[O] Secret Service

Jakiś czas temu wspominałem o ogarniającej mnie (i nie tylko mnie) nostalgii za starymi, dobrymi czasami. Kiedy byliśmy młodzi, a życie kolorowe i proste. Jednak nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki.

Do tych przemyśleń skłoniła mnie najpierw zapowiedź wznowienia pisma Secret Service, a później lektura pierwszego od trzynastu lat nowego numeru. Swego czasu dość regularnie kupowałem ten magazyn i choć nigdy nie zostałem prenumeratorem, to jednak z 60-70 numerów (na 95 wydanych) gdzieś się jeszcze wala po szufladach.

Dlaczego nie podskoczyłem z radości na wieść o reaktywacji? No cóż, przeżyłem już jedno rozczarowanie, gdy na początku XXI wieku wskrzeszano jeszcze bardziej "kultowy" Top Secret. Ukazały się wtedy zaledwie cztery numery, w niczym nie przypominające wytworów tzw. Zepsołu z Naczelnym, Kopalnym i Profesorem Dżemikiem na czele. Nic zatem dziwnego, że w przypadku Secret Service zachowuję mocny sceptycyzm.

Dodatkowe wyjaśnienia

Jestem już po lekturze znacznej większości materiału z pierwszego po przerwie numeru. Jako że od czasu do czasu czytam też (siłą przyzwyczajenia) dinozaura polskiej prasy dla graczy, CD-Action, mogę pokusić się o zestawienie tych dwóch tytułów. Według mnie to dwa zupełnie inne miesięczniki, trafiające do dwóch różnych typów odbiorców. CDA jest na wskroś nowoczesnym magazynem, preferującym recenzje nowo ukazujących się tytułów (powiązane z wystawianiem ocen). Dołącza do każdego numeru dwie płyty DVD z pełnymi wersjami gier nieco starszych, uzupełnione o materiały dodatkowe (np. filmiki z grania, elektroniczne magazyny, tapety, drobne gry lub narzędzia). Oprócz samych opisów gier, ostatnio coraz prężniej rozwija się publicystyka, jest też obecny dział testów sprzętu (myszek, klawiatur itp.).

Secret Service wyraźnie ciąży właśnie w stronę publicystyki, porzucając recenzowanie i ocenianie nowości. Wydawcy udało się zgromadzić wielu z byłych redaktorów, piszących w latach dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku w pismach informatycznych. Jest Marcin "Borek" Borkowski, były naczelny Top Secret, jest Piotr "Micz" Mańkowski (Secret Service), jest Dariusz "Sir Haszak" Michalski (Top Secret, Gambler), jest Waldemar "Pegaz Ass" Nowak (założyciel Secret Service), jest Jacek Grabowski (Gambler, Reset), jest Piotr Pieńkowski (Świat Gier Komputerowych). I mnóstwo innych zacnych nazwisk. Z wielkich brakuje Marcina "Martineza" Przasnyskiego, Aleksego "Aleksa" Uchańskiego i Marcina "Gulasha" Góreckiego.

Grono redaktorów zatem zacne, profil mocno "literacki", co zatem z tego wyszło?

Nie-pierwszy numer

Nie będę analizował poszczególnych artykułów, powiem tylko, że zarówno szata graficzna, jak i treść przypadły mi do gustu. Chociaż przez stonowany layout trochę się pisma naszukałem w Empiku - byłem pewien, że logo będzie identyczne, jak przed laty.

Zacząłem od felietonu "Borka", bo mam duży sentyment jeszcze do jego mikrofelietonów z Bajtka ("Zza klawiatury" bodajże). Potem poszły artykuły "nostalgiczne", czyli o ośmiobitowcach, o firmie Sierra, potem o reaktywacji, dział specjalny KGB i tak dalej, i tak dalej. Czytało się przyjemnie i już teraz wiem, że następny numer również kupię. Życzę też Redakcji wytrwania i podnoszenia (jeszcze bardziej) poziomu.

Dylemat

Wrócę jeszcze do nostalgii i tego, że lepiej nie wracać do czasów minionych. Nadal to podtrzymuję i jedyny zarzut, jaki mam do wydawcy i redaktorów, to "pójście na łatwiznę" i wykorzystanie tytułu Secret Service. Jak najbardziej rozumiem ten krok od strony marketingowej - nakład na reklamę był dużo mniejszy niż przy promowaniu nowego tytułu. Tym bardziej, że zarządzono publiczną zbiórkę na reaktywację, która (rekordowe niemal 300 tysięcy złotych!) sama w sobie była formą reklamy. Założę się, że bez wykorzystania kultowej nazwy nie udałoby się zebrać nawet trzeciej części tych pieniędzy.

Wolałbym jednak, by nowy Secret Service nie był Secret Service'em. Ze starymi czasami nie ma on bowiem nic wspólnego. Bo starych czasów po prostu nie ma. Formuła pisma jest z konieczności inna, piszący redaktorzy nie są już ludźmi na progu życia, odbiorcy zamiast biegać na wykłady czy do liceum spłacają kredyty za mieszkania czy samochody. Gdyby się głębiej zastanowić, to nowemu Secretowi bliżej jest do starego Reseta, niż do własnego przodka.

Do zobaczenia

Czy Secret Service przetrwa? Jeśli będzie tylko i wyłącznie liczył na sentyment i nostalgię, pewnie ukażą się maksymalnie trzy, cztery numery. Jeśli postawi na interesującą, dającą do myślenia publicystykę - być może da radę. Pytanie wtedy należy zadać czytelnikom - czy są gotowi na takie czasopismo?

Komentarze