[W] Lutownica i lewe ręce

Przychodzi taki dzień w życiu "stolarza", że zamiast kawałka drewna i piły chwyta cynowy drucik i lutownicę. Jak się można domyślić, okoliczności takie spowodowane są tak zwaną "wyższą koniecznością", czyli nie ma już wyjścia i trzeba pobawić się w precyzyjną robotę. To właśnie spotkało i mnie.

Instrumenty

Po pierwsze, chciałem nieco poeksperymentować z moimi syntezatorami - Rolandem Juno G oraz Korgiem 76LE. Przez eksperymentowanie rozumiem nie tylko wykorzystanie ich jako klawiatur sterujących, ale także jako źródła dźwięku. Do tego jednak potrzebowałem dwóch przewodów audio, które mógłbym podłączyć do interfejsu audio. Oczywiście, przewodów różnej maści mam cały worek, ale większość ma po jednej stronie wtyki RCA (czyli "cinch"), bo przez lata miałem zamontowaną komputerze kartę Audiophile 2496 z takimi właśnie gniazdami. Obecnie używam interfejsów audio z gniazdami TS (duży "jack" mono), więc chodziło o wymianę RCA na TS, co nie jest skomplikowane, tyle tylko, że trzeba mieć odpowiednie wtyczki.

Muszę też zaznaczyć, że na lutowaniu znam się słabo, żeby nie powiedzieć - wcale. Poczytałem parę artykułów, obejrzałem ze dwa filmiki i wio, do roboty. Najpierw końcówki przewodów posmarować kalafonią, potem "zabielić" cyną. Potem już tylko przylutować do wtyczki, pamiętając koniecznie o UPRZEDNIM nasunięciu na przewód obudowy wtyczki. Bardzo przydały się uchwyty-krokodylki, którymi przytrzymywałem sobie i samą wtyczkę, i przewód. Bez tej "trzeciej ręki" byłoby dużo trudniej z moimi mizernymi umiejętnościami.

Generalnie cała operacja lutowania zajęła około godziny i gotowe przewody przeszły próbę bojową, bez problemu podając sygnał do interfejsu Focusrite Clarett. Z rozpędu jeszcze niczego nie nagrałem, ale pobawiłem się, zwłaszcza Korgiem, bo ma on całą stertę interesujących brzmień. Kto wie, może zaryzykuję nagrania w stylu Doktora Miksa, który nagrywa "na żywo", sygnał audio wprost z instrumentu? Zobaczymy.

Słuchawki

Po drugie, posłuszeństwa odmówiły moje ulubione słuchawki dokanałowe - to znaczy, nie tyle słuchawki, ile ich wtyk. Po podłączeniu do telefonu dźwięk nie był przełączany na słuchawki, bo telefon ich nie "rozpoznawał". Co ciekawe, jak tylko zastosowałem przedłużacz, to wszystko pracowało normalnie - czyli pewnie nie tylko wtyk jest wyrobiony, ale i gniazdo w telefonie. I chociaż używałem przez czas jakiś rozwiązania z przedłużaczem, to jest ono bardzo irytujące, głównie przez dużą pętlę przewodu oraz prosty, a nie kątowy wtyk.

Wymiana nie była jednak trywialna z uwagi na to, że udało mi się kupić jedynie wtyk TRS, zamiast oryginalnego TRRS (ten pierwszy to zwykły wtyk stereo, drugi umożliwia także korzystanie z mikrofonu i sterowania). I o ile od strony funkcjonalnej nie mam z taką zmianą problemów (i tak nie używałem tych słuchawek do rozmów), to po odcięciu zepsutego wtyku i zdjęciu izolacji okazało się, że zamiast 3 żył mam ich 6. Trzeba było się nieco doszkolić, więc poszukałem schematu kolorów dla kabelków, aby wydedukować, jak trzeba je połączyć z wtykiem TRS. Znalazłem tylko kiepskie jakościowo zdjęcie, więc "dla potomności" przerysowałem je w Corelu:

Z powyższego wynika, że żył jest tak naprawdę 5, bo biała to tylko linka wzmacniająca przewód. Żeby wszystko zadziałało, trzeba dodatkowo połączyć uziemienie kanału prawego i lewego, a przewodu mikrofonowego nie podłączać w ogóle (zabezpieczyłem go taśmą izolacyjną). Po przylutowaniu kabelków do odpowiednich pinów wtyczki słuchawki znów grają!

Lutownica oczyszczona i odwieszona na miejsce, drucik zwinięty czeka na kolejną okazję. Kiedy się przydarzy? Nie wiadomo, ale wielkim fanem lutowania raczej nie zostanę.

Komentarze