Tradycyjna prostota, cz. 2

W części pierwszej wspominałem, że może uda mi się zdobyć do testów Nikona F801 (oznaczanego w USA symbolem N8008). Słowo stało się ciałem i wczoraj miałem okazję po raz pierwszy zetknąć się z tym szacownym modelem analogowym. Od właściciela "na zachętę" dostałem też worek filmów, prawdopodobnie przeterminowanych, ale w końcu to eksperymenty, prawda? Na zdjęciu poniżej widoczny aparat z założonym obiektywem Nikkor 85/1.8D.

Wrażenia

Aparat jest duży i ciężki, bo to półprofesjonalna lustrzanka z czasów, gdy się na materiałach nie oszczędzało tak jak dzisiaj. Przy F801 Vilia to nic nie ważąca wydmuszka, chociaż z kolei D700 jest cięższy (i sprawia wrażenie bardziej zwartego, pękatego). Nie sposób uniknąć porównań do D700, bo obie konstrukcje to lustrzanki małoobrazkowe tego samego producenta, choć dzieli je prawie ćwierć wieku.

Wizjer w obu aparatach jest porównywalnej wielkości, choć przez ten w F801 patrzy się jakby wygodniej i widać lepiej - takie jest moje subiektywne wrażenie. Starsza konstrukcja jest niższa, przez co w mojej ręce leży gorzej niż D700 - mały palec z trudem znajduje oparcie. Jeszcze jeden minus F801 to brak gumy czy jakiejkolwiek chropowatości na uchwycie. Jest on zupełnie gładki, przez co do trzymania trzeba użyć więcej siły, no i przykładać więcej uwagi, by aparat nie wyśliznął się z dłoni.

Przygotowania do pracy

Aparat zasilany jest "paluszkami", a że takowe już były załadowane, można było od razu przystąpić do montowania obiektywu i pierwszych prób "na sucho". Pod rękę nawinęła się Sigma 24-70/2.8, więc to ona jako pierwsza została zamocowana. Krótka chwila na włączenie, zbliżenie aparatu do oka, naciskamy spust i... Tam do licha! Narzekałem, że lustrzanki są głośne, prawda? Ale F801 po prostu HAŁASUJE. Jest to aparat mocno już zautomatyzowany, więc i film przesuwany jest silniczkiem, i silniczkiem napędzany jest obiektyw podczas ostrzenia. Oba silniczki są bardzo głośne. Do tego dochodzi odgłos migawki - również głośny (głośniejszy niż w D700), ale przynajmniej... piękny! Taki właśnie odgłos niegdyś kojarzył mi się z profesjonalnym fotografowaniem - bardzo podobny dźwięk wykorzystał Jean Michel Jarre w utworze "Souvenir Of China".

Klik, klik

Kilka pstryków zrobiłem bez kliszy, ale w końcu nie po to się ma aparat, by się kurzył i zdjęć nie robił. Wybrałem Kodaka 400TX i przystąpiłem do ładowania kasetki. Czynność przebiegła błyskawicznie - wystarczy umieścić film w odpowiednim miejscu, dociągnąć kliszę do czerwonej kropki, namalowanej wewnątrz i... zamknąć obudowę, po czym nacisnąć spust migawki. Aparat samoczynnie nawinie film, zresetuje licznik klatek i przejdzie w tryb gotowości do robienia zdjęć.

Teoretycznie F801 powinien odczytać z kodu filmu odpowiednie ISO i je ustawić, jednak w moim przypadku zamiast 400 odczytał 200, przez co pierwsze wykonane zdjęcia będą sporo prześwietlone, bo dopiero po nich naszła mnie chęć naciskania wszystkich przycisków w body, co ujawniło złe nastawy (dopisek z 18.01.2014 - po doczytaniu w instrukcji okazało się, że aby aparat poprawnie rozpoznawał kody DX na filmach, trzeba odpowiednio ustawić opcję ISO; rzeczywiście, po tej korekcie ISO zostało odczytane poprawnie). A przycisków inżynierowie Nikona umieścili całkiem sporo - jest wybór trybu pracy (priorytet przysłony, czasu, automat i pełny ręczny), wybór sposobu ostrzenia, pomiaru światła, blokowania ekspozycji i ostrości, podgląd głębi ostrości i kilka innych, których działania jeszcze nie znam. W związku z tym, zdjęcia robi się praktycznie tak samo, jak D700 z tą różnicą, że nie można podejrzeć podglądu oraz skasować nieudanego ujęcia. Podobieństwo jest na tyle duże, że przy pierwszych zdjęciach kciuk lewej dłoni odruchowo szukał przycisku wyświetlającego podgląd.

Obiektywy

Martwiłem się nieco, że posiadane obiektywy nie będą chciały w pełni współpracować z F801. Na razie przetestowałem N85/1.8D i S24-70/2.8 - oba działają w pełni, tzn. działa autofocus oraz można zmieniać przysłonę. Podpiąłem też - z ciekawości - N50/1.4G, mój ulubiony obiektyw lustrzankowy i zdjęcia da się robić, jednak po pierwsze nie można ustawiać przysłony w trybie priorytetu przysłony (tylko w automatycznym), a po drugie nie działa autofocus (co nie dziwi, bo obiektywy serii G mają własne silniki, czego F801 po prostu nie wykorzystuje).

Przy okazji omawiania współpracy z obiektywami napiszę kilka słów o pracy automatycznego ostrzenia, bo w przypadku F801 była to nowość na rynku lustrzanek. Według opinii znalezionych w sieci autofocus działa wolno i beznadziejnie, ale z tym się nie zgodzę. Może nie jest super celny, tzn. czasem trzeba dwa albo trzy razy "przymierzyć", jednak do prędkości nie mam zastrzeżeń. Przy podłączonej Sigmie silnik AF prawie wyrywa aparat z ręki i zmiana ostrzenia z dali na bliż jest błyskawiczna. Na pewno (bo sprawdziłem) jest szybsza niż przy wykorzystaniu D700! Wprawdzie D700 ostrzy pewniej (trafia częściej), ale przy prędkości F801 można w tym samym czasie wyostrzyć dwukrotnie i również trafić. Jak dla mnie AF jest w pełni używalny.

Eksperyment trwa

Przyznam, że w przypadku F801 "posmak analoga" jest dużo mniej intensywny niż przy Vilii czy Kievie. Aparat w obsłudze nie różni się zasadniczo od współczesnych aparatów cyfrowych. Jest autofocus, jest pomiar światła (matrycowy i ważony), są programy automatyczne, uwzględnianie ISO filmu przy doborze parametrów, podgląd głębi ostrości. Do tego dochodzi automatyczny przesuw filmu i duży, jasny wizjer... Czy wpisuje się to w ideę mojego eksperymentu? Czyż nie chodziło w nim o zmianę podejścia? Hm.

Komentarze