[K] Szafy pełne wspomnień
Lubię wracać do początków mojej własnej "komputeryzacji" - wspominać tę dziecięcą fascynację, kiedy z wypiekami na twarzy grało się w Saboteura u kuzyna na CPC 464, gdy prowadziło się dzielnego bohatera w Commando u kolegi Mikołaja na Commodore 64, w końcu gdy "cięło" się w Spelunkera najpierw na wujowym, a później na swoim małym Atari XE. No i później - Lemmingi, Cannon Fodder i Prince of Persia na Amidze, Gods na Atari ST, F19 i Larry na pierwszym pececie. Dorzućmy do tego jakiś klon Tetrisa czy "ruskie gierki" (jajka, wyścigi, ośmiornica) i mamy elektroniczne dzieciństwo piszącego te słowa.
Trochę przydługi wstęp, prawda? Ale gdy w niedzielę wybraliśmy się całą rodziną do Muzeum gier i komputerów minionej ery, w odwodzie mieliśmy "Kolejkowo", również umieszczone w starym budynku Dworca Świebodzkiego. Okazało się jednak, że Perełka była zachwycona - granie w te wszystkie "starocie" dawało jej tyle samo frajdy, co niegdyś tatusiowi. Przyznam, że to było strasznie przyjemne uczucie, usiąść z nią przy stareńkim NESie i rozegrać mecz piłki nożnej. Albo pograć w Giana Sisters na "mydelniczce". Albo w Superfroga na Amidze.
Pomijając już sam aspekt grania, możliwość obejrzenia na żywo tych wszystkich starych maszyn jest sporym przeżyciem - np. pierwszy raz w życiu widziałem komputery Amstrad czy wiele odmian konsol Segi lub Nintendo. Nawet taka Amiga 500 to było coś, bo na żywo miałem do czynienia tylko z CDTV i modelami 600 i 1200. I chociaż większość sprzętu była mi znana ze zdjęć, to jednak zobaczyć je na własne oczy (i to niektóre podłączone i gotowe do działania) to było coś.
Muzeum dysponuje także flipperem i kilkoma automatami (np. Metal Slug 2 i któraś wersja Sonica), a oprócz tego jest tu też sporo rzeczy "nieelektronicznych" - na parapetach walają się numery starych czasopism, na stołach są gry mechaniczne (np. sterowane ciśnieniem wody wewnątrz). W gablotkach można podziwiać różnorodne kontrolery, niektóre dość już dzisiaj egzotyczne, są nawet gry planszowe czy logiczne (np. zabawki Rubika).
Ech, wzięło mnie na nostalgię... I jednocześnie w takim miejscu, jak wrocławskie muzeum, można w pełni zrozumieć, dlaczego emulacja starych maszyn to już "nie to". Żaden nowoczesny pad czy myszka z klawiaturą nie zastąpią kontrolerów sprzed 30-40 lat (w gablotce był nawet mój ukochany QuickShot ze stykami!).
I wiecie, poczułem się naprawdę posunięty w latach, gdy Perełka chciała się dowiedzieć, czym są dziwne czarne płytki z naklejkami i blaszką, leżące na stoliku przy wejściu.
Tak, to były dyskietki.
Pamiętam te dziwne piski gry wgrywanej z magnetofonu.:)))
OdpowiedzUsuńKomendy w stylu: "Pokaż żółwia", "Schowaj żółwia".
Grę Reversi(?), kiedy komputer obrywał porządnie, ale chwalił się: "Jade rowno".:)))
Dyskietki, różne, takie wielkie też.
Cóż, technika jednak rozwija się niesamowicie szybko.
Na nieco zbliżony temat: kiedyś ze znajomymi usiłowałyśmy wyobrazić sobie wpychanie do torebki starego aparatu telefonicznego, takiego z tarczą i słuchawką.:)))