Serwisy strumieniowe - zło?

Przeczytałem niedawno artykuł "Strumieniowanie muzyki - czy to się opłaca artystom?", który dał mi do myślenia. Generalnie teza autora jest taka, że serwisy strumieniowe "zdzierają" z muzyków, płacąc im śmieszne stawki za jedno odtworzenie - w okolicach 0,004$ (źródło: soundcharts.com). Tutaj trudno się nie zgodzić, bo takie są rzeczywiste kwoty - więc muzycy na serwisach typu Spotify czy Tidal nie zarabiają za dużo, chyba że mają setki tysięcy odtworzeń miesięcznie.

Impulsem do powstania wspomnianego artykułu - jak autor sam pisze we wstępie - była chęć przeprowadzenia wyliczeń, porównania streamingów ze sklepami cyfrowymi, które pokazałyby czarno na białym, że sklepy jednak są lepsze, bo płacą muzykom więcej. Porównanie to nie wypadło sprawiedliwe, bo autor między innymi nie uwzględnił, że twórca-muzyk nigdy nie dostaje pełnej kwoty widniejącej w sklepie (zwykle jest to od 30 do 70%). Faktem jest bowiem, że rzeczywiście sklepy płacą więcej, ale... za coś innego. Bo tu - jako klienci - nie płacimy za odtworzenia, tylko za piosenkę albo za album. Moim zdaniem jednak, dużej różnicy w praktyce dla muzyka nie będzie: albo ktoś słucha kilka (kilkanaście? kilkadziesiąt? set?) razy w strumieniu (i każde odtworzenie kosztuje te marne ułamki dolara, zbierając się na, powiedzmy, 50 groszy), albo dokonuje jednorazowego zakupu za trochę więcej (niech będzie, że twórca dostanie 50% ceny sklepowej, czyli zarobi złotówkę) i słucha już bez dalszego płacenia. Tak czy owak nie są to zyski urywające głowę ani różnice sięgające kilkuset procent między jedną formą dystrybucji a drugą. Tutaj można poczytać o stawkach, jakie muzycy zarabiają za fizyczne płyty CD - tez nie są to wysokie stawki.

Teza więc o tym, że to tylko streamingi łupią muzyków zupełnie się - w moim odczuciu - nie broni. Bo muzyków łupią wszyscy, kto tylko może - podatki, marże, prowizje, opłaty. I w sumie nie oznacza to też, że "łupią" = "oszukują". Bo oszustwo zakładałoby raczej coś takiego, że mówimy muzykowi: dostaniesz za odtworzenie 1$, a tymczasem faktycznie wypłacane byłoby 0,01$. Tutaj tabele opłat są znane, raporty dostępne, muzycy chcący publikować zgadzają się (dobrowolnie!) na reguły gry (wiem, bo sam mam muzykę w różnych "strumieniach"). Może dlatego, że to dobry instrument promocyjny, a promocja w muzyce jest czymś koniecznym, jeśli chcemy zarabiać?

Teza druga artykułu jest taka, że streaming się muzykom nie opłaca. I tutaj mam odmienne zdanie - bo jak dla mnie, gdyby się to muzykom nie opłacało, to by muzyki do "strumieni" nie wrzucali. Bycie zawodowym muzykiem (chcącym się z tego utrzymywać) zakłada posiadanie jakiegoś (choćby i lichego) biznesplanu prowadzenia takiej działalności. Jeśli więc ktoś umieszcza swoją muzykę na Spotify lub Tidalu, to zakładam, że ocenił ten krok pod względem biznesowym. Tyle tylko, że na 99% nie jest to cel zarobkowy i tutaj chyba jest całe źródło zamieszania.

Bo "strumienie" to źródło (względnie tanie) muzyki dla mas. Masz abonament i słuchasz, czego chcesz. Co więcej, wszystkie niemal serwisy mają funkcje wyszukiwania podobnego typu muzyki do naszej ulubionej, co ułatwia wyszukiwanie nowych artystów, których - nie oszukujmy się - raczej byśmy nie poznali. Sam znalazłem w ten sposób mnóstwo wykonawców, których w innym wypadku nigdy bym nie usłyszał (a już na pewno nie kupiłbym ich płyty). I to jest coś, co zyskują muzycy publikujący w "strumieniach" - globalny zasięg i potencjalną możliwość dotarcia nawet w najbardziej egzotyczne miejsca na świecie. Poza tym warto mieć na uwadze, że fakt, że ktoś słucha dużo muzyki w medium strumieniowym, wcale nie przełożyłby się na fakt, że będzie równie dużo kupował muzyki w sklepie (gdyby "strumienie" wyłączyć nagle). To znane nieporozumienie, które kiedyś wykorzystywały koncerny muzyczne do szacowania swoich strat w związku z piractwem: to, że ktoś ściąga nielegalnie setki albumów, też nie oznacza, że by je wszystkie kupił.

Ja wykorzystuję Spotify także w innym celu - gdy widzę nazwę nieznanej mi kapeli czy wykonawcy, którzy mają dać koncert w okolicy, mogę bez problemu posłuchać ich dorobku i zdecydować, czy się na taki koncert wybrać (a koncerty i sesje nagraniowe to są właśnie miejsca, gdzie muzycy zarabiają rzeczywiste pieniądze). Mógłbym, owszem, posłuchać tych utworów także w sklepie, ale raz, że zwykle są to tylko fragmenty, a dwa - akurat tam za odsłuchanie artysta nie dostanie nawet 0,004$.

I żeby nie było: nie, nie twierdzę, że to, co obecnie mamy na rynku to jakiś raj dla muzyków. To raj dla odbiorców. Ale tak to już jest, gdy mamy do czynienia ze swoistą nadprodukcją. Muzyki jest zwyczajnie za dużo, by płacić muzykom wysokie stawki. Ci wielcy sobie odpowiednie kwoty wynegocjują - ci mali mają to, co jest. Bądźmy szczerzy - dzisiaj "producentem muzycznym" chce być każdy - wystarczy pirackie FL Studio i jazda (przepraszam za uogólnienie, ale to wrażenie, jakie odnoszę po obecności na kilku polskich forach muzycznych). I każdy by chciał mieć "miliony za odsłuchanie" - wrzuca taśmowo produkowane kawałki i tylko liczy tysiące dolarów dziennie. No, ale jeśli ktoś ma takie pojęcie o zawodowym rynku muzyki, to rzeczywiście dojdzie do wniosku, że wszystkiemu winny streaming.

Nie chcę wchodzić w poruszany w cytowanym artykule wątek moralizatorski (korzystający LEGALNIE ze streamingów są nazywani złodziejami), bo absolutnie nie czuję się uprawniony do mówienia komukolwiek, co jest moralne, a co nie. Według mnie działa tu wolny rynek: są znane reguły, obie strony (serwis i twórca) bez przymusu zawierają umowę, więc nie ma tu nic do dodania. Według mojej oceny jest to uczciwe. Kto nie chce, nie korzysta i już.

I to chyba tyle - dyskusja w tym temacie na Facebooku była gorąca (chyba niepotrzebnie), zaś rzeczywistość jest taka, że źródłem utrzymania streamingi mało kto może nazwać. Pozostaje znajdować inne sposoby - koncerty, szkolenia, kursy, sesje nagraniowe, sponsoring. Bo jeśli ktoś liczy, że wyżyje ot tak, z prowizji ze Spotify czy innego iTunesa, to może od razu rozdzierać szaty. Tak się nie da.

Na koniec jeszcze - to nie jest w żadnym razie atak na autora artykułu. Po prostu tematyka wydaje się być interesująca: bo rzeczywiście, płacą mało, a muzycy korzystają. Czyli jakiś profit jest - czy tylko promocja? Coś jeszcze? Chętnie poczytałbym jakieś statystyki czy wywiady z samymi muzykami na ten temat.

Komentarze