Magnetofon w akcji, cz. 2

Wczorajsze ratowanie nagrań z taśm magnetycznych nie dotyczyło tylko bajek dźwiękowych. Otóż odnalazłem w szufladzie ze szpargałami kasetę z moimi najwcześniejszymi nagraniami muzycznymi, robionymi jeszcze na ATARI 130XE w wieku 12 lat. Rzecz jasna, nie mają one żadnej wartości poza sentymentalną, ale skoro miałem możliwość ocalenia ich, skrzętnie skorzystałem.

Niestety, jakość nagrań jest fatalna, co zupełnie nie dziwi wziąwszy pod uwagę, czego używałem do nagrywania. Nie dość, że taśma już w tamtym momencie miała bez mała 10 lat, to i magnetofon nie grzeszył poziomem technicznym (i czystością, bo o czyszczeniu głowic i rolek nie miałem wówczas pojęcia). Dodatkowo posługiwałem się zrobionym własnoręcznie (!) przewodem, gdzie do łączenia poszczególnych żył zamiast cyny używałem skręcania drucików. Biorąc to wszystko pod uwagę - a także sposób przechowywania kasety - to i tak cud, że cokolwiek słychać.

Pierwszym krokiem było, rzecz jasna, przeniesienie nagrań do domeny cyfrowej. Mając je już w moim "produkcyjnym" komputerze, wrzuciłem je do programu Acoustica, gdzie je znormalizowałem (czyli podniosłem głośność do odpowiednio wysokiej wartości, takiej samej w każdym przypadku). Kolejnym krokiem było usunięcie potężnego szumu, połączonego z buczeniem - tu na szczęście świetnie sprawdziła się wtyczka Brusfri. Jako że nagrania jeszcze miały nieprzyjemne, buczące brzmienie, zaaplikowałem korekcję, po której od biedy da się uznać nagrania za dopuszczalne do słuchania.

Nagrań tych nie będę upubliczniał, bo są zwyczajnie zbyt słabe, jednak przyznam, że jakaś tam mała nostalgia szarpnęła mnie w środku - nie słyszałem tych nagrań trzydzieści lat, ale jako smarkacz byłem z nich strasznie dumny. Może uda się kiedyś zrobić jakiś miks przekrojowy przez te wszystkie lata, kiedy zajmowałem się muzyką i wówczas jakiś fragment się tam pojawi - żebym się mógł podbudować, że jednak jakiś postęp się dokonał...

Komentarze