Byłem na warsztatach podkastowych

Uczyć się trzeba, a jeśli zdarza się okazja uczyć od zawodowców, to tym lepiej. Tak sobie pomyślałem, zgłaszając się parę tygodni temu na warsztaty podkastowe, które miał poprowadzić dziennikarz radiowy i podkaster w jednej osobie. W dobie pandemii nie było do końca wiadomo, czy spotkanie dojdzie do skutku, ale wypadki ostatnich kilkunastu dni sprawiły, że pandemia chyba odeszła w niepamięć... Ale do rzeczy.

W dwóch e-mailach, otrzymanych w ostatnich dniach przed spotkaniem, organizatorzy zaznaczyli, żeby zabrać ze sobą smartfon z funkcją dyktafonu oraz słuchawki z mikrofonem, co miało być przydatne w części warsztatowej. Zabrałem dodatkowo wiernego Tascama DR-100, żeby w razie czego móc zarejestrować dźwięk z nieco lepszą jakością.

Spotkanie miało miejsce w dużej sali (kinowej? teatralnej?) - w każdym razie akustyka była tam całkiem w porządku, więc nie trzeba było domyślać się, co mówi pan dziennikarz. Zresztą, miał on całkiem donośny (i "radiowy") głos, więc z tym przynajmniej nie było problemu.

No i muszę wyznać, że wahałem się, czy w ogóle pisać o tym wydarzeniu, bo - niestety - nie mogę o nim napisać zbyt wiele dobrego. A spotkanie było (dla uczestników) za darmo, więc jakby nie wypada narzekać, prawda? Za darmo nawet ocet słodki. Dlatego miejsce, nazwę organizatora i nazwisko pana dziennikarza zachowam w tajemnicy, bo nie chodzi mi o imienne piętnowanie kogokolwiek. Bardziej o to, że jeśli czyta te słowa ktoś odpowiedzialny za organizację podobnych wydarzeń, proszę o wzięcie moich obserwacji pod rozwagę.

Przede wszystkim pragnę zauważyć, by jednak weryfikować w jakikolwiek sposób merytoryczny warsztat prowadzącego. Jeśli nawet taki amator jak ja zaciskał zęby, słysząc niektóre padające ze strony pana dziennikarza tezy, to co powiedzieliby prawdziwi fachowcy? I tak, zdaję sobie sprawę, że to było spotkanie dla amatorów, którzy mogą nawet nie mieć własnego podkastu - ale tym bardziej przydałby się ktoś, kto przynajmniej nie wprowadza w błąd!

Ano właśnie. Czego mogliśmy się dowiedzieć? Na przykład tego, że można śmiało prowadzić podkast polegający na czytaniu w całości cudzych artykułów ("prawo cytatu" i wszystko jest dobrze, dopóki właściciel praw autorskich się nie zorientuje). Że można wrzucać do podkastu wszelką możliwą muzykę, bo jeśli nie przekroczymy 15 sekund, to także jest to "prawo cytatu". Że najlepszą jakość zapewni nagrywanie spod koca. Że na początek warto kupić mikrofon pojemnościowy, najlepiej Blue Yeti. Że można wykorzystać wytłoczki od jajek do adaptacji pomieszczenia. Że kable XLR są kiepskie i często się psują. Że podkast musi mieć przynajmniej 1000 odsłuchań. Że dobrze, by odcinki trwały godzinę. Że Reaper to fajny program i można go używać za darmo, wystarczy tylko przeczekiwać ekran przypominający o obowiązku zapłaty za licencję. Że akcent w języku polskim przypada ZAWSZE na drugą sylabę od końca (tu zaprotestowałem, ale pan dziennikarz uznał inne przypadki za "nieliczne wyjątki")...

I przypomnę, te rewelacje trafiły do ludzi, dla których na obecnym etapie pan dziennikarz jest jednym z nielicznych, za to wiarygodnym źródłem informacji.

Tak, pan dziennikarz ma fajny głos. Być może w radiu sprawdza się dobrze, nie słyszałem o nim nigdy. Słuchałem za to jego podkastu i poza ogólnym przekrzykiwaniem się trójki (albo i czasem czwórki) prowadzących nie pamiętam z tej sesji niczego pozytywnego, niestety.

Wiem, teraz sobie myślicie - "o, wymądrza się chłop, a sam nagrywa niszowy podkast o sprzęcie, co on tam może wiedzieć?". Otóż mogę. Sprawy praw autorskich znam, widać, lepiej od pana dziennikarza. Wykorzystanie muzyki w podkaście badałem wcale niedawno. O "zaletach" wytłoczek i koca przy nagrywaniu też wiem co nieco z doświadczeń. O tym, że mikrofon pojemnościowy przy braku adaptacji nie jest najlepszym pomysłem dla amatora - również. Podobnie o akcentach w języku polskim (nieprzekonanych odsyłam na przykład do tego artykułu). A o tym, że za komercyjne oprogramowanie należy zwyczajnie i uczciwie zapłacić, mam nadzieję nikogo przekonywać nie trzeba?

Moim zdaniem to było klasyczne zagranie w stylu: mamy budżet na jakieś szkolenie, podkasty są popularne, mamy znajomego dziennikarza, on "się zna", to poprowadzi. On zarobi, my wpiszemy do "misji kulturalnych" szkolenie, a i ludzie przecież zyskają. I ok, nie twierdzę, że to źle. Tylko proszę, żeby takie szkolenia prowadzili ludzie kompetentni. Może wtedy przynajmniej się przyłożą i zrobią część warsztatową.

Aha, nie wspomniałem o tym? Tak, spotkanie było tylko wykładem, część warsztatowa została pominięta...

Komentarze

  1. No tak, niestety to się zdarza, że jak dla uczestników za darmo, to można wstawić kogokolwiek, kto powie cokolwiek i wszyscy będą zadowoleni. Chyba że trafi się jakaś ambitna maruda, która naprawdę chce się czegoś nauczyć...:)))
    A z technicznej części najbardziej spodobała mi się nazwa Blue Yeti.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D To teraz jeszcze sobie wyguglaj, jak wygląda ten mikrofon, tylko nie przy dzieciach ;)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. :D ciekawe, jaki był odbiór ;)

      Usuń
    4. Niestety tego nie wiem, ale reakcje moich koleżanek - bezcenne.:))) Praca florysty bywa zaskakująca.:)))

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń

Prześlij komentarz