[M] Studio One - taki lepszy Cubase

Czasem spam się przydaje

Spam, nie-spam, bo sam się niegdyś zapisałem do newslettera firmy PreSonus. Zapomniałem o tym skutecznie, bo raz, że maile dostawałem rzadko, a dwa, zwykle nie było w nich nic specjalnie ciekawego. Ale tym razem zwróciła moją uwagę informacja o korzystnej aktualizacji programu Studio One. Rzeczywiście, mam taką licencję!

Dlaczego nie używałem?

To dobre pytanie i zrazu nie potrafiłem udzielić na nie odpowiedzi. To dziwne, żeby mieć pełną wersję takiej aplikacji i z niej nie korzystać. Kiedy jednak zainstalowałem sobie na szybko i uruchomiłem, wróciły wspomnienia - no tak, to jest ten DAW, który... nie używa wtyczek VST!

Okno główne sesji z edytorem MIDI

Oczywiście, to półprawda - Studio One oczywiście może korzystać z VST, tylko trzeba mieć odpowiednią wersję. Producent oferuje trzy: Prime, czyli darmową, bardzo okrojoną (aczkolwiek na początek można i z niej korzystać); Artist, która już do pracy jak najbardziej się nadaje, oraz Professional, w której jest wszystko, co PreSonus ma do zaoferowania w kwestii DAW. Na szczęście do wersji Artist można zaaplikować dodatek, który te nieszczęsne VST udostępni - tylko trzeba o tym wiedzieć, a ja nie wiedziałem (zresztą nie wiem, czy do wersji 2 taki dodatek istniał).

Wrażenia

Po zainstalowaniu dodatku i uruchomieniu całości zacząłem się przyglądać aplikacji. Odpaliłem przykładowe projekty, utworzyłem swój, obadałem wbudowane instrumenty i efekty, spróbowałem zrobić kilka oczywistych rzeczy (np. dodać wysyłki, utworzyć sidechain, dodać automatykę do różnych parametrów). Pomiksowałem trochę, zgrałem całość do pliku dźwiękowego.

Okno startowe

Przyznam, że wpędziło mnie to w nie lada konsternację. Od dwóch lat męczę na przemian FL Studio, Cubase, Reapera i Bitwiga, miotam się między nimi, nie mogąc wybrać tego jedynego. Każdy z nich ma coś fajnego do zaoferowania, czego nie mają pozostałe (np. FL Studio - patterny i wygląd, Cubase - ogólny workflow i bardzo bogate możliwości, Bitwig - parametryzację, stabilność i piękne GUI, zaś Reaper - szybkość i przejrzystość).

Studio One 4 ma zaś... to wszystko. Gdyby nie jeden zgrzyt, przeszedłbym na nie od razu, z marszu i bez żalu, o tym jednak później.

Co fabryka dała

Studio One trafia do użytkownika z zestawem kilku(nastu) przyjemnych dodatków, dzięki którym można natychmiast zacząć pracę (myślę tu o osobach zaczynających zabawę z muzyką w DAW). Są wirtualne instrumenty (maszyna perkusyjna, syntezator, sampler), jest biblioteka sampli i pętli, jest całkiem sporo niezłych procesorów efektowych. Mnie zaciekawił szczególnie syntezator Mai Tai, a zwłaszcza to, jak brzmi - bo brzmi świetnie!

Syntezator Mai Tai

Bardzo solidnie prezentuje się także maszyna perkusyjna Impact XT, zwłaszcza w połączeniu z narzędziem Pattern. Tak, to jest TO! Rzecz jakby żywcem wyjęta z FL Studio, ogromnie upraszczająca tworzenie sekcji perkusyjno-basowych! Cubase ma swojego Beat Designera, ale uważam, że rozwiązanie ze Studio One jest zwyczajnie wygodniejsze w użyciu.

Edytor patternu

Cubase musi też uznać (bezapelacyjnie) wyższość edytora MIDI od PreSonusa. Nic się tu samo nie przewija przy przenoszeniu "nutek", całość jest zrobiona czytelniej i ładniej. Dla mnie - rewelacja.

Na koniec zostawiam sobie jeszcze sekcję miksera. Ona również została bardo mocno przemyślana i dobrze zrobiona - wszystko jest czytelne, zaznaczony kanał "rozwija" obok siebie listę zaaplikowanych efektów i wysyłek (takie listy można też bez problemów wyświetlić nad wszystkimi kanałami jednocześnie).

Mikser z widoczną sekcją efektów

Do tego dochodzi mnóstwo przyjemnych drobiazgów w rodzaju łatwego kolorowania ścieżek, nadawania im nazw, podziału utworu na segmenty czy super wygodnego wyszukiwania. To ostatnie bardzo mnie ujęło, bo długo szukałem tak dobrze dopracowanej funkcjonalności - w FL Studio jest to wykonane słabo, lepiej w Bitwigu, całkiem nieźle w Cubase. Dopiero tutaj jednak widzę, jak to powinno być zrobione. Grupowanie względem producenta czy ostatniego użycia, możliwość oceny wtyczek, wyszukiwanie po nazwie - wszystko to działa świetnie i bardzo ułatwia pracę. Ba, jest nawet możliwość tworzenia graficznych miniaturek wtyczek, jeśli ktoś jest wzrokowcem i woli wybierać obrazki!

Wyszukiwarka

Podobnie przemyślane jest okno wtyczek - kiedy zaznaczymy jakiś kanał i wejdziemy w konfigurację jednej z wtyczek efektowych, w oknie konfiguracyjnym zobaczymy zakładki, dzięki którym możemy się łatwo przełączyć do innych efektów na tym kanale - bez konieczności zamykania okienka i klikana w mikserze.

Okno z efektami wybranego kanału

Dodatkowo program nie ma kłopotów z wykorzystaniem wielu monitorów, a co ciekawe, wielomonitorowa konfiguracja przechowywana jest z każdym projektem. Czyli w danym utworze ustawiamy sobie np. mikser na drugim ekranie, a po powrocie do sesji na drugi dzień, mikser grzecznie "wskakuje" na drugi ekran. W innej aranżacji wolimy kompaktowość - nie ma problemu, można korzystać tylko z jednego ekranu. Miło i elegancko.

Zgrzyty

Tak się ekscytuję Studio One, jakby nie miało ono żadnych wad - a to przecież niemożliwe. Wady są, a według mnie dwie główne: brak obsługi wtyczek VST w wersji Artist (da się obejść dodatkiem) i brak nagrywania "retrospektywnego" komunikatów MIDI (to doskwiera mi bardzo, choć też da się w pewnym sensie obejść, trzeba po prostu mieć stale włączone nagrywanie, co jest bardzo niewygodne). Przyznam bez bicia, że brak tej drugiej funkcji zniechęcił mnie do Bitwiga. Dziwne, że te dwa tak nowoczesne programy nie posiadają prostej w gruncie rzeczy funkcji...

Można jeszcze ponarzekać na wizualne przedstawienie próbek dźwiękowych (strasznie kanciasto wyglądają), na małą liczbę wbudowanych instrumentów czy dziwną politykę aktualizacji (w przypadku update'u większą zniżkę dostają osoby przechodzące z konkurencyjnego DAW niż z wersji Artist!)

Umarł król?...

Przyznam bez bicia, że jestem pod wrażeniem. Naprawdę spodobało mi się Studio One 4 - pasuje mi i wygląd, i sposób obsługi (bardzo podobny do Cubase'a) - zresztą, twórcy przygotowali zestawy skrótów klawiaturowych zgodnych z Cubase, Logic, Cakewalk czy ProTools. Do tego potwierdzam, że całość działa bardzo sprawnie i nie obciąża zanadto komputera. Przeprowadziłem test, w którym takie same sesje utworzyłem w Studio One i w Cubase (te same dane, takie same ścieżki, te same efekty i instrumenty VST) - zużycie procesora i generowanie ciepła były zdecydowanie większe w przypadku programu od Steinberga.

Obsługiwane formaty sesji

ALE...

Znów zmienić DAW? No ileż można? Ledwo się przyzwyczaiłem na nowo do Cubase'a, a tu taki kwiatek...

Z drugiej strony materiału na nową płytę jest tyle, co kot napłakał, więc dużej straty by nie było, a można by już wszystkie nowe rzeczy robić w Studio One. To ci zgryz...

Komentarze

  1. Moim zdaniem przesadzasz - ktoś Ci już kiedyś radził, żebyś kupił sobie fizyczny instrument z sekwencerem. Życie stanie się prostsze :D

    OdpowiedzUsuń
  2. E, tam, mam taki instrument (a nawet dwa) - zdecydowanie wolę DAW ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz