Cyfrowe media

Rozmawiałem ostatnio z Siostrą na temat mediów. Łatwo zgodziliśmy się, że muzyka czy wideo w postaci cyfrowej stają się popularne, bo są zwyczajnie wygodne. Zamiast zagracać sobie mieszkanie stosami płyt, biegać po sklepach czy wreszcie szukać płyty do posłuchania czy obejrzenia, można tylko kilka razy kliknąć i już. W sumie to samo zaczyna dotyczyć książek, które można sobie obecnie zakupić w wersji elektronicznej na czytnik lub wręcz w postaci audiobooka, co niektórzy wolą zamiast czytania.

Wygód, oczywiście, jest więcej - łatwo wyszukiwać, łatwo nawigować, łatwo korzystać (np. czytnik zwykle pamięta stronę, na której skończyliśmy czytać - i to do każdego tytułu osobno). Jednym słowem, całe morze zalet i niewiele wad (np. cena elektronicznej książki niekoniecznie jest niższa niż papierowego odpowiednika). Ale...

No i naszło mnie podczas tej rozmowy, że jest jedna, ale dosyć istotna rzecz, o której coraz częściej zapominamy. To ulotność cyfrowej zawartości. Zgoda, dziś już awaria komputera nie oznacza, że straciliśmy wszystkie zgromadzone pliki - zwykle mamy po prostu konta u dostawców zawartości, logujemy się z nowego komputera czy smartfona i już. Chodzi mi o coś innego, ale muszę zrobić dwa wtrącenia.

Swego czasu w prasie muzycznej znalazłem informację, że jeden ze znanych współczesnych muzyków prowadzi proceder ciągłej aktualizacji swoich nagrań. To znaczy, że słuchając obecnie jego płyty z 2015 roku wcale niekoniecznie słucham nagrań z 2015, bo autor sukcesywnie nagrywa i udostępnia nowe ich wersje. I to podobno nie jest odosobniony przypadek w świecie Spotify czy iTunes.

Drugi przypadek dotyczy Netfliksa - dość popularny jest w nim czasowy dostęp do seriali czy filmów. Pamiętam, że oglądałem pewne filmy rok czy półtora roku temu, obecnie w serwisie już ich nie ma (np. "Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów").

Co to oznacza? Ano to, że mimo łatwego dostępu, wcale nie możemy być go pewni. Serwis może stracić licencję na pewne tytuły (akurat dla nas ważne), może upaść albo może zmienić zawartość na inną (np. ocenzurowany film zamiast oryginalnego). I nic z tym nie zrobimy, a w przypadku podmiany możemy nawet w pierwszej chwili jej nie zauważyć.

Zmierzam do tego, że za dziesięć lat, gdy będę chciał np. podrzucić córce do posłuchania jakąś fajną muzykę z czasów mojej młodości, może się okazać, że jej po prostu nigdzie nie ma. Albo są tylko remiksy. A filmy, które lubię, będą dostępne tylko u jakiegoś jednego dostawcy, którego abonamentu akurat nie mamy wykupionego (bo jest tego tyle, że nie sposób płacić wszystkim).

Pod tym względem posiadanie fizycznie nagrań "na własność" jest w zasadzie jedynym sposobem, by móc bezproblemowo do nich wrócić. Jednak tu też pojawia się "ale" - bo trzeba będzie mieć na czym te "własne" media odtworzyć. Już teraz coraz trudniej o odtwarzacze CD/DVD (kiedy ostatnio oglądaliście film na DVD? ja chyba w zeszłym roku). Wygląda więc na to, że za jakiś czas będziemy skazani na media cyfrowe i nie będziemy mieć nad nimi żadnej kontroli. Jedno, co nam pozostanie, to komuś zapłacić za dostęp.

No i to jest dość smutna konkluzja...

Komentarze

  1. No tak, smutna konkluzja. Jest jeszcze jedna rzecz. Dla nas jeszcze ma to znaczenie i czujemy chęć do powrotu do dawnych utworów. Ale zauważ, że rośnie pokolenie "jednorazowe", a to dotyczy, niestety, prawie wszystkich dziedzin życia. Nie ma przywiązania do ludzi, do rzeczy, do wartości itp., itd. Wszystko używa się raz, a potem wyrzuca i zapomina bo np. niemodne. Takie ślizganie się po powierzchni, łatwe proste i przyjemne, bez sentymentów i zobowiązań.
    Hmmm... To już pesymistyczne. Ale to co jest za oknem nastraja właśnie w taki sposób, a zbliżające się urodziny też są okazją do różnych przemyśleń.:)
    U nas dvd jest oglądane bardzo często, dziecięcia mają swoją kolekcję filmów typu Barbie, "Kraina Lodu", "Masza i Niedźwiedź" i inne takie.:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie masz rację z tym brakiem przywiązywania się do czegoś... Chociaż może to tylko chwilowe? Przez jedno pokolenie?...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz