[O] Walter Isaacson - Leonardo da Vinci

W moje ręce wpadła tydzień temu bardzo interesująca pozycja z wydawnictwa Insignis - biografia Leonarda da Vinci autorstwa Waltera Isaacsona w przekładzie Michała Strąkowa. Interesująca głównie z tego powodu, że nagle okazało się, że wiem o tym renesansowym twórcy zaskakująco mało.

Lektura

Jeśli chodzi zatem o treść merytoryczną, to książka Isaacsona spełniła moje oczekiwania. Dowiedziałem się z niej o wielu rzeczach, o których wcześniej nie miałem pojęcia lub umieszczałem w wielkim, pojemnym worku pt. "człowiek renesansu", nie zastanawiając się właściwie nad ich głębszym sensem. Może brzmi to nieco zawile, ale chodzi mi w gruncie rzeczy o prostą rzecz. Do tej pory traktowałem Leonarda da Vinci jako historyczną postać, genialnego malarza (któż nie zna "Mony Lisy" czy "Ostatniej wieczerzy"?) i wyprzedzającego własną epokę konstruktora (czołg, helikopter). Istniał sobie w mojej świadomości bardziej jako "ikona renesansu".

Tymczasem podczas lektury poznajemy także (a może przede wszystkim?) inne aspekty jego życia. Widzimy, co robił w młodości, na co zwracał uwagę, co go interesowało i czego tak naprawdę szukał. Isaacson podkreśla nieraz, że da Vinci nie był geniuszem dlatego, że się taki urodził, ale że się takim stał. I to jest największa zmiana, jaka dokonała się w moim postrzeganiu Leonarda po skończeniu lektury: zrozumienie, że to nie był tylko malarz-marzyciel, który ładnie (czy nawet bardzo ładnie) malował. Że rzeczywiście była to jednostka wybitna, jeśli chodzi o głód świata i głód wiedzy.

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że moje wyobrażenie o da Vincim aż tak się zmieni. I to nie na gorsze! Z geniusza, którego inni stawiają na piedestale "bo tak", stał się dla mnie geniuszem pracy i ciekawości. Można nie lubić jego obrazów (spotkałem się ze stwierdzeniem, że są one "zbyt staroświeckie"), ale nie sposób odmówić jego umysłowi błyskotliwości, a jemu samemu - pracowitości.

W perspektywy lektury najbardziej uśmiałem się z pewnej cechy wielkiego Leonarda, z której nie wszyscy sobie zdają sprawę (ja o niej do tej pory nie wiedziałem): otóż jest bardzo mało rzeczy, które... doprowadził do końca. Jego życie jest jednym wielkim pasmem niedokończonych i porzuconych projektów. I wynikało to nie z lenistwa, tylko właśnie z tego ciągłego poszukiwania: na przykład malując czyjś portret Leonardo zastanawiał się, w jaki sposób oddać piękno oczu; aby zaspokoić swoją ciekawość, zaczął przeprowadzać sekcje oczu, studiować ich budowę, odkrywać prawa optyki, zastanawiać się, w jaki sposób widzimy, jaką funkcję pełnią poszczególne części i... po dwóch latach okazywało się, że postęp w dziedzinie optyki był ogromy, powstało mnóstwo notatek, ale portret utknął w fazie szkicu.

Po drugie, da Vinci nieczęsto dzielił się swoimi odkryciami (np. odkrył, sformułował i zapisał III zasadę dynamiki Newtona 200 lat przed Newtonem), przez co wiele rzeczy trzeba było "odkrywać na nowo". Gdyby opublikował swoje notatki, pewnie wielu odkrywców i wynalazców straciłoby pierwszeństwo w historii. Co mnie zaskoczyło, to problemy Leonarda z matematyką - dotąd zawsze uważałem, że także w tej dziedzinie był - no cóż - geniuszem, podczas gdy miał potężne problemy z algebrą i do wszystkich swych odkryć docierał metodami graficznymi, czyli rozwiązując je na gruncie geometrii.

Był zatem da Vinci postacią wielowymiarową, a czytanie o jego dokonaniach przysparza wiele radości, głównie właśnie z tego względu, że wielu rzeczy się zwyczajnie nie spodziewamy.

Wady obiektywne i nieobiektywne

O dobrych rzeczach już było, więc teraz łyżka dziegciu w tym garnku miodu. Edytorsko książka wygląda przyzwoicie, zwłaszcza pod względem korektorskim - z całości pamiętam tylko zamienione miejscami podpisy pod dwiema ilustracjami. Natomiast przekraczając połowę książki zaczynamy się nieco irytować na powtórzenia - tzn. po raz kolejny i kolejny czytamy podobne zdania o tym, co zrobił główny bohater albo co kto powiedział o jego dziele - odnosi się wrażenie, że materiał powstawał bardzo długo i Isaacson po prostu nie czytał go na bieżąco, stąd pisał kilkukrotnie o tych samych sprawach.

Na koniec ostrzeżenie ode mnie: nie kupujcie wersji elektronicznej. Nie dlatego, że jest kiepska - po prostu do tego konkretnego tytułu lepsza wydaje się wersja papierowa. A to ze względu na ilustracje - i to nie tylko ich wielkość czy czytelność, ale przede wszystkim... łatwość dostępu. Często mamy dość długie opisy poszczególnych dzieł, czasem są to analizy porównawcze - na papierze to nie problem, bo po prostu sobie skaczemy co dwa zdania do odpowiedniej ilustracji i już. W Kindle'u to już często cofnięcie o 4-5 stron, a i strona z ilustracją długo się wczytuje, dlatego jest to mało wygodne.

Tak czy inaczej, polecam wszystkim tę pozycję - warto poczytać o Leonardzie da Vincim, którego każdy niby zna.

Komentarze

  1. Książka zwróciła moją uwagę, chyba nawet miałam ją w rękach. Bo Twojej recenzji nabrałam ochoty na przeczytanie jej. Ale to jak się wyrobię z zaległościami ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz