Dziwności komunikacyjne

Dobra, pojeździłem trochę komunikacją i pora zauważyć parę ciekawych rzeczy - poza rzucającą się w oczy gwałtownością jazdy.

Pierwsza rzecz, która dotknęła mnie osobiście już kilka razy, to nieco osobliwy sposób wprowadzania tramwajów do ruchu. W Poznaniu byłem przyzwyczajony do tego, że tramwaje jednej linii "startują" z tej samej pętli, a nawet jeśli były na noc w odległej zajezdni, to najpierw dojeżdżają na pętlę i dopiero stąd rozpoczynają kursy. W efekcie np. "jedynkę" zawsze można było złapać na Ogrodach, za to na pewno nie dało się w nią wsiąść na Mieszka I.

We Wrocławiu jest inaczej. Tramwaje zaczynają bieg w jakichś losowych (dla mnie) miejscach i trzeba śledztwa, żeby dowiedzieć się, że np. "33" rano nie jedzie przez Świdnicką, jak to robi przez cały dzień, tylko przez Dworzec Główny i Kołłątaja, zupełnie nie swoją trasą. Z moją "czwórką" jest też jest dziwnie, bo zamiast jechać jedna za drugą po Grabiszyńskiej, to co druga dojeżdża na Plac Grunwaldzki z jakiegoś dziwnego kierunku (jeszcze dokładnie nie sprawdziłem, skąd dokładnie).

Jeszcze osobliwiej sprawa ma się z autobusami linii 118 i (zwłaszcza) 115. One w ogóle mają ze trzy różne trasy, więc trzeba się nauczyć, o jakiej porze są na którym przystanku, żeby nie stać np. pół godziny na jednym, podczas gdy na odległy o 5 minut marszu podjeżdżają co 10 minut. Różne trasy wynikają z obsługiwania przez te autobusy wrocławskiego Volvo - od czasu do czasu jedna czy druga linia wjeżdża na teren zakładu i zabiera pracowników.

Zauważyłem też, że o ile autobusy i tramwaje są raczej punktualne, to ich kierowcy (motorniczy) nie mają w zwyczaju wpuszczać "spóźnialskich". W Poznaniu często spotykałem się, że dobiegający w ostatniej chwili pasażerowie są wpuszczani do pojazdu, który już, już miał odjechać - tutaj jeszcze się z czymś takim nie spotkałem. Zakładam, że z tego wynika owa punktualność i trudno mi ocenić, czy to dobrze, czy źle, bo niby chciałoby się punktualnej komunikacji, a z drugiej strony zostawienie ludzi moknących na deszczu na przystanku bez wiaty jest jakieś niefajne.

Ciekawostką są za to światła dla pieszych - w większości pozbawione przycisków, są sterowane "odgórnie" i piesi nie mają na nie wpływu. Wydawać by się mogło, że skutkuje to wielominutowym oczekiwaniem na przejście, jednak jakimś cudem tak nie jest. Przerwy są tak dobrane, że nie odczuwa się zniecierpliwienia (pod warunkiem, że akurat na przystanek nie podjechał nasz tramwaj).

Rzeczą, której nie ma w Poznaniu (prawdopodobnie, bo nie widziałem nigdzie), są liczniki na skrzyżowaniach, pokazujące czas do zielonego/czerwonego światła. Nie ma ich wprawdzie tak dużo, jak się spodziewałem, ale na tych skrzyżowaniach, gdzie czeka się naprawdę długo, trochę pomagają co bardziej nerwowym kierowcom.

To chyba na razie tyle z codziennych obserwacji komunikacyjnych - jakby coś się pojawiło, pewnie dam znać.

Komentarze

  1. A korzystasz z aplikacji typu "Jak dojade", czy nawet ona nie uwzględnia tych "zawirowań" trasowych?

    OdpowiedzUsuń
  2. Korzystam z różnych aplikacji (aktualnie najbardziej pasuje mi mobileMPK), MPK we Wrocławiu ma nawet swoją, gdzie np. pokazują na bieżąco położenie poszczególnych pojazdów (!) :) Ale smartfona mam od niedawna, a na Nokii 6300 nie dało się niczego takiego zainstalować :o)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz