Czy jestem twórcą internetowym?

To z pozoru nieciekawe pytanie chodziło za mną parę dni, od czasu usłyszenia pewnego wywiadu z - nomen omen - twórcą internetowym. I zacząłem się zastanawiać, czy ja takim twórcą jestem, a może nawet bardziej interesowało mnie pytanie, czy w ogóle chciałbym takim twórcą być. I stwierdzam, że na oba pytania odpowiedź jest przecząca.

Okazuje się bowiem na przykład, że jak na dopiero co poznaną definicję, to "produkuję" zdecydowanie za mało internetowej treści. Wprawdzie ponad 200 postów na blogu rocznie, kilkanaście czy kilkadziesiąt filmików na YouTube, muzyka w serwisie SoundCloud czy kilkadziesiąt odcinków podkastu to niby sporo, ale prawdziwy twórca "żyje" dostarczaniem treści. Tym się głównie zajmuje, to jest jego życie, stąd czerpie motywację i satysfakcję. Pisze, nagrywa, publikuje.

No, niby fajnie - ale dla mnie brzmi nieco przerażająco. Nie wyobrażam sobie, że porzucam normalną pracę tylko po to, by wrzucać filmiki na YouTube'a czy pisać bloga. Może nawet faktyczne tworzenie tak zwanego "kontentu" (swoją drogą, nie cierpię tego anglicyzmu) nie jest takie złe, ale już codzienne sprawdzanie słupków popularności, oglądalności, klikalności, zabieganie o sponsorów, odpisywanie na komentarze, byle tylko ktoś się nie poczuł urażony (bo od razu wskaźniki pójdą w dół)...

Widzę wyraźną różnicę między tym, jak ja postrzegam Internet, a jak postrzegają go twórcy internetowi. Dla mnie jest to takie miejsce do wymienienia uwag, podzielenia się swoimi pasjami, obserwacjami. Taki trochę słup ogłoszeniowy połączony z ławeczką, na której przysiadają różni ludzie, z którymi czasem można pogadać, a czasem nie - wtedy się wstaje i idzie do domu.

Tymczasem coraz wyraźniej rysuje się przede mną obraz Internetu jako miejsca "robienia kasy", zarabiania, promowania się za (niemal) wszelką cenę. Stąd te wszystkie szkolenia - jak zrobić sobie wizytówkę elektroniczną, jak prowadzić skutecznie media społecznościowe, jak "sprzedawać siebie", jak produkować "kontent", który przyciągnie sponsorów i reklamodawców. Stąd walka między twórcami, czasami subtelna, czasami brutalna i brudna. I dobrze, nie mówię, że to źle - takie jest życie. Mówię tylko, że to nie dla mnie.

Nie jestem zatem twórcą internetowym. I wiecie co? Dobrze mi z tym.

Komentarze

Prześlij komentarz