[O] Józef K. Lasocki - Podstawowe wiadomości z nauki o muzyce

Wiecie co, ja tam może jakoś okrutnie stary nie jestem, ale jednej rzeczy brakuje mi we współczesnych publikacjach. Rzetelności. No, dobrze, dwóch rzeczy: rzetelności i trzymania się tematu. Oczywiście, trafiają się dobre publikacje (na przykład e-booki od Ewy i Piotra), ale większość obecnie piszących przyjęła zachodni styl: ma być lekko, przyjemnie, z humorem, dużą liczbą ilustracji, prostymi przykładami. I dobrze, takie publikacje są potrzebne i wcale nie mówię, że są złe. Mnie jednak brakuje momentami zwykłych akademickich podręczników, pisanych przez osoby z dużą wiedzą. Żebym mógł po prostu postudiować sobie jakiś temat, nie tracąc tygodnia na przebijanie się przez luźne uwagi wesołego autora - mam nadzieję, że wiecie, o czym mówię.

I książka Józefa K. Lasockiego jest właśnie czymś, na co czekałem. To skondensowana akademicka wiedza o podstawach muzyki. Jest tu wszystko, o co można zapytać na początku formalnej edukacji muzycznej: skąd się wzięła muzyka, jak się ją zapisuje, jakie są jej składniki. Przechodzimy w zasadzie przez cały przekrój teorii, od nazw poszczególnych nutek, kluczy, oktaw, przez opisy form muzycznych aż po zagadnienia związane z orkiestracją i instrumentami.

Wszystko jest tutaj cudownie surowe - czarno-białe, ale bardzo precyzyjne ilustracje, schematy i tabele rodem ze skryptów, które pamiętam z politechniki. Szarobure, ale czytelne mimo to zdjęcia. I nuty, nuty, wszędzie nuty. To nie jest podręcznik, jakich obecnie wiele - o tym, jakiego programu użyć czy jak zmiksować hit radiowy. Jak umieścić utwór na Spotify czy Soundcloud. Jak stać się gwiazdą pop-kultury.

To jest bardzo staroszkolny podręcznik, nudny i napisany bardzo formalnym językiem, tak różny od dzisiejszych świergotów i chichotów, że to aż uderza.

Ale kocham tę książkę. Siedziałem nad nią, czytałem i próbowałem zrozumieć, o czym w ogóle autor mówi. Całkiem jak na studiach. I paru rzeczy się nauczyłem, czego efektem są filmy o skalach, akordach i kole kwintowym. Ta książka rozwiązała wiele dylematów, których nie potrafiły rozwiązać fora internetowe i internetowi "znawcy". Gdzie każdy ma swoją prawdę i każdy jest jednakowo niewyedukowany (w tym mam, oczywiście, na myśli i siebie, bez dwóch zdań). Taka książka, jak "Podstawowe wiadomości..." Lasockiego uświadamia, że jednak gdzieś tam, istnieje rzetelna i solidna wiedza. Nie bez powodu pewnie Żona zawsze mi powtarza, że najlepsze książki o ogrodzie i roślinach to te sprzed 30-40 lat, gdy pisali je ludzie z wiedzą, a nie ludzie z parciem na sławę i pieniądze.

Oczywiście, to powyższe to nie do końca prawda, wiem o tym. Ale naprawdę odetchnąłem przy lekturze i przy okazji zdobyłem nieco informacji, których prawdziwości jestem po prostu pewny. A czy nie o to chodzi w nauce?

Komentarze