Ośmiobitowa nostalgia
Pod względem informatycznym jestem już prawie dinozaurem. Swoją przygodę zaczynałem w wieku lat dziesięciu-dwunastu, najpierw grając u wuja (Atari 65XE z magnetofonem) czy kuzyna (Schneider CPC464), potem katując już własne Atari 130XE ze stacją dysków 5,25" (ha, dzisiejsi nastolatkowie taką dyskietkę mogą zobaczyć już chyba tylko w muzeum). Jak to bywa z czasami młodości, wspomina się je z nostalgią i wzdychaniem, że wtedy, to ech! jak było fajnie! Dzisiejsze pokolenia nie mają pojęcia!
Na nieszczęście fanatyków komputerowych, ośmiobitowce nie do końca odeszły w niepamięć i wspomnienia świetnych, wciągających gier, przez które zarywało się noce, można dość łatwo zweryfikować. Wystarczy jeden z programowych emulatorów (np. Altirra czy Atari800Win dla ośmiobitowych Atari) i paczka z grami, by odkurzyć dawne chwile. Tylko że...
Nie róbcie tego. "Zostawcie Titanica", jak śpiewało Lady Pank. Łudźcie się dalej, że gry "miały to coś" i były fantastyczne. Czas przeszły jest tu kluczowy: "miały" i "były". Dziś to już nieaktualne. Dziś straszą nie tylko grafiką (która ma swój urok) i brzęczącą muzyką (która również jakiś tam urok mieć może), ale przede wszystkim założeniami. Tamte gry były mordercze. Bezlitosne. Trudne. I wkurzające. To mówię ja, który doleciał do 67 mostu w River Raid, przeszedł kilkukrotnie Miecze Valdgira i ukończył Zorro (tę pełną wersję z podziemiami, oczywiście). Któremu niestraszne były Asteroids, Tetris, a nawet Pitfall. Który opuścił się na dno kopalni w Spelunkerze, śrubował rekordy w Kikstart i który katował kolejne joysticki w olimpiadach.
Niestety, prawda jest taka, że dziś nie mam nerwów do wymienionych (i nie wymienionych) tytułów. Prędzej zgryzłbym klawiaturę, niż ponownie przeszedł Chuckie Egg. Gry uruchamiane dzisiaj przez takiego starego konia jak ja już nie bawią.
Czego jedynie żałuję, to pozbycie się mojej Atarynki i całego kompletu dyskietek. Miałem na nich mnóstwo swoich programików, które teraz chętnie bym sobie pooglądał. Chociaż... może tylko mi się dzisiaj wydaje, że były całkiem fajne?
Boulder Dash
Bruce Lee
Chuckie Egg
H.E.R.O.
Atari Invaders
Jump!
Miecze Valdgira
Montezuma's Revenge (aka Preliminary Monty)
River Raid
Robbo
Robin Hood
Spelunker
Spy vs Spy
Zorro
Zybex
Wspomnień czar. :) Pamiętam grę "Reversi" (czy jakoś tak). Komputer zawsze przyprawiał mnie o atak śmiechu, gdy, ewidentnie przegrywając, oznajmiał radośnie: "Jade rowno".
OdpowiedzUsuńDyskietki to już był wyższy poziom. Najgorsze było wgrywanie gry z magnetofonu, zwłaszcza, gdy pod koniec pojawiało się słowo "error". :)
Pozdrawiam :)
:D Z magnetofonem posiadacze Commodore64 mieli spore fory, go do ich komputerów istniało mnóstwo systemów "turbo" (black box, finale), które skracały czas ładowania do dwóch, trzech minut. W Atari ze standardowym magnetofonem czekało się z pół godziny - po tym czasie "BOOT ERROR" bolał dotkliwie ;)
OdpowiedzUsuńEch, pamiętam jak Ci wiernie kibicowałam w wielu grach. No i te joysticki - które były produktem pierwszej potrzeby :)
OdpowiedzUsuńTo były czasy...
Dobrze, ze na YT mozna obejrzec. minuta wystarczy. Za dziecka mialo sie po prostu mase wolnego, a wtedy taki komputer byl jak dzis internet i TV ze wszystkimi uslugami razem.
OdpowiedzUsuńJakby mnie kto pytal to najbardziej zapadla mi w pamiec Knight Lore z ZX Spectrum. Tak... gra rozpoczynala sie juz w momencie odpalania magnetofonow ;)
:D ano tak, ale zobaczyć to jedno, a próbować dziś zagrać w te gry to drugie ;)
OdpowiedzUsuńW Knight Lore'a grałem, chociaż nie na Spektrumnie :) Prawie 3D! :D