[W] Kable XLR na wymiar i do koloru

Od ostatniego "poważnego" lutowania minęły prawie dwa lata. Wtedy jakoś sobie dałem radę, ale gdy niespełna dwa tygodnie temu próbowałem zmusić do pracy Trust Starzz, mikrofon elektretowy, okazało się, że warsztat wymaga dopracowania. I wtedy mnie olśniło - miałem zamawiać niedługo dwa nowe kable XLR do połączeń mikrofonowych. Może w ramach ćwiczeń zrobić je samodzielnie?

Przygotowania

Zmagania ze Starzzem nauczyły mnie jednego - na poważnie z tym, co mam, pracować się nie da. Przede wszystkim chodzi o lutownicę, która jest najprostszym możliwym modelem oporowym, podłączanym bezpośrednio do gniazdka. Brak kontroli temperatury, brak możliwości łatwego wyłączenia bez wyrywania wtyczki z gniazdka, niestandardowe groty - to wszystko skłoniło mnie do zastąpienia jej stacją lutowniczą. Brzmi groźnie i profesjonalnie, ale okazuje się, że takie stacje lutownicze (te amatorskie, oczywiście) cenowo nieznacznie tylko przekraczają pułap 100zł. Zdecydowałem się na Yihua 936A.

Do tego podczas ostatnich "zabaw" z lutownicą okazało się, że jednak przydałaby się jakaś gąbka czy metalowe spiralki do czyszczenia grotu, bo poprzednio miałem z tym niemały problem. Dołożyłem jeszcze antymagnetyczną pęsetę, bo tego też mi brakowało do dokładnego doginania fragmentów drutów przed lutowaniem. Tak dozbrojony, mogłem się wziąć za robotę.

Narzędzia - odsysacz i kombinerki dzisiaj okazały się niepotrzebne

Dlaczego robić to samemu?

Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach nie ma sensu samodzielnie robić sobie kabli XLR - sklepy oferują ich całe multum. I faktycznie, dużej potrzeby nie ma, nawet cenowo nie wypada to specjalnie korzystniej (owszem, jest nieco taniej, jednak trzeba przecież doliczyć czas włożony w całą operację). Mamy jednak możliwość zupełnie swobodnie decydować o długości takiego kabla i o jakości poszczególnych jego elementów. No i o kolorze, choć to sprawa drugorzędna - gotowe kable również sprzedawane są w różnych kolorach.

W moim przypadku głównie szło o dwie rzeczy: ćwiczenie w lutowaniu oraz zdobycie dwóch kabli w różnych kolorach do nagrań "na wyjeździe". Szczególnie podczas ostatnich nagrań odczułem, że warto byłoby móc odróżnić, który kabel wiedzie do którego mikrofonu - a jeśli oba są w kolorze czarnym, trzeba za każdym razem sprawdzać to ręcznie. Alternatywnie mógłbym zastosować koszulki termokurczliwe, nałożone na wtyki (o co chyba też się pokuszę w przyszłości), ale zdecydowanie lepiej mieć kolorowy cały kabel.

Półprodukty - kolorowe kable, wtyczki firmy Neutrik i koszulki termokurczliwe

Zamówiłem zatem po parę metrów kabli w kilku kolorach, do tego wtyki XLR i uzbrojony w schemat połączenia XLR zabrałem się do pracy:

Na początku proste rzeczy są trudne

Wiadome już mi było, że przed lutowaniem właściwym trzeba odpowiednio przygotować przewody i wtyki, zabielając je (pokrywając cienką warstwą cyny). Na posterunku stała też "trzecia ręka", czyli uchwyt pomagający przytrzymać sobie lutowane części, grot lutownicy był nowy i lśniący, a gąbeczka do jego czyszczenia odpowiednio wilgotna. Dzięki możliwości regulacji nie tylko dość precyzyjne ustawiłem temperaturę (300-320oC), ale i dostałem informację, gdy temperatura ta została już osiągnięta - przy starej lutownicy nie pozostawało nic innego, jak tylko dotykać co jakiś czas cynowym drucikiem grota i patrzeć, czy cyna się topi.

Pobielone gniazda wtyków XLR

Pobielone końcówki przewodów

BARDZO WAŻNE okazało się nałożenie obudów wtyków na kabel PRZED rozpoczęciem lutowania. Zawsze o tym zapominam i tak było i tym razem - pięknie przymocowałem pierwszy wtyk i... ooops! Na szczęście nie musiałem niczego rozlutowywać, bo od drugiej strony kabel nie miał jeszcze wtyczki, więc po prostu wsunąłem obudowę z tamtej strony, ale nauczka poskutkowała i resztę kabli polutowałem bez problemów.

Zlutowany kabel, gotowy do testów za pomocą miernika

Tym razem lutowanie przebiegło bardzo szybko - dłużej trwało zabielanie niż właściwe łączenie. Można nawet powiedzieć, że z dumą patrzyłem na efekty pracy. Tuż po zlutowaniu ograniczyłem się do sprawdzenia połączeń multimetrem (test ciągłości na wszystkich kombinacjach pinów - powinny działać tylko te skojarzone ze sobą, czyli 1-1, 2-2, 3-3) - czas na testy z wykorzystaniem mikrofonów miał dopiero nadejść.

Efekt

Oba zlutowane kable działają bardzo dobrze - nic nie trzeszczy, nic nie buczy, więc mogę przyjąć, że oto mam dwa niezawodne, kolorowe kable do nagrywania "na wyjeździe". Kable podłączyłem na razie jako robocze - będę z nich korzystał przez jakiś czas w "studiu", a jeśli nie pojawią się żadne problemy, wylądują w odpowiednich woreczkach.

Żółty założony roboczo do SM7B, na blacie leży czerwony.

A ja jestem bogatszy o kolejne doświadczenie i chyba faktycznie przestanę kupować gotowe kable...

Komentarze

  1. Tak, oczywiście, masz rację...:))) Eeee... Chyba... A co to jest to duże, czarno-niebieskie, drugie od lewej na pierwszym zdjęciu?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz