[O] Squid Game

O Squid Game wszyscy trąbią od tygodni, więc choć nie planowałem, to obejrzałem. Aczkolwiek przyznam, że w połowie pierwszego odcinka wyłączyłem, bo słabo znoszę tematy biedy i zadłużania się przez hazard. Ale po kwadransie włączyłem znowu i obejrzałem wszystkie dziewięć odcinków. I jeśli ktoś ma w planach zapoznanie się z serialem, to doradzam wrócić tu później, bo nie będę się specjalnie pilnował, by nie zdradzać fabuły, a tu jednak zaskoczenie i szokowanie grają bardzo ważne role. Pozostałych zapraszam dalej.

Pieniądze, pieniądze!

Ach, któż nie chciałby pozbyć się troski o jutro albo spłacić kredyty i żyć w spokoju? Cóż dopiero mówić o ludziach, którzy mają poważne długi rzędu (z grubsza przeliczając) 1,5-5mln zł? Których ściga policja, wierzyciele lub mafia? Na pomyśle wykorzystania takich właśnie przypartych do muru ludzi bazuje fabuła - pewna grupa bogaczy na bezludnej wyspie organizuje turniej sześciu gier, gdzie do wygrania jest ok. 160mln zł. Trzeba tylko się dobrowolnie zgłosić i podpisać warunki: 1) nie można się wycofać, 2) trzeba brać udział w każdej grze i 3) większość graczy może zdecydować o przerwaniu turnieju. I od początku wiadomo, że gdzieś tu jest haczyk.

Serial szokuje już w pierwszym odcinku, gdy okazuje się, że pierwszą grą jest "czerwone-zielone", czyli polska zabawa w "raz dwa trzy, Baba Jaga patrzy". Tyle tylko, że tutaj kara za niedozwolone poruszenie się jest... ostateczna. I tak samo będzie w kolejnych grach - przegrana kończy się śmiercią, co szokuje tym bardziej, że wszystkie gry stylizowane są na dziecięce zabawy i towarzyszą im odpowiednio kolorowe dekoracje.

Dość szybko wyłania się grupa pierwszoplanowych postaci, z których wcale nie wszystkich musimy lubić. Powiem nawet tak, że nasze uczucia do niektórych będą bardzo dynamicznie zmieniać się w trakcie serialu. Do tego mamy jeszcze policjanta, który wkrada się w szeregi "obsługi", próbując odszukać swojego zaginionego brata. A wszystko podlane jest sosem niedomówień, niejednoznacznych wyborów i próbami zdecydowania, czy ważniejsze są ludzkie odruchy czy rosnąca z rundy na rundę nagroda pieniężna, mająca zakończyć materialne troski zwycięskich graczy (którzy zresztą walczą nie tylko o spłacenie długów, ale też o własne dzieci, sprowadzenie rodziców czy zemstę).

Prawie ideał

I muszę powiedzieć, że faktycznie, serial działa niemal perfekcyjnie. Bohaterowie grani są bardzo przekonująco (duża zasługa aktorów!), sceneria i udźwiękowienie fascynują, a dbałość o szczegóły każe wierzyć, że wszystko jest przemyślane do ostatniej kropki w scenariuszu. A jednak po obejrzeniu ostatniej części (prawdopodobnie pierwszego z wielu sezonów) czułem coś w rodzaju zawodu. Coś zaczęło mnie uwierać już wcześniej - to, że Lider (ang. Front Man) ujawnił twarz (ja wiem, że to było niby fabularnie potrzebne, ale można było rozpoznanie zrobić w inny sposób moim zdaniem); to, że postaci bogaczy nosiły tandetne maski i mówiły jakimś dziwnym angielskim (nie, żeby coś z nim było nie tak od strony formalnej, po prostu brzmiał jakoś nieautentycznie); to, że odkryciu, kto za tym wszystkim stoi, główny bohater farbuje włosy na czerwono i robi Rzecz Właściwe... No, nie wiem, może wszystko nabierze jakiegoś większego sensu w dalszych sezonach, teraz jakoś mi te elementy przeszkadzały.

Co nie zmienia faktu, że serial jest świetnie opowiedziany i pokazany, a my powolutku przywiązujemy się do bohaterów i kiedy nadchodzi czas na epizod numer 6, to jest on dość ciężki do obejrzenia, podobnie zresztą jak następujący po nim epizod numer 7 ze szklanym mostem. Potem napięcie nieco już siada i ostatni epizod intryguje tylko dość zaskakującym twistem, po którym już jest w zasadzie przygotowywanie gruntu pod ewentualny sezon numer dwa. Zgaduję, że po tym, co się obecnie dzieje w Internecie w kontekście serialu, Netflix nie odpuści i drugi sezon powstanie. Pytanie tylko, czy potrzebnie - osobiście nie widzę konieczności kontynuacji, ale kto wie, może scenarzyści trzymają jakieś asy w rękawie. Ja na pewno po dziewięciu odcinkach mam chwilowo dość, bo serial, choć wciągający, jest też dość ciężki do oglądania - o ile ktoś się zastanawia nad motywacjami i przyjmuje go emocjonalnie. Bo jeśli tylko patrzy oczami bogatych sponsorów w maskach, to faktycznie może chcieć więcej, brutalniej i bardziej wymyślnie. Nie wiem, czy ja chcę.

Komentarze

  1. Ja ciągle nie mogę zrozumieć fascynacji tym serialem.
    Nie oglądałam, widziałam tylko fragmenty i wystarczy.
    Ostatnio jak chcę się zorientować, o co chodzi w czymś, co jest znane, to idę na łatwiznę: oglądam sobie na YT "Szyderczy skrót" Łukasza Cegiełki. Nie muszę się męczyć z serialem, a wiem o co chodzi.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja fascynację rozumiem, bo serial wciąga, ale jest też przeraźliwie okrutny i ciężki do oglądania. I tak jak napisałem, jakoś dalszy ciąg niespecjalnie mnie interesuje, a obejrzałem głównie dlatego, że wszyscy znajomi o tym gadają i gadają, więc byłem ciekaw, co jest w tym takiego ciekawego. Jednocześnie obawiam się, że bez "własnoocznego" obejrzenia, nie da się wyrobić własnego zdania, bo tu jest mnóstwo wątków i scen, które odwołują się do przeżyć czy poglądów widza i nie na każdego działa tu to samo. To dlatego pierwszy odcinek oglądałem na raty i w paru miejscach miałem problem, żeby przebrnąć dalej. A skoro przebrnąłem, to coś z tej fascynacji musiało mi się udzielić, mimo ogólnego rozczarowania, zwłaszcza końcówką ;) Do "Czarnobyla" od HBO ten serial nie ma startu, ale jakieś wspólne elementy mają.

      Usuń

Prześlij komentarz