[O] John Grisham - Firma
To był test. Bo wiecie, że ostatnio przechodziłem "fazę na Grishama" - jednak żadna z nowych książek tak do końca nie pasowała mi do wspomnień, które miałem po lekturze dawno temu "Ławy przysięgłych" czy "Raportu Pelikana". Składałem to na karb słabej pamięci i nostalgii - postanowiłem zatem przeczytać jeszcze raz jedną z najlepszych chyba książek amerykańskiego pisarza. Miało mi to dać odpowiedź na pytanie, czy to współczesne książki są gorsze, czy po prostu kiedyś inaczej odbierałem twórczość Grishama?
Dwa razy do tej samej rzeki?...
Pamiętam, że pierwszy raz czytałem "Firmę" w postaci ładnego papierowego wydania, ze Świata Książki bodajże. Tym razem posłużyłem się wydaniem elektronicznym na Kindle'u - po tamtą książkę musiałbym jechać 150 kilometrów.
Ktoś może mi zarzucić, że trzeba było czytać dokładnie to samo wydanie, żeby test był miarodajny - nie do końca się zgodzę. Może i pokusiłbym się o wyszukanie precyzyjniejszych danych, jak na przykład nazwiska tłumaczy, ale niczego by to nie zmieniło - do książki mnie przyspawało.
Radość i smutek
Powiadam Wam, to bardzo dobra powieść. I nie, te współczesne - może poza "Samotnym wilkiem" - nie mogą się z nią równać. Taka jest moja opinia, koniec i kropka. "Firma" ma wszystko, co trzeba - ciekawego bohatera, prawniczą firmę w tle, mafię, kupę pieniędzy, węszące FBI. A najważniejsze - potrafi trzymać w napięciu, bo nie wiemy do końca, jak się wszystko skończy i trzymamy kciuki za "tych dobrych".
Wszystko to jest źródłem radości - nie zdawało mi się, że te stare powieści Grishama są dobre! Są nadal!
Gorzej, że rzeczywiście te nowsze pozycje są słabsze. Mam ich jeszcze kilka w czytniku i teraz zastanawiam się, czy znajdę jeszcze dość zapału, by je "zmęczyć". Bo nie ukrywam, bardziej ciągnie mnie do ponownej lektury np. "Klienta". Albo "Zaklinacza deszczu". Albo "Wspólnika".
Zobaczymy zatem - a tymczasem zachęcam szczerze do lektury "Firmy". Zwłaszcza tych, którzy jeszcze nie znają losów Mitcha McDeere'a.
P.S. Obejrzałem też "z rozpędu" adaptację filmową z Tomem Cruisem i Genem Hackmanem, bo jakoś mnie to ominęło dotychczas. I filmu nie polecam. Ma się nijak do fabuły książki, więc i odbiór bohaterów jest zupełnie inny...
Hmmm... Jak zobaczyłam ten wpis, to właśnie kończyłam czytać "Firmę".:))) Doczytałam na wszelki wypadek do końca, zanim przeczytałam Twój tekst.:) Wpadła mi w ręce, bo stała na półce z napisem "tania książka", a nazwisko autora zobaczyłam kiedyś u Ciebie, to rzuciło mi się w oczy. Fakt, świetnie się czyta.:)))
OdpowiedzUsuń:D Ha, prawda? :) To teraz czeka na Ciebie reszta powieści Grishama :D
OdpowiedzUsuńA ja właśnie niedawno trafiłam na film i obejrzałam. Zachwycona nie byłam, ale myślałam, że może nie do końca zrozumiałam, o co w tym wszystkim chodziło. A książki - wstyd się przyznać - nigdy nie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńNo, nie, film jest - w mojej ocenie - dużo słabszy od książki. I zmiany scenariuszowe zupełnie do mnie nie trafiają. Ani mercedesy zamiast BMW ;o)
OdpowiedzUsuńKolejna książka, którą trzeba dodać do listy na później. Dziękuję. Ostatnio nie mam czego czytać xd
OdpowiedzUsuń