Adobe - a ja do subskrypcji u Was przekonać się nie dam!
Tydzień temu opisałem, jak to mi firma Adobe dogodziła odebraniem licencji na Photoshopa. Jedyne, co udało mi się wtedy wskórać, to założenie incydentu (zwanego też branżowo ticketem) i dołączenie do niego faktury z jakoby nieistniejącego sklepu Cortland oraz pewnego dokumentu wygenerowanego przez samo Adobe. Ten dokument właśnie prawdopodobnie uratował mi skórę:
Sądzę tak dlatego, że serwisant z czatu Adobe uparcie twierdził, że faktura na program w pudełku, gdzie nie ma numeru seryjnego, nie jest dla niego żadnym wiążącym dokumentem i w związku z tym nie mam żadnego dowodu, że Photoshopa kupiłem...
Dzisiaj, tj. 28 kwietnia, dostałem e-maila z informacją, że Adobe rozpatrzyło moją sprawę i PRZYWRÓCIŁO mój numer seryjny. Oooo! Bardzo się ucieszyłem, odpaliłem od razu instalator, wbiłem zmartwychwstały numer i...
No, czyli jednak nie przywrócili. Ale za to już zdążyli wysłać ankietę mierzącą stopeń zadowolenia użytkownika z usług linii wsparcia. Dawno już tak bardzo nie żałowałem, że trzeba przyznać przynajmniej jedną gwiazdkę. Oczywiście, ani w e-mailu o zamknięciu sprawy, ani w e-mailu z ankietą nie ma możliwości potwierdzenia, że rozwiązanie działa albo choćby linku, by się odwołać. Nic dziwnego, w Adobe wszystko załatwia się przez czat.
Wbiłem więc na czat i tu dłuższą chwilę próbowałem przekonać automat, żeby połączył mnie z człowiekiem. Automatowi bardzo to było nie w smak, ale koniec końców wylądowałem u pierwszego konsultanta. Ten szybko przekierował mnie dalej, do "specjalisty", który pochwalił się na wstępie, że ma 4 lata doświadczenia w pracy w serwisie. "Mało", pomyślałem sobie i faktycznie, po pierwszych wyjaśnieniach zostałem przesłany do trzeciego, jeszcze bardziej kompetentnego konsultanta. Ten najpierw próbował mnie przekonać, że produkty w subskrypcji sprawiają mniej problemów, a potem skierował mnie i moją sprawę do zespołu, który radośnie rozwiązywał moją sprawę przez ostatni tydzień.
W tym momencie moja konwersacja trwała już ponad 40 minut i nie przypuszczałem, że nie jestem jeszcze nawet w połowie drogi do rozwiązania problemu. Kolejny konsultant dowiedział się tego i owego, wyraził pewne niedowierzanie, że numer seryjny nie działa, po czym wysmażył mi długą listę miejsc, z których mam pousuwać pliki Adobe. Po odinstalowaniu, ma się rozumieć, wszystkich aplikacji od Adobe. I zrestartowaniu komputera po każdym kroku, ma się rozumieć.
Po zrobieniu wszystkich rzeczy i restarcie - pozorny sukces. Instalator się uruchomił i przyjął numer seryjny (!!!), ale już aktywować Photoshopa nie zamierzał. Znów wizyta na czacie, znowu pogawędka z automatem, żeby przekierował mnie do człowieka, potem prośby o przekierowanie do tego ostatniego konsultanta (szczęście, miałem screena z imieniem). Konsultant zdziwił się, że aktywacja nie działa i wyraził niedowierzanie, że robię to dobrze. Ostatecznie stanęło na tym, że musiał się podłączyć zdalnie, żeby obadać wszystko samodzielnie. I stwierdził po dłuższej chwili biegania po okienkach i robienia różnych rzeczy, że JUŻ JEST W PORZĄDKU.
Hm.
Photoshop niby działa, niby się uruchamia, nie rzuca żadnych próśb o aktywację. Ja się jednak wstrzymam jeszcze z otrąbieniem sukcesu. Zbyt dobrze pamiętam okienko, które mi się wyświetliło po instalacji, że mam siedem dni na aktywowanie, po czym program przestanie się uruchamiać. Poczekam ten tydzień. Albo i dwa. Potem się może ucieszę.
Komentarze
Prześlij komentarz