[O] John Grisham - Samotny wilk

Wspominałem niedawno, że miałbym ochotę przeczytać coś Grishama. Faktycznie, lektura Outsidera Stephena Kinga przypomniała mi o książkach autora Klienta, Firmy czy Raportu Pelikana. Tutaj - podobnie jak u Kinga - nie jestem z tytułami na bieżąco, więc dość losowo wybrałem Samotnego wilka. Przy okazji udało mi się zaktualizować Kindle'a i skonfigurować stronę Amazona, żeby przesyłać wygodnie książki za pomocą wi-fi.

Co nieco o treści

Powieść opisuje losy prawnika, Sebastiana Rudda, który jest "adwokatem ulicy", czyli podejmuje się obrony największych szumowin (w myśl zasady, że każdy zasługuje na obrońcę). Rudd jest samotnikiem, którego jedynym towarzyszem jest Partner - kierowca, ochroniarz i człowiek do wszystkiego.

Bohater opowiada nam swoje losy z własnej perspektywy, co jest ciekawym zabiegiem, zwłaszcza podczas śledzenia procesów na sali sądowej. Całość akcji podzielona jest na kilka części, które teoretycznie są osobnymi opowieściami, jednak ostatecznie splatającymi się w jedną historię.

Stary, dobry Grisham

Podczas lektury bawiłem się bardzo dobrze, choć nie bardzo przepadam za pierwszoosobową narracją. Zwłaszcza prowincjonalny proces domniemanego gwałciciela i mordercy dostarczył sporo przyjemności - nie ma to jak być świadkiem starannie przygotowanego wystąpienia adwokata, który walczy z ukartowanym procesem. Za to właśnie lubiłem poprzednie powieści Grishama.

Pozostałe części też są bardzo dobre, a powiązania między nimi dostarczają dodatkowych "smaczków". I choć zakończenie nie bardzo mnie przekonuje, to nie mam wrażenia straconego czasu.

Co tam jeszcze?

Samotny wilk sprawił, że nabrałem chęci na kolejne powieści Grishama. Przeczytałem właśnie cały wydany cykl Theodore Boone, aktualnie na tapecie znajduje się Adept, a w poczekalni - Bar "Pod Kogutem". Jestem zatem "w ciągu" i przez ostatnie dwa tygodnie nadrobiłem półroczne zaległości w czytaniu beletrystyki (bo oprócz Grishama poczytałem trochę Agathy Christie, której powieści znalazłem na odkurzonym Kindle'u).

Polecam zatem - mam wrażenie, że wahnięcia formy są u Grishama mniejsze niż u Kinga.

Komentarze