studenckich i stąd słabość Carmichaela do psychopatycznego mordercy...

Na koniec napiszę tylko, że co do samego Ryana Goslinga mam mieszane uczucia. Lubię go, w roli Szóstki też się jakoś odnalazł (ewidentnie dobrze się czuje w rolach małomównych, twardych facetów), ale jakoś nie kibicowałem mu równie mocno, co Mattowi Damonowi w roli Bourne'a. Chyba po prostu był za mało "ludzki", jeśli wiecie, co mam na myśli.

Ale obejrzeć można

Daleki jestem jednak od stwierdzenia, że The Gray Man jest filmem beznadziejnym. Nie, jest po prostu takim sobie akcyjniakiem, gdzie sens oglądania sprowadza się do obserwowania kolejnych pojedynków, pościgów i zasadzek. Kto kogo? Jak wybrnąć z takiej czy innej matni? Po to się ogląda tego typu filmy.

Oczywiście, że mogło być lepiej i mielibyśmy film bardzo dobry. Ale wyszło, jak wyszło i dostaliśmy solidne kino klasy B, wyglądające jak klasa A. Mnie się ostatecznie raczej podobało, mimo błędów i potknięć w scenariuszu (czy były szef CIA nie powinien od razu po telefonie od Szóstki wywieźć bratanicę/siostrzenicę w leśne, nieznane ostępy, zamiast czekać, aż zostanie ona wykorzystana jako zakładniczka? czy była szefowa CIA, otrzymawszy pendrive z dowodami, nie powinna go zabezpieczyć, powielić (tak, tak, "kopiowanie zaszyfruje dane") i jakkolwiek przygotować się na przybycie zarówno Szóstki, jak i jego pościgu?)

Jeśli lubicie kino akcji, lubicie Bourne'a i nowego Bonda (w sensie - styl tych filmów), to raczej powinniście polubić też The Gray Man. A jeśli przemoc na ekranie w ogóle Was nie bawi, to trzymajcie się od tego filmu z daleka.

Komentarze