Internet na wsi

Plusów mieszkania na wsi jest sporo, jednak są też - niestety - minusy. Zwłaszcza dla informatyka-programisty kłopotliwy staje się dość problematyczny dostęp do Internetu, wynikający głównie z wątłej (by nie powiedzieć - nieistniejącej) infrastruktury sieciowej. W Swarzędzu i we Wrocławiu mieszkańcy mają do dyspozycji kilku lub kilkunastu dostawców Internetu szerokopasmowego, na wsi światłowody albo są położone tylko przy głównej drodze "przelotowej", albo nie ma ich w ogóle. Cóż pozostaje?

Radio

Podstawową opcją staje się w tych warunkach dostęp radiowy. W moim przypadku byli do dyspozycji dwaj lokalni operatorzy, jednak jeden w ogóle nie mógł złapać zasięgu, a nadajnik drugiego zasłaniają drzewa (choć sąsiedzi na posesji obok już "widzą" antenę na kościele w pobliskiej miejscowości). Radio wprawdzie nie jest jakąś rewelacją (szczególnie jeśli poczyta się opinie użytkowników na rozmaitych forach), ale ma jedną niepodważalną zaletę - brak limitu pobranych/wysłanych danych. Przynajmniej nasi operatorzy żadnych limitów nie narzucali.

LTE

Pozostało LTE, jako tak zwana ostatnia deska ratunku. Tu też było trudno znaleźć odpowiedniego operatora. Jeden zapewniał, że zasięg jest, co okazało się pobożnym życzeniem. Drugi, Plus, miał tak nędzną ofertę (zwłaszcza dla klienta z dwudziestoletnim stażem), że poważnie rozważam przejście do konkurencji, gdy tylko skończy mi się aktualna umowa. Z trzecim nawet zdążyłem podpisać umowę, ale po tygodniu zrezygnowałem, bo choć zasięg był, to w nocy transfery sięgały zaledwie 10Mb/s, by po ósmej rano spaść do poziomu nędznych 200-300Kb/s. Dopiero czwarty operator dostarczył działające rozsądnie rozwiązanie: transfer na poziomie 30-40Mb/s, w porywach przekraczający nawet 60Mb/s. Minus to oczywiście miesięczny limit na poziomie 300GB...

Zasięg domowy

Uporawszy się z dostarczeniem Internetu do domu, zderzyłem się z drugim problemem, jakim jest zapewnienie dostatecznie dobrej sieci wi-fi w każdym zakamarku. Router od dostawcy okazał się zbyt słaby do tego celu i na parterze zasięg jest - nazwijmy - dyskusyjny. Oczywiście podjąłem wyzwanie (co, ja nie dam rady?!) i wygrzebałem z czeluści strychu Netgeara R6220, który w Swarzędzu dawał sobie świetnie radę. No, tutaj jednak nie podołał - z uwagi na brak funkcji bramy w routerze operatora, Netgear musiał być podłączony do niego kablem sieciowym, co powodowało, że i tak musiał stać w tym samym pokoju, więc jedyna różnicę stanowiła nieco większa moc anten i dostępność pasma 5GHz (które to pasmo akurat w przypadku pokonywania stropów i ścian nic nie wnosi).

Wyczytałem w "Młodym techniku" o pewnym rozwiązaniu, które stanowiły trzy połączone repeatery - nawet mnie to zaciekawiło, ale zobaczywszy cenę przekraczającą tysiąc złotych za komplet, dałem spokój. Trop okazał się wszak dobry - zakupiłem pojedynczy repeater, potrafiący (wg producenta) pokryć nawet trzystumetrowy dom. I faktycznie, to ostatecznie rozwiązało problem.

Tyle zachodu

LTE nie jest ideałem, ale jakoś wystarcza do przeglądania stron i oglądania strumieniowanych mediów (np. Netflix czy Spotify lub YouTube działają bardzo przyzwoicie). Najgorszy jest narzucony limit, którego przekroczenie powoduje spadek transferu do wartości kiepskich lub beznadziejnych. Cóż, trzeba się po prostu pilnować i... znów, jak za czasów numer 0202122 od TP S.A., zliczać wielkość pobieranych czy wysyłanych danych.

Pozostaje mieć nadzieję, że w ciągu najbliższych dwóch lat pojawi się jakiś światłowodowy operator i podłączy nas bez limitów.

Komentarze

Prześlij komentarz