Gdyby głupota miała skrzydła...

Dobra, ja wiem, że nie jestem najbystrzejszy, ale to, co zmalowałem ostatnio, naprawdę woła o pomstę do nieba. Opowiem Wam, bo czuję potrzebę przyznania się - może to sprawi, że w przyszłości będę bardziej uważny.

Otóż zdarzyło się w niedzielę, że dziewczyny postanowiły pojechać na basen. Ja za basenami nie przepadam, więc od razu wpadła mi do głowy myśl, że nagram jakiegoś audiobooka, już z gatunku tych "porządnych". Wybór padł na "Historię sznura pereł" Makuszyńskiego, którą nagrywałem dwa lata temu, czyli na początku mojej przygody z rejestrowaniem głosu. Byłoby miło w drugą rocznicę opublikować ulepszoną wersję, na miarę obecnych możliwości.

Kiedy zostałem w domu sam, szybko przygotowałem studio, zamontowałem WA-87 (żadnych szumów - rejestrowanie Tascamam DR-100, szumiący komputer wyłączony!), przyniosłem sobie kubeczek i butelkę wody, zamknąłem i zaszczelniłem okno, żeby maksymalnie ograniczyć hałasy i siadłem przy książce. Trzy razy sprawdziłem poziom sygnału i to, czy się faktycznie nagrywa, po czym zacząłem czytać.

Muszę powiedzieć, że szło mi wcale nieźle - mało było pomyłek, trafiałem na ogół z intonacją i w ogóle było bardzo przyjemnie. Wszystko to powinno wzbudzić moją czujność, prawda? Zawsze, gdy idzie zbyt gładko, na końcu wychodzi jakiś klops. Tak też miało być i tym razem.

Doszedłem do ostatniego akapitu. Przeczytałem go. Dodałem, zadowolony, formułkę: "Czytał Konrad Leśniak". I wtedy, tuż po naciśnięciu przycisku STOP w rejestratorze, wreszcie usłyszałem, co jest nie tak. Ucho ludzkie ma zadziwiające zdolności do maskowania stałych sygnałów. Za moimi plecami przez ponad godzinę rejestracji stał włączony wiatrak. Kurtyna.

No i co powiecie? Cała robota na marne, bo o ile cichy syk mikrofonu SM7B da się w miarę nieuchwytnie usunąć w postprodukcji, to jednak warkot wiatraka jest zbyt intensywny (nie myślcie, że nie spróbowałem). Tym samym nagranie trafiło do kosza, a mnie pozostaje nauczka, żeby np. wyjść na chwilę z pokoju przed rejestracją, wtedy po wejściu prawdopodobnie od razu usłyszałbym wiatrak. A tak mój słuch zdołał się po prostu przyzwyczaić...

No, co zrobić, może nagram tego audiobooka na trzecią rocznicę...

Komentarze

  1. No tak, sprawdziło się przysłowie (Niedzielna praca...). Masz nauczkę - trzeba było jechać z dziewczynami na basen, póki jeszcze chcą z Tobą jeździć ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako osobnik urodziwy inaczej nie lubę basenów, boby ludzie się śmiali :)

      Usuń
  2. No cóż... Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi.:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz