Nadawca odnaleziony!

Po wtorkowym wpisie na temat paczki, która omyłkowo trafiła do mnie, zamieściłem na FaceBooku wpis o tym z prośbą o udostępnianie. Może pamiętacie sprawę zaginionej karty pamięci sprzed prawie trzech lat, kiedy również FaceBook pozwolił odnaleźć właścicielkę w, zdawałoby się, beznadziejnej sytuacji.

Tym razem nie po tygodniu, ale już po dwóch dniach (w sumie - po dobie i paru godzinach) napisała do mnie pani, która wysłała ramkę. I znów byłem pod wrażeniem, jak to wszystko ładnie zadziałało! Czekam teraz na kuriera z InPostu, który ma odebrać ode mnie paczkę i przekazać nadawcy (albo adresatowi, w sumie tego to nie wiem).

I tylko nachodzi mnie jedna smutna myśl w tej całej, szczęśliwie przecież zakończonej, sprawie. To postawa firmy kurierskiej. Nie dość, że zgłoszenie reklamacji zbywa tylko suchą informacją, że ma 30 dni na rozpatrzenie, to dwa, jak się dowiedziałem od nadawcy paczki, na pytanie o to, co teraz, kto zwraca koszty, gdzie jest paczka, co z klientem, który zamówił zagubiony przedmiot, firma ma odpowiedź na poziomie cytatu z "Misia" Barei: "Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?". Czyli "nie wiemy", "nie obchodzi nas to", "radź sobie, człowieku, sam". I mimo olbrzymiej sympatii do paczkomatów, z których korzystam nagminnie i do tej pory bezproblemowo, to taką postawę InPostu trudno pochwalać. Mam nadzieję, że ktoś w tej firmie przejrzy na oczy i zapewni jakąś minimalną choćby pomoc dla klientów, bez których nie byłoby przecież tak gwałtownego rozwoju przedsiębiorstwa... A historia zna mnóstwo przypadków upadku gigantów, którzy zaczęli mieć w nosie klientów, patrząc tylko na cyferki na koncie...

Komentarze