Amator i struny

Krótki rys historyczny

Chociaż mam dwie gitary, gram na nich kiepsko, żeby nie powiedzieć - niemal wcale. Na drodze nauki stają zwykle przeszkody, ehm, natury obiektywnej, czyli... lenistwo. No dobrze, czasem też zwyczajnie niechęć do bólu, bo tylko ten, kto próbował grać wie, jak potrafią boleć opuszki palców przez pierwsze tygodnie. Efekt? Znam kilka podstawowych "chwytów", a gitary albo się kurzą (akustyczna na ścianie), albo gnuśnieją (elektryczna w futerale).

Tym razem postanowiłem jednak, że pójdę z nauką dalej niż poprzednio (gitary ma od... tam do licha!... piętnastu lat!), zwłaszcza że przydałoby się trochę urozmaicić własną muzykę grą na żywo. Ściągnąłem więc z półek podręczniki do nauki gry (myślicie, że się nie zaopatrzyłem?) i pierwsza porada była taka, żeby zadbać o struny. Hm, szybkie rozpoznanie wykazało, że struny powinno się zmieniać dość często, na pewno częściej niż ja to robiłem. Czy piętnastoletnie struny mogą brzmieć dobrze? No właśnie.

Jakie struny?

Wypytawszy kolegę, JG, o to, jakie struny najlepiej kupić (JG jest czynnym gitarzystą i mam do niego pełne zaufanie w kwestiach dotyczących instrumentu) - zamówiłem. Zdecydowałem się na Elixiry w wersjach "cienkich", 9-42 i 10-46. Nie mam bladego pojęcia, jakie grubości miałem poprzednio, więc postanowiłem zacząć od cienkich, a jeśli te się nie sprawdzą, to za parę miesięcy wymienię na grubsze i już. Struny przyszły, czas sprawdzić...

Jak się te struny zakłada?

Tutaj tradycyjnie pomocny był YouTube, w którym poradników (także po polsku) jest całe multum. Obejrzałem kilka (dla gitary elektrycznej, co - jak się później okazało - ma znaczenie) i przystąpiłem do rzeczy. Technicznie rzecz wydawała się banalna - odkręcamy klucze (stroiki), wyciągamy z nich struny, potem wyciągamy je z mostka i nowe wkładamy w odwrotnej kolejności. Trywialne.

Elektryk

Z gitarą elektryczną poszło szybko. Wszystko jak na filmiku, od siebie dodałem ogólne czyszczenie obszarów znajdujących się normalnie pod strunami. Potem regulacja menzury (dzięki czemu - jak się okazuje - nawet moja budżetowa gitara zaczęła stroić) i tadaam! Pobrzdąkałem chwilę w GuitarRigu - no, fajnie. Efekt placebo zadziałał, brzmienie od razu wydaje mi się o wiele lepsze.

Akustyczne schody

Przeszedłem zatem do gitary akustycznej. Postanowiłem wykorzystać tu drugi sposób pozbycia się strun, czyli przecięcie ich cążkami nad otworem rezonansowym i osobne usunięcie ze stroików i mostka. Poprzecinałem i pousuwałem ze stroików, a wtedy... zauważyłem, że tutaj struny są zainstalowane do mostka inaczej niż w "elektryku". Czyli zamiast prostych w obsłudze otworków - kołki. Hm. No cóż, trzeba je wyjąć i tyle.

Tylko że tych kołków wyjąć się nie dało. To znaczy, jeden wylazł. Ale pięć po prostu pękło. Nie wiem, czy były już stare, czy za mocno wbite, lecz wyjąć się zwyczajnie nie pozwoliły. Pogratulowałem sobie bystrości umysłu, zwłaszcza tego przecinania - bo gdyby nie to, mógłbym po prostu zamontować stare struny i wrócić do wymiany w dogodniejszym momencie. Niestety, nie należy gitar zostawiać bez strun - wprawdzie godzinka czy dwie nie zaszkodzą, ale już parę dni potrafi zmienić geometrię szyjki (zwłaszcza właśnie w "akustykach"). Brawo ja.

Cóż pozostało? Poszukałem w internecie najbliższego sklepu muzycznego i pognałem tam po kołki - akurat trafiłem na ostatnie sztuki (uf!) Pan, usłyszawszy o moich przygodach, zaproponował niedrogi, a bardzo poręczny przyrząd, który nie tylko tnie struny, ale także ma uchwyt do wyciągania kołków i "kręcenia" stroikami. Same udogodnienia - nawet nie pomyślałem, że ktoś mógł coś wymyślić dla takich matołów gitarowych, jak ja.

Po powrocie do domu zreflektowałem się, że jest jeszcze jeden problem - trzeba się pozbyć resztek kołków z mostka. Siedziały mocno, więc pozostało jedynie delikatne rozwiercenie, co zrobiłem z duszą na ramieniu, widząc oczami wyobraźni, jak mi się wiertło ześlizguje i robi malownicze żłobienia w czarnym, błyszczącym lakierze. Na szczęście udało się bez dalszych przygód.

Zamontowanie strun po tym wszystkim było już czystą formalnością, zwłaszcza że zakupiony przyrząd znakomicie przyspieszył kręcenie stroikami. Nic, tylko nastroić i grać.

Mądry Polak po szkodzie

Nic nowego - potwierdziło się, że wszystko staje się łatwe, jeśli się to umie zrobić i (najlepiej) posiada odpowiednie narzędzia. No cóż, zebrane doświadczenie jest bezcenne i mam nadzieję, że zaprocentuje, gdy nadejdzie czas kolejnej wymiany strun. A na razie mam dwie nastrojone gitary i pierwszy ból opuszków.

Komentarze

  1. U mnie przygoda z gitarą skończyła się na marzeniach.:))) Ale ja się nie nadaję do nauki gry na żadnych instrumencie. Ja i systematyczność to dwa różne bieguny.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tja, o tej systematyczności toś się wypowiedziała - żebym tu nie pokazał tych Twoich dziergań i innych rękodzieł, do których ja bym nigdy nie znalazł cierpliwości :)

      Usuń
  2. Oj tam, ja też mam swoje ufoki.:)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz