HALS - ćwierć wieku temu

Wiecie, że jestem typem nostalgicznym, prawda? Dziś kolejna (po Michel Delving) opowieść z cyklu powrotów do przeszłości.

Zaczęło się tradycyjnie od przypadku - przeglądając jakieś strony internetowe trafiłem na nazwisko Mirosława Rymarza. To przypomniało mi czasy wczesnego liceum, kiedy to w ramach języka polskiego chodziliśmy na "przedstawienia i teatry" do miejskiego ośrodka kultury "Hutnik". A konkretnie chodziło o przedstawienie "Listy z Ameryki" na podstawie esejów Marka Hłaski - jedyny spektakl, który zapamiętałem z tamtych czasów. A zapamiętałem dlatego, że strasznie podobała mi się towarzysząca przedstawieniu muzyka - do tego stopnia, że wykosztowałem się wówczas na kasetę magnetofonową. I okropnie tę kasetę lubiłem (no wiecie, w czasach liceum człowiek ma takie "tkliwe" wnętrze).

Potem poszedłem na studia, kaseta gdzieś przepadła i nie zdążyłem jej ocalić od zapomnienia, przenosząc do domeny cyfrowej. Nazwisko Pana Rymarza zapadło mi w pamięć, bo była to jedyna identyfikacyjna dana na kserowanej okładce. Naturalnie, gdy teraz sobie to wszystko przypomniałem, rzuciłem się do szukania informacji, co, kto, jak i kiedy. Szybko znalazłem informację, że "Listy z Ameryki" to dzieło teatru HALS - ba, nawet na stronie można pobrać kilka piosenek z tego przedstawienia. Niestety, nie jest to pełna lista, a w dodatku są to nowe aranżacje, które - chociaż bardzo dobre - nie działają na mnie tak bardzo, jak te "kasetowe".

Cóż zrobić - postanowiłem napisać do Pana Mirosława i w liście wyjaśniłem, że czuję wielki sentyment do tamtych piosenek. I wiecie co? Bardzo szybko dostałem odpowiedź i załączone piosenki w tych starszych wersjach! Wymieniliśmy z Panem Mirosławem jeszcze kilka listów, wspominając "stare dobre czasy" - a ja mogłem po latach wrócić do tych bardzo pięknych i mądrych piosenek. Warto wierzyć w ludzi! A Wam polecam posłuchanie przynajmniej tych nowszych wersji (rozdział "Muzyka", utwory z dopiskiem "Listy z Ameryki").

Komentarze

  1. Piękna historia. Aż się cieplej zrobiło.:) My chyba jesteśmy takim pokoleniem, które jeszcze ma nostalgie, sentymenty i inne takie. Ci młodzi to już pokolenie "jednorazówek" - niestety w każdej niemal dziedzinie życia.

    OdpowiedzUsuń
  2. :D myślisz, że to kwestia pokoleniowa? Czyżbyśmy już byli na etapie "a za moich czasów..."? ;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż, ja w przyszłym roku będę patrzeć z perspektywy półwiecza, to chyba już mogę być na tym etapie.:)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz