[O] Terminator: Mroczne przeznaczenie
Na początek prosto z mostu: jestem fanem "Terminatorów". Pierwszego i drugiego. Reszta jest słaba albo bardzo słaba - przynajmniej w moich oczach. Ale jako wierny fan od lat jestem zwodzony i oglądam każdą nową część, czekając na godną kontynuację "jedynki" i "dwójki". No i prawie się doczekałem.
Od razu zastrzegam, że filmu już dawno nie ma w kinach, więc nie zamierzam się przejmować zdradzaniem fabuły, która zresztą w każdym filmie z cyklu jest niezmienna: trzeba walczyć z terminatorem, który ma kogoś tam zabić. Czyli jest ofiara, jest kat i zwykle jest też obrońca czy też obrońcy, którzy wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi dają odpór niezniszczalnej (zdawałoby się) maszynie.
Takie prawie zakończenie
Jak wszyscy pamiętają z "dwójki", Sarah i John zniszczyli wszelki ślad po terminatorach, zatem firma Cyberdyne nie zbudowała SkyNetu, więc do dnia sądu nie doszło. Tak czy owak jednak, powstała inna sztuczna inteligencja, Legion, która z kolei postanowiła pozbyć się Dani Ramos (tak, tak, ona też ma się stać przywódcą ludzi i pokonać Legion). Co więc robi Legion? Wynajduje oczywiście podróże w czasie i wysyła w przeszłość terminatora (REV-9).
I tutaj mam największy żal do twórców. Bo jeśli już wzięli się za trzecią "kanoniczną" część, to mogli jednak wymyślić lepszą fabułę, zamiast odgrzewać kotleta sprzed ćwierć wieku. Czy Legion nie mógł być sztuczną inteligencją, powstałą współcześnie do akcji filmu, tylko sprytnie zakamuflowaną? Która na podstawie analizy mediów społecznościowych, e-maili itp. wytypowała przyszłego przywódcę ludzi i postanowiła się go zawczasu pozbyć? Mogłaby wysłać prototyp terminatora, niedoskonały na tyle, by spotkanie z T-800 było pełne niepewności - kto wygra?
Zamiast tego mamy hiper-mega-wypaśnego REV-9 (w tej roli niezły Gabriel Luna), który jest praktycznie niezniszczalny. Ma osobny szkielet i osobną powłokę, oczywiście zdolną do regeneracji i zmiany w kogokolwiek; umie podłączyć się do każdej sieci, obsługiwać wszelkie pojazdy i... tak, daje się pokonać.
Bo do obrony młodziutkiej Dani Ramos (Natalia Reyes) stają: emerytowana Sarah Connor (ponownie Linda Hamilton), emerytowany i zresocjalizowany T-800 (wiekowy już Arnold Schwarzenegger) i młoda, śliczna Grace (Mackenzie Davis), żołnierz z przyszłości, przysłana przez Dani-przywódczynię. Cała czwórka (bo Dani, naturalnie, nabiera wojowniczego ducha) dzielnie stawia czoła złowrogiemu terminatorowi i ostatecznie spuszcza mu śmiertelne manto. Nijak nie powstrzymuje to powstania Legionu, ale... No.
Spodobał mi się pomysł z "podwójnym" terminatorem, który potrafi się rozdzielić na powłokę i szkielet, za to nie spodobało mi się to, że także REV-9 potrafi zmieniać się w dowolnych ludzi (całkiem jak T-1000 z "dwójki" - a to przecież inna linia czasowa!). W ogóle beznadziejnie wtórne jest to, że Legion w zasadzie niczym nie różni się od SkyNetu. Jakby przyszłość MUSIAŁA wyglądać tak, że powstanie mordercza sztuczna inteligencja, która wymyśli podróże w czasie i będzie wysyłała takie super-terminatory w... bezsensowny sposób. Bo gdyby ta sztuczna inteligencja miała choć za grosz zdrowego rozsądku, to wysłałaby terminatora jakieś 100 czy przynajmniej 50 lat wstecz, żeby ubić rodziców czy dziadków przyszłego przywódcy. W tamtych czasach zaprawdę nikt nie podskoczyłby nawet modelowi 101 z "jedynki", który rozgniatałby ludzi jak muchy...
Fabularnie kicha, ale...
Ogląda się to podejrzanie dobrze. Stada błędów, nielogiczności, niespójności i idiotyzmów ostatecznie nie zabijają do końca frajdy, że oto mamy jednak jako-takie zamknięcie trylogii. Wprawdzie Natalia Reyes wypada bardzo blado na tle pozostałej czwórki (Hamilton, Schwarzenegger, Davies i Luna), ale za to efekty specjalne cieszą oko. Nie, żeby były jakieś przełomowe, zwłaszcza na tle np. "Avengersów", ale zrobiono je bardzo sprawnie.
Do tego jakoś tak miło zobaczyć staruszków Lindę i Arnolda, którzy mimo animozji pod koniec filmu oczywiście się ostatecznie godzą. Młoda Davis jako superżołnierz Grace też daje radę - no i te oczyska! I chyba po raz pierwszy od 1991 roku dano nam terminatora, który jest groźny - REV-9 nie bawi się w rozmowy i jest "mentalnie" całkiem jak T-1000 (choć wiadomo, że do Roberta Patricka nie ma startu).
Wracając do meritum - ogląda się to całkiem fajnie, żegnając bohaterów ze świadomością, że (chyba) już żaden więcej "Terminator" nie powstanie. I dobrze, bo co za dużo, to niezdrowo.
Komentarze
Prześlij komentarz