[O] Dzienniki Samuela Pepysa
Dzięki nieocenionej Siostrze Be miałem okazję zapoznać się z tytułowymi "Dziennikami Samuela Pepysa" w przekładzie Marii Dąbrowskiej - co ciekawe, miałem do dyspozycji pierwsze polskie wydanie z 1952 roku, aczkolwiek bardzo dobrze zachowane. Czy w zapiskach angielskiego urzędnika z siedemnastego wieku jest cokolwiek zajmującego?
Przyznam, że to nie były tomy, na które rzuciłem się jak tygrys na bezbronną ofiarę. Czytałem je sobie powolutku przez ponad trzy miesiące i myślę, że jest to tempo odpowiednie do charakteru dzieła. Są to bowiem codzienne zapiski Samuela Pepysa, który "na naszych oczach" z prostego sekretarza staje się znaczącą personą, skrupulatnie opisując na kartach dziennika nie tylko postępy kariery, ale też życie swoje i swoich bliskich, a także tak ważne wydarzenia, jak "wielką zarazę" z 1665 roku czy "wielki pożar" Londynu w roku 1666, który pochłonął prawie 2/3 całego miasta.
Mnie najbardziej ujęła strona, rzec by można, prywatna tego dziennika. Pepys, choć nie był szlachcicem, to bardzo aspirował do wyższych sfer - w czym nie ma nic dziwnego, gdyż jako sekretarz Urzędu Marynarki, a później szef kancelarii Tajnej Rady Królewskiej, spotykał się z najważniejszymi w owym czasie personami, w tym z królem Karolem II, który objął władzę w Anglii po restauracji Stuartów w 1660 roku. Z tego względu Pepys starał się zdobywać stronników (i nie zrażać dawnych, chyba że przestawali się zupełnie liczyć albo popadali w niełaskę), wyprawiał uczty, zabiegał o to, by odpowiednim ludziom przyjść z pomocą. Pracował dużo i zazwyczaj pilnie, aczkolwiek czasem pozwalał sobie na zaniedbania, co później gorzko wyrzucał w dzienniku.
Zresztą, dziennik Pepysa musiał znieść dużo więcej - opisy jego wewnętrznych utarczek, kiedy walczył z pokusami świata (szczególnie z piciem alkoholu czy... zbyt częstym chodzeniem do teatru), a także szczegółowe zapiski bardzo licznych romansów i "skoków w bok", od których Pan Samuel nie stronił, ciągle jednak mając w centrum uwagi swoją żonę, którą bardzo kochał (!).
Zabawne są opisy sprzeczek domowych lub wewnętrznych monologów Pepysa, kiedy usprawiedliwia sam przed sobą różne swoje grzeszki. W pewnym momencie Pan Samuel orientuje się, że wydaje za dużo pieniędzy na przedstawienia teatralne, tracąc też tam sporo czasu. Ślubuje zatem, żeby nie chodzić do teatru z własnej woli częściej niż dwa razy w miesiącu. Później zaś znajdujemy opis, jak to gościowi zaproszonemu do siebie na obiad proponuje, by ten zaprosił go do teatru, a jeśli nie ma pieniędzy, to on - jako gospodarz - opłaci przedstawienie. W ten sposób - jak podsumowuje Pepys - zachował czyste sumienie, bo przecież szedł do teatru z zaproszenia, a nie własnej woli...
Śmieszą też opisy, kiedy - awansując - Pan Pepys sprawia sobie nową garderobę lub perukę i specjalnie wychodzi w tych nowościach do miasta, żeby zobaczyli go ludzie, nawet mimo deszczu. Rozbawiają też szczere recenzje książek czy sztuk teatralnych oraz gry aktorskiej.
Bardzo podobały mi się wszelkie bardzo osobiste przemyślenia, z których jasno wynika, że myślenie ludzi w tamtych czasach nie różniło się tak bardzo od dzisiejszego. Mam tu na myśli przede wszystkim mentalność, kiedy to mówimy coś innego, a myślimy coś zupełnie przeciwnego. Kiedy nasze przemyślenia na jakiś temat są bardzo brutalne, bo podyktowane uprzedzeniami czy samolubstwem - ale przecież mamy takie przemyślenia i dziś, tyle tylko że potrafimy je bardzo sprawnie cenzurować (czego czasem Pan Samuel robić nie musiał). Tak samo dziś, jak i wówczas prawdziwe było powiedzenie: jak Cię widzą, tak Cię piszą, więc pieniądze i pozycja były wyznacznikami wartości człowieka, co brzmi już bardzo współcześnie, prawda?
I tak to się właśnie czyta - dzień po dniu krzątamy się z Panem Samuelem wokół spraw ważnych i zupełnie nieważnych, odwiedzamy ludzi porządnych, jak i kanalie, robimy dobre rzeczy oraz rzeczy podłe. Całość w przekładzie Marii Dąbrowskiej jest napisana bardzo dobrze i chociaż nie obejmuje wszystkich części dziennika, a ledwie jego ćwierć, to i tak będzie nam przykro, kiedy skończy się ostatni rozdział. Bo w dziwny sposób Samuel Pepys stanie się naszym dobrym znajomym, którego polubimy mimo jego licznych wad i słabości...
Tobie poleciłam, a sama znam tylko malutkie fragmenty. To pozycja, którą muszę przeczytać. Ale KIEDY??? :)Cieszę się, że Ci się podobało :)
OdpowiedzUsuńHa, mam ten sam problem - różnych pobocznych rzeczy do robienia jest tyle, że nie ma kiedy siąść na spokojnie z książką... Niedobrze :(
Usuń