[O] Stanisław Lem - Bajki robotów
Może dziwić, że opisuję tak starą pozycję książkową - w końcu jej geneza sięga lat sześćdziesiątych XX wieku i pewnie wszyscy już o niej słyszeli. Niemniej wracam do niej regularnie, a przygodami Klapaucjusza i Trurla zaciekawiłem nawet Perełkę, która do teraz się śmieje na wspomnienie "Maszyny Trurla" i "Wielkiego lania". Dlatego chciałbym mimo wszystko wspomnieć i przypomnieć.
Dla tych, których do tej pory dziedzictwo Lema ominęło, krótka informacja. "Bajki robotów" to zbiór opowiadań naszego wielkiego pisarza, bodaj najprzystępniejszy ze wszystkich przez niego opublikowanych. Można go często pomylić z "Cyberiadą", która jest zbliżona charakterem i zawiera opowiadania głównie dotyczące właśnie Wielkich Konstruktorów, czyli Trurla i Klapaucjusza.
Opowiadania są najróżniejsze, od stosunkowo poważnych czy budzących grozę, jak "Biała śmierć" przez zabawne perypetie Konstruktorów po nieco filozoficzne rozważania przemycone na przykład w moim ulubionym "Przyjacielu Automateusza" (którego nawet chyba dwa albo trzy razy nagrywałem jako audiobooka, ale ze względu na prawa autorskie nie ośmieliłem się opublikować). Wszystko podane typowym językiem Lema, który się po prostu lubi lub nie, pełnym dziwnych neologizmów i porównań, aczkolwiek - co bardzo lubię u tego pisarza - dość dalekim od dosłowności. Lem zazwyczaj unikał dokładnego ukazywania, jak przyszłość będzie wyglądała - raczej pokazywał ogólne idee, jak na przykład sieci komputerowe czy smartfony (których, rzecz jasna, tak nie nazwał). Jeśli ktoś polubi ten styl, może spokojnie brać się za kolejne pozycje z dorobku pisarza.
Ja ze swojej strony bardzo polecam. Jestem zdecydowanie w drużynie stojącej murem za Lemem i jego dorobkiem, a pierwszą lekturę "Solaris" pamiętam do tej pory.
Komentarze
Prześlij komentarz