Gaz nikogo nie obchodzi

Dziś historia prosto z życia pana K. Jak wiecie lub nie, pan K. kupił dom-bliźniak i po wielu, wielu nerwowych miesiącach ma się do niego wkrótce wprowadzić, zostało tylko kilka rzeczy do załatwienia, między innymi uruchomienie pieca gazowego.

Serwisant pieca został umówiony na czwartek. Przyjechał, porobił analizy spalin, wyjaśnił obsługę, podbił książeczkę i pojechał. Prosta sprawa. Pan K., jako że jeszcze nikt w domu nie mieszka, piec wyłączył, gaz zakręcił.

W sobotę pan K. wraz z rodziną przyjechali do domu. Pan K. zajął się skręcaniem mebli, córka - zabawą, a żona pana K. - porządkami w łazience. I to ona pierwsza poczuła zapach gazu. Faktycznie, przy zamkniętych drzwiach od łazienki czuć było gaz. Piec został wyłączony, gaz zakręcony. Serwisant nie odbierał telefonu.

W poniedziałek pan K. wziął urlop, żeby oddać się błogiemu załatwianiu spraw w urzędzie gminy - zgłoszenie do podatku, umowa na śmieci, zameldowanie. Dodatkowo trzeba było coś zrobić z tym nieszczęsnym gazem.

Pierwszy poddał się serwisant - po dodzwonieniu się stwierdził, że on odpowiada za piec, a nie za przyłącze, więc on się tam niczym nie będzie zajmował. Może pogotowie gazowe?

Pogotowie gazowe zdecydowanie się od sprawy odcięło - oni do domów nie wchodzą, mogą co najwyżej odciąć główny zawór.

Pan K. ma u operatora gazowego wykupioną specjalną usługę "Serwisant 24h", która teoretycznie powinna zapewnić nam pomoc gazownika w ciągu czterech godzin od wezwania. Pan K. zadzwonił - ale niestety! Umowę z operatorem podpisywała żona i opryskliwy pan po drugiej stronie słuchawki miał gdzieś, że pan K. ma w ręku umowę, ma PESEL, że gaz się ulatnia. Przykro mu i tyle.

Na deser został zatem deweloper. Ten z marszu, jak w każdej sprawie, zdecydowanie wyparł się jakiejkolwiek odpowiedzialności. To nie on źle zamontował. Panie, tam były dwie próby szczelności po 12 godzin każda! Jak może się coś ulatniać?! To pewnie wasi fachowcy stuknęli młotkiem w rury i coś pękło! Ja was zgłoszę do nadzoru budowlanego i gazowni!

W końcu jednak dewelopera chyba sumienie ruszyło, bo zadzwonił do pana K. i zapowiedział przyjazd z gazownikiem. I wykonanie dokumentacji fotograficznej na potrzeby zgłoszenia do nadzoru budowlanego. Pan K. zaprasza.

Przyjechali we trójkę. Deweloper, jakiś nieznajomy i gazownik-fachowiec. Fachowiec najpierw podstawił czujkę - gaz leci, czujka piszczy. Dokręcenie rury nie pomogło - leci dalej. Więc fachowiec odkręcił rurkę, wymienił uszczelkę i dokręcił. Nie leci. Czyli jednak zły montaż, a nie stukanie młotkiem? Deweloper uciekł do samochodu.

Kiedy wyszli, pan K. popatrzył smutno na piecyk. Stracił do niego zaufanie. I do wszystkich ludzi z nim związanych.

Komentarze

  1. Może teraz już wszystko będzie dobrze, ale na gaz zawsze trzeba uważać. Czujniki gazu, rozumie się, są? Będziecie mieć także ogrzewanie gazem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czujników gazu na razie nie ma, ale będą (czadu również). ZWŁASZCZA po czymś takim.
    Ogrzewanie mamy gazowe właśnie, bom za leniwy, żeby węgiel zrzucać, nosić i ładować do pieca ;o)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz