Wrocławska spalarnia śmieci

UWAGA - pisząc poniższe słowa opieram się na relacjach znalezionych w sieci, z których część może być spekulacjami lub nie do końca odpowiadać prawdzie, mimo że dołożyłem wszelkich starań, by źródła weryfikować. Ciężko jest się doszukać jakichś oficjalnych oświadczeń, z których wynikałoby coś wiążącego...

Dwa lub trzy miesiące temu nasze lokalne media (głównie społecznościowe) obiegła wiadomość, że tuż obok naszej gminy ma wkrótce powstać wielka spalarnia śmieci. Taka na 200 milionów ton rocznie. Dość szybko się okazało, że włodarze sąsiedniej gminy podpisali umowy z fińską firmą F. na budowę spalarni tuż na swojej granicy, tak że w praktyce spalarnia będzie działać u nas, a oni za to będą dostawać 2,5mln złotych podatku co roku. Wygodne. Ponoć sprawa jest "na tapecie" od 2019 roku i odpowiednio do sytuacji zmieniono miejscowy plan zagospodarowania powierzchni, ujmując w nim możliwość budowy obiektów uciążliwych.

Powstaje oczywiście pytanie, jak to jest możliwe, że taki obiekt powstaje bez jakichkolwiek konsultacji społecznych - no i tutaj też dość szybko wyszło na jaw, że konsultacje niby były organizowane, jednak tak sprytnie, by niewiele osób się na nich pojawiło, zaś sama firma przedstawiała budowę spalarni w jak najkorzystniejszym świetle (co w sumie jest ze wszech miar zrozumiałe). Dopiero nagłośnienie sprawy przez lokalnych społeczników sprawiło, że ludziom zaczęły się otwierać oczy.

Obecnie cała gmina (i ościenne też) jest oflagowana przez przeciwników spalarni, organizowane są marsze, biegi, protesty. Ludzie są nawoływani do stawiania oporu, straszy się konsekwencjami, przedstawia statystki i to, że nawet Unia nie dofinansowuje już spalarni, stawiając (skądinąd słusznie) na recykling. Przez wszystkie wątki przewija się też informacja, że firma F. milczy, więc czekamy w napięciu, czy się wycofa, czy jednak zdecyduje na budowę. Przeciwni obecnie są wszyscy, władze Wrocławia, władze wszystkich gmin stykających się z obszarem, na którym ma stać spalarnia. Uczelnie wrocławskie jedna po drugiej wydają swoje opinie, odradzające budowę. Naukowcy z kraju i z zagranicy również w większości wypowiadają się przeciwko tej budowie.

A my czekamy, "aż firma F. zdecyduje".

Zadaję sobie w tym momencie bardzo moim zdaniem sensowne pytanie - dlaczego mamy czekać, aż to firma F. podejmie decyzję? Czyż nie wystarczyłoby zmienić MZPZ? Nie wydać pozytywnej opinii środowiskowej (która jest w tym momencie w gestii władz i firma F. na nią czeka)? Dlaczego przy tak masowym wzburzeniu i oporze czekamy na to, co zrobi firma F.?

Obawiam się, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Obym był złym prorokiem, ale moje przypuszczenia wędrują w stronę hipotezy, że gmina, wydając pozwolenia i dogadując się ponad dwa lata temu z F., podpisała już jakieś wiążące umowy, które w razie niepowstania spalarni, będą tę gminę kosztowały wiele, wiele milionów odszkodowań, na co gminy najwyraźniej nie stać i teraz sytuacja jest patowa. Zerwać umów nie można, bo kara, pozwolić też nie można, bo mleko się rozlało i opór społeczeństwa jest zbyt duży. Dlatego jedynym wyjściem będzie dobrowolna rezygnacja firmy F.. I obawiam się jeszcze jednego - że włodarze się z firmą dogadają po cichu. Firma teraz odpuści, ale w zamian dostanie coś innego, tylko tym razem zostanie to tak dobrze zakonspirowane, że już się społecznicy nie dowiedzą, zanim będzie za późno...

Komentarze

Prześlij komentarz