[W] Kartownik

To mój pierwszy projekt rymarsko-kaletniczy, miejcie więc litość nad efektami. Naprawdę starałem się, jak tylko mogłem najlepiej.

"Kartownik", czyli etui na karty płatnicze, to pomysł nienowy i na pewno nie tak ambitny, jakbym sobie życzył, ale z drugiej strony okazał się wcale wymagający, zwłaszcza jeśli chodzi o czas. Brak narzędzi i doświadczenia zbierał swoje żniwo.

Założenia

Kartownik ma (w mojej wersji) postać rozkładanej okładki, w której można umieścić łącznie dziesięć kart (po pięć na stronę). Konstrukcja jest bardzo prosta i składa się w jednego kawałka skóry, do którego przyszyte są kieszonki, mieszczące karty. Materiałem jest czarna skóra (choć wcale nie jestem przekonany, czy to skóra - taki ze mnie znawca...)

Przygotowanie materiałów

Przygotowania przebiegały w dwóch etapach. W pierwszym wyciąłem wszystkie elementy z papieru i spróbowałem złożyć z nich docelowy kształt. Gdy to się powiodło, przystąpiłem do przerysowania szablonów na skórę, po czym skalpelem wyciąłem całość.

W sumie do przygotowania można zaliczyć także ścienianie skóry kieszonek, co wydało mi się konieczne, żeby całość nie miała po złożeniu grubości książki. Nie powiodło się to tak, jak bym tego chciał, bo nie miałem odpowiedniego narzędzia, a skalpelem szło to bardzo opornie.

Po pierwsze - kieszonki

Kieszonki przykleiłem brzegami do skóry "okładkowej" - głównie chodziło o zabezpieczenie dolnych krawędzi, żeby karty nie przechodziły z jednej kieszonki do drugiej. Każda kieszonka nachodzi na poprzednią.

Początkowo chciałem obszyć także krawędzie kieszonek (te widoczne), ale nie starczyłoby mi czasu (kartownik musiał być gotowy w ciągu trzech dni).

Po drugie - szycie

Drugim krokiem - po wyschnięciu kleju - było przygotowanie otworów pod szycie. Postanowiłem szyć etapami, najpierw brzegi, potem przeszycia wewnątrz. To był zdecydowanie najdłuższy etap całej "produkcji", ale generalnie poszło bez większych zgrzytów. Zastosowałem białą nić, żeby ładnie kontrastowała z czarną skórą.

Po trzecie - krawędzie

Pozostało jeszcze zająć się krawędziami - najpierw postanowiłem lekko je sfazować, a potem wygładziłem je "na wilgotno" wood slickerem. Przynajmniej chciałem to zrobić, ale podobnie jak w pierwszym podejściu, materiał okazał się zbyt miękki i zupełnie nieprzystosowany ani do fazowania, ani do utwardzania...

Koty za płoty

Kartownik (notabene, zdaję sobie sprawę, że pierwotne znaczenie tego słowa to nazwa rzemieślnika, malującego karty, zwykle do gry) wypadł ostatecznie mocno "tak sobie". W zasadzie wszystko wyłożyło się na doborze materiałów: pseudoskóra nie nadawała się do takiej obróbki, jaką chciałem wykonać, okazała się też zbyt miękka. Nić także wypadła fatalnie - nie dość, że za cienka, to jeszcze biały kolor w pełni zdemaskował wszelkie wady szwu... W sumie trudno stwierdzić, co poszło dobrze, chyba tylko to, że udało się wszystko doprowadzić do końca. Cóż, wypada wierzyć, że "następnym razem pójdzie lepiej". I tego się trzymam!

Komentarze

Prześlij komentarz