Potrójne combo komunikacyjne
Oj, działo się wczoraj po południu we Wrocławiu, działo!...
Niby nic
Udało mi się wczoraj wyjść wcześniej z pracy - z myślą o tym, by szybko odebrać Perełkę z przedszkola i zdążyć zrobić obiad w rozsądnym czasie. Wrocławskie MPK postanowiło jednak ukrócić tę samowolę i autobus, którym miałem podjechać na Plac Grunwaldzki, nie pojawił się na przystanku. "Mała niedogodność" - pomyślałem i raźnym krokiem doszedłem do pętli, gdzie wsiadłem w tramwaj. Straciłem dobrych 5 minut, ale to przecież nie tragedia.
Za dobrze szło
Wszystko przebiegało sprawnie do momentu, gdy tramwaj dotarł w okolice Galerii Dominikańskiej. Tam stanął przed przystankiem na dobrych 8-10 minut. Dopiero gdy drzwi się otworzyły, jakiś obcy głos powiedział coś przez głośniki, z czego (siedziałem w słuchawkach) usłyszałem tylko "objazd ulicą Piastowską". Tknięty przeczuciem, wyskoczyłem i dobrze się stało, bo tramwaj ruszył, ale zamiast pojechać prosto, skręcił w prawo. Ulica Kazimierza Wielkiego zapchana była tramwajami - awaria pantografu. Truchcikiem ruszyłem w stronę Świdnickiej.
Cios w zęby
Perełka była zachwycona. Zmieniliśmy tradycyjną "czwórkę" na "czwórkę powrotną" i po drobnych zawirowaniach przesiedliśmy się przy Galerii Dominikańskiej z powrotem na tradycyjną "czwórkę", która jednak zamiast Krupniczą jechała objazdem przez Dworzec Główny. "Dobra nasza" - cieszyłem się, bo była szansa zdążyć do domu na szesnastą, co nie byłoby ostatecznie złym wynikiem. Cieszyłem się przedwcześnie.
Ledwo tramwaj skręcił w Piłsudskiego, stanął jak wryty. Drzwi otworzono i po chwili motorniczy grobowym ogłosił, że "nie ma prądu". I rzeczywiście, cała Piłsudskiego, aż do Placu Legionów, zastawiona tramwajami...
Obiad na mieście
Cóż było robić, szans na zdążenie na szesnastą już nie było, więc znaleźliśmy z Perełką jadłodajnię i tam zjedliśmy należny obiad. Oczywiście, Perełka była tym jeszcze bardziej zachwycona i nawet gdy koniec końców jechaliśmy za kwadrans piąta "jedenastką" do domu, z uśmiechem przypominała kolejne popołudniowe przygody. Przynajmniej jej się podobało...
combo - w bijatykach komputerowych seria bardzo mocnych, niemożliwych do sparowania ciosów, które odbierają przeciwnikowi dużo energii.
Dla dzieci takie przygody są faktycznie atrakcyjne. A jeśli jeszcze dodatkowo można "coś przekąsić na mieście" - to już jest naprawdę super.:)))
OdpowiedzUsuń:) to wiem :) ale mnie zupełnie nie bawił dwu i pół godzinny powrót do domu ;)
OdpowiedzUsuń