Poranny brak głowy

Nie jest dobrze. Ledwo się poniedziałek zaczął, a ja dostarczam sobie niekoniecznie potrzebnych atrakcji.

Obudziłem się cztery minuty przed budzikiem i od razu było wiadomo, że będzie interesująco, bo przez pierwszych piętnaście sekund nie wiedziałem, gdzie jestem. Potem powoli rozpoznałem pokój i zrezygnowany usiadłem na łóżku. Cóż było robić - ziewnąłem i powlokłem się do łazienki, zabierając ze sobą - w zamyśle - telefon, żeby wyłączyć budzik, kiedy ten zacznie dzwonić. Myjąc zęby uświadomiłem sobie, że zabrałem nie telefon, a słuchawki - na szczęście zdążyłem wypaść z łazienki i wyłączyć budzik.

Potem nie było nic lepiej - kiedy tylko zamknąłem drzwi wyjściowe na klucz, przypomniałem sobie, że w sobotę kupiłem nową kawę do pracy, bo stara się skończyła. Otworzyłem drzwi, szuruburu na piętro, zabrałem puszkę. W samochodzie postanowiłem włączyć do posłuchania Rebekę na Spotify, dzięki czemu uświadomiłem sobie, że zapomniałem także telefonu. Szuruburu na piętro i mogę jechać!

Na szczęście pamiętałem, żeby wrzucić kopertę do skrzynki w ramach testowania poczty, bo już doprawdy nie chciałoby mi się zawracać z drogi...

Jedyna możliwa ilustracja dzisiejszych przygód

Nic to, dojechałem do firmy, chwyciłem torbę z laptopem i powlokłem się smętnie najpierw przez bramę, potem po schodach na drugie piętro. Włączyłem czajnik, żeby zaparzyć sobie... Tak, macie rację - kawa została w samochodzie. Ech! Nic, tym razem zjechałem windą, szuruburu na parking i obok samochodu już wiem, że nie jest dobrze. Kluczyki zostały w torbie z laptopem.

Takie rzeczy nie mogą się dziać, prawda? Ale co było robić, szuruburu do firmy, windą na drugie piętro, do torby, kluczyki w garść, szuruburu z powrotem na parking. Kawa w garści, więc powrotne szuruburu, kawa przygotowana, siadam zadowolony przed biurkiem - nic złego więcej mi się nie przytrafi, nie? Byle pamiętać, żeby telefon wyciszyć... Telefon!...

Tak, tak... Szuruburu na parking (tym razem od razu z kluczykami, tak się wycwaniłem!), szukam telefonu - nie ma. Wpadł pewnie gdzieś za fotel? Szukam, szukam - nic. Szuruburu przez bramę, windą na drugie piętro. Telefon leży w torbie od laptopa, tylko w innej niż zazwyczaj przegródce.

Wcale a wcale nie zdziwiłbym się po tym wszystkim, gdyby okazało się nagle, że jest niedziela.

Komentarze

  1. Ja mam tak prawie codziennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoo, to współczuję, ja pół dnia czułem się nieswój ;)

      Usuń

Prześlij komentarz