Internet na dyskietce
Były czasy, gdy internet mieścił się na dyskietce - można się z tego śmiać, ale przypomnijcie sobie popularność wszelkich czasopism, dołączających dyskietki - a później płyty CD i DVD - z różnymi materiałami w rodzaju filmów, wersji demonstracyjnych gier i programów, a nawet stron WWW, działających w trybie off-line, bez połączenia z siecią. To były nasze okna na świat w czasach "internetu wdzwanianego", gdzie każdy impuls kosztował i to słono. I siedziało się po 22-giej, słuchając tych dziwnych odgłosów modemu nawiązującego połączenie z numerem 0202122.
Ale ja nie o kombatanckiej przeszłości. Gromadzę właśnie informacje o kole kwintowym do kolejnego samouczka i trafiłem na bardzo dobrą stronę Gimnastyka Słuchu, gdzie znalazłem naprawdę szeroką i merytoryczną wiedzę. Ale - niestety! - życie jest brutalne i w nagłówku strony czytamy, że z końcem czerwca strona zostanie wyłączona...
Niecałe dwa tygodnie, treści dużo... Co by tu zrobić? I wtedy właśnie przypomniały mi się czasy "internetu wdzwanianego" i programy, które potrafiły ściągnąć całą witrynę, aby można było ją przeczytać bez aktywnego połączenia z internetem. Korzystałem z tego na uczelni - w salach "komputerowych" był nielimitowany dostęp do zasobów sieciowych, więc pobierałem ile wlezie ciekawych stron, które mogłem później przeglądać w domu, nie wydając nawet złotówki.
Szybkie rozpoznanie i takie programy nadal istnieją! Trafiłem na darmowy WinHTTrack Website Copier, który zrobił to, co do niego należało - skopiował wszystkie strony i podstrony z serwisu Gimnastyka Słuchu (a konkretnie z bloga), więc teraz mogę sobie przeglądać te treści, nawet jeśli znikną one fizycznie z serwera. Fakt, że nie mogę ich udostępniać bez zezwolenia właściciela praw autorskich, ale na moje zapytanie w formularzu kontaktowym nikt na razie nie odpowiedział. Cieszę się, że chociaż sam zachowałem tę stronę - czuję się teraz jak jakiś historyk-archeolog, który ocala umierającą cywilizację przed zapomnieniem.
No i tak się zacząłem zastanawiać nad ulotnością cyfrowej wiedzy, wrzuconej do internetu... Wystarczy przestać opłacać miejsce na serwerze, a wszystko ląduje w niebycie, jakby nigdy się nie wydarzyło. Mój blog, zdjęcia w różnych galeriach, muzyka - jeśli znikną serwisy je przechowujące, znikną i te "wytwory" moich rąk... Trochę przygnębiająca wizja, ale znalazłem niejakie pocieszenie.
Rzeczy z drewna przetrwają jeszcze jakiś czas.
Komentarze
Prześlij komentarz