[K] Imagia
Na rynku aplikacji graficznych polscy programiści nie mają się czego wstydzić. Do całkiem udanych Machinery i SNS-HDR dołączył w ostatnich miesiącach program Michała Rajewicza Imagia. W odróżnieniu od dwóch wymienionych, Imagia nie służy do tworzenia obrazów HDR, a jest wywoływarką RAW (choć i do obróbki plików JPG można ją zaprząc). Opisuję wersję 1.6.0.270, co jest istotne o tyle, że autor dość często wypuszcza poprawki, więc część uwag może być nieistotna w wersjach późniejszych.
Krótko i na temat
Po uruchomieniu program wyświetla nam swój interfejs, który odbiega nieco od standardu w innych programach do obsługi RAW (Lightroom, View NX2, DxO Optics Pro, Silkypix, RAW Therapee). Panel z narzędziami usytuowano po lewej stronie, brak też drzewa katalogów (choć pasek z miniaturami plików z bieżącego katalogu już jest, można go wyświetlić klawiszem F):
Funkcję menu pełni pionowy toolbar, zaś panel dodatkowych ustawień (np. język interfejsu czy wielkość eksportowanych plików) jest naprawdę niewielki:
Pracę rozpoczynamy od otwarcia wybranego pliku, co może stanowić pewien problem, bo do otwierania używane jest standardowe okienko systemu Windows. Problem polega na tym, że jeśli obrabiamy pliki RAW i system nie posiada wbudowanej obsługi generowania podglądów dla takich plików, pozostanie nam posiłkować się tylko nazwą, bo wszystkie obrazy będą miały tę samą ikonkę. Nieco dokucza to na początku, chociaż po pewnym czasie człowiek po prostu otwiera pierwszy plik z katalogu, a ten konkretny można odszukać, korzystając z paska miniatur w samej Imagii.
Po otwarciu pliku możemy skupić się w zasadzie tylko na panelach po lewej stronie. Mamy tu niemal wszystko, co potrzebne jest do sprawnej obróbki fotografii. Możemy korygować ekspozycję, balans bieli, kolorystykę, wyostrzać, odszumiać, nakładać efekty, maski i (od niedawna) pracować na krzywych.
Coś, czego nie mają inni
Na pewno warto zauważyć, że Imagia dysponuje możliwością lokalnej korekty dzięki użyciu masek. Wprawdzie samo ich użycie jest (dla mnie) mało intuicyjne, ale to tylko kwestia przyzwyczajenia. Da się maskami przyciemniać lub rozjaśniać fragmenty fotografii, usuwać efekt czerwonych oczu czy wprowadzać rozmycie lub wyostrzenie (wyboru dokonujemy w pionowym menu):
Drugą funkcją, której nie mają zazwyczaj programy do wywoływania RAWów są efekty specjalne. Mamy do wyboru kilka wariacji zabawy z kolorami, nakładanie flar, dodanie zabrudzeń i zagnieceń czy nałożenie efektu filmowej klatki (program rysuje perforację). Dla leniwych autor przewidział przycisk "losujący" efekt.
Trzecia rzecz, z którą nie spotkałem się w innych programach tego typu, to warstwy. Możemy dodać do naszego obrazu warstwę efektową z jednym z kilkunastu rodzajów krycia, która będzie miała ustawione np. duże rozmycie czy osłabiony kontrast. Daje to czasem ciekawe efekty (np. poświaty), więc warto się przyjrzeć tej funkcji.
Ciekawe jest zachowanie histogramu - umieszczenie na nim kursora myszki powoduje, że program koloruje na obrazie te obszary, których dotyczy konkretna pozycja na histogramie - dzięki czemu łatwo sprawdzić, gdzie mamy największe cienie, a gdzie tony średnie.
Autor zgromadził w osobnym panelu wiele predefiniowanych ustawień, które da się sprawdzić bardzo prosto w praktyce - po rozwinięciu panelu Szablony trzymamy klawisz Ctrl i najeżdżamy bez klikania na dany preset - program w tym momencie wyświetli nasze zdjęcie po zastosowaniu wybranego szablonu.
Na rozbiegu
Program jest jeszcze dość świeży i autor ciągle go rozwija, więc nie dziwią drobne (choć czasem irytujące) błędy lub grzechy przeciw ergonomii. Słabo działa zoom - w moim przypadku po wyświetleniu kadru poziomego i następnie wczytaniu kadru pionowego program "zapominał", że nowy obraz ma inne wymiary i miałem podgląd tylko na część kadru (jakby skalowanie odbywało się względem poprzednich parametrów). Szkoda też, że nie ma możliwości skalowania za pomocą kółka myszki.
Inną uciążliwością jest umieszczenie rozmiarów eksportowanych plików w okienku ustawień. Dlaczego jest to uciążliwe? Bo np. publikując zdjęcia na bloga, do innego rozmiaru skaluję zdjęcia poziome (długi bok na 1100 pikseli), a do innego zdjęcia pionowe (850 pikseli na dłuższym boku). W Lightroomie czy DxO Optics Pro mogłem sobie utworzyć presety ustawień eksportu i łatwo je wybierać po obrobieniu zdjęcia. W Imagii, niestety, trzeba za każym razem wchodzić w okienko ustawień i ręcznie dobierać rozmiar.
Miałbym też uwagę do rysowania masek - nie wiem, jak to dokładnie opisać, ale kształt maski jest jakiś... dziwny. Podejrzewam, że chodzi o zmiękczanie krawędzi pędzla - podczas malowania dzieje się coś dziwnego:
Wygląda to tak, jakby program nie rejestrował pojedynczego pociągnięcia pędzlem, ale serię kliknięć. W efekcie maska jest daleka od doskonałości, choć można ją trochę poprawić korzystając z funkcji rozmywania. Nie tędy chyba droga.
W dodatku nie do końca działa "anulowanie" rysowania maski. Po naciśnięciu przycisku Esc, otrzymałem nagle taki obraz:
Całe szczęście, że działą cofanie operacji (Ctrl+Z) oraz resetowanie ustawień (choć ta ostatnia nie zawsze - gdy się dłuższą chwilę "poznęcałem" nad maskami, żadne resetowanie ustawień nie pomogło - ani globalne, ani to na palecie masek, nie dało też rezultatu usunięcie maski).
Uwagi miałbym także do algorytmu odszumiającego, który bardziej rozmywa obraz niż usuwa szum.
Na koniec rzecz najbardziej mnie irytująca: działanie klawisza Esc. Domyślnie służy on do zamykania panelu malowania masek (przynajmniej mi było łatwiej tak z niego korzystać, mimo że chwilowo panel wyświetla się na czas wciśnięcia klawisza Shift). Niestety, autor wymyślił sobie, że dwukrotne naciśnięcie Esc... zamyka program. Strasznie frustrujące rozwiązanie i w sumie nie mogę sobie wyobrazić, dla kogo ono jest. Dopóki nie przeczytałem, że to celowe działanie, myślałem, że program się po prostu "wysypuje" i zamyka z powodu jakiegoś błędu...
Wersja darmowa (Lite) ma ograniczenie eksportu do publikacji zdjęcia na Facebooku, Google+ czy OneDrive - nie da się zdjęcia zapisać na dysku. Taki jest wybór autora, chociaż moim zdaniem lepszym rozwiązaniem byłaby możliwość zapisu pliku lokalnie z jakimś dużym czy powtarzającym się znakiem wodnym. Obecnie testowanie możliwości jest dość utrudnione - chcąc ocenić jakość finalnego zdjęcia, które produkuje Imagia, musiałem założyć sobie konto w OneDrive, skonfigurować je w programie (co - przez długą listę wymaganych uprawnień - wygląda nieco podejrzanie), wyeksportować, po czym wejść do OneDrive i pobrać stamtąd obrobione zdjęcie. Dodatkowo autor i tak nakłada znak wodny na gotowe zdjęcie. Przyznam, że przez ten nieszczęsny eksport przez kilka miesięcy wręcz nie chciało mi się testować Imagii i mogę nie być w tej niechęci osamotniony - a przecież wersja Lite ma zachęcać do korzystania z produktu!
Wersja płatna różni się od darmowej tym, że pozwala drukować zdjęcia, eksportować je wprost na dysk, wrzucać na Facebooka, Flickra i Picasę w pełnych rozmiarach oraz nie dodaje znaku wodnego.
Dajmy szansę
Jak wspomniałem, program wciąż się rozwija i jest dość często aktualizowany, więc warto dać mu szansę i przyglądać się temu rozwojowi. Prognozy są bardzo pozytywne, cena pełnej wersji niewygórowana, więc kto wie? Może za parę miesięcy będzie z tej aplikacji naprawdę duża pociecha? Na razie do poważnej pracy program się raczej nie nadaje, zbyt dużo w nim błędów - używałem go dość krótko, a już powychodziło sporo niedoróbek. Życzę jednak autorowi, by przetrwał ten okres i ciągle usuwał znajdowane problemy, bo wydaje się, że większość pracy jest już wykonana.
Komentarze
Prześlij komentarz