Wiedźmin według Netfliksa - spoilerowo

Emocje trochę opadły, więc pora zanotować uwagi bardziej związane z treścią netfliksowej adaptacji prozy Andrzeja Sapkowskiego. Ostrzegam, że mogą tu zostać zdradzone różne szczegóły fabularne, więc jeśli ktoś nie chce sobie psuć przyjemności, może zajrzeć do wcześniejszego wpisu.

Ostrożny optymizm

Właśnie w ten sposób określiłbym swoje nastawienie po obejrzeniu wszystkich odcinków pierwszego sezonu "Wiedźmina". O zaletach pisałem dostatecznie dużo poprzednio, więc teraz tylko krótko: aktorzy na ogół dają radę, scenografia i muzyka są przekonujące, efekty specjalne - niezłe. To dobrze wróży na przyszłość, bo jeśli w kolejnych sezonach twórcy będą pracować nad poprawieniem kilku aspektów, doczekamy się całkiem przyjemnego cyklu.

Ale jednak!

Tym razem mogę pozwolić sobie na kilka uwag bardziej krytycznych, czyli wypomnienie tego, co jednak nie do końca spodobało mi się w omawianej adaptacji. Nie jestem z obozu totalnej negacji, nie będę się czepiał tego, że Henry Cavill ma taki czy inny podbródek, a Ciri jest "za stara", Yennefer za brzydka, a Jaskier... no, z tego, co czytałem, akurat Jaskier chyba jakoś przypadł ludziom do gustu.

Chaos

Serial, a przynajmniej ten sezon, cierpi przede wszystkim na dwie bolączki: chaos i pewną powierzchowność. Chaos, bo dla osób niezaznajomionych z uniwersum Sapkowskiego, które ani nie czytały książek, ani komiksów, ani nie grały w trylogię gier CDProjektu, fabuła jawi się jako niemal kompletnie niezrozumiały zlepek scen. Autorzy nie pofatygowali się, żeby choćby napisami dawać znać, gdzie i kiedy dzieje się dana scena, a te pierwsze odcinki aż roją się od retrospekcji i skoków po mapie świata. Jakie mamy tu królestwa? Kto rządzi? Kto jest na południu, a kto na północy? Czy ten wątek jest przed poprzednim, czy też dzieje się po nim?

Autorzy postanowili, że podzielą czas między trójkę głównych bohaterów: Geralta, Yennefer i Ciri. Oni są najważniejsi i dobrze, by po pierwszym sezonie widzowie wiedzieli mniej więcej, kto jest kim, jaki ma charakter i co przywiodło go do takiego, a nie innego miejsca. Sęk w tym, że w zasadzie najciekawszy okazuje się wątek Geralta (i towarzyszącego mu Jaskra), mniej ciekawie sprawa wygląda z Yennefer, za to kompletnie nieciekawie wypada wątek Ciri (chociaż sama aktorka jest - według mnie - bardzo dobra). Ktoś nawet zdążył ukuć w internetach powiedzenie na temat serialu: "Jest Geralt, jest zabawa" - sporo w tym prawdy.

Mamy więc trzy wątki, mieszające się ze sobą i poumieszczane w różnych miejscach i czasach - kompletnie bez żadnego objaśnienia dla widza. Owszem, osoby znające książki (opowiadania) sobie poradzą, ale już osoby znające Geralta wyłącznie z gier pewnie poczują się kompletnie zagubione i tym mniej będą je obchodziły "dziwne" wątki Yennefer i Ciri.

Dopisek z sierpnia 2020: a jednak okazuje się, że czasowy misz-masz zadziałał inaczej, niż się spodziewałem i obserwując reakcje widzów niezaznajomionych z literackim oryginałem zauważyłem, że okazywali się oni na ogół zafascynowani zagadkami "gdzie i kiedy co się dzieje". Czyli jednak scenarzyści mieli rację!

Powierzchowność

Może "powierzchowność" to trochę zbyt mocne słowo, ale nie da się ukryć, że większość opowiadań, z których skorzystali twórcy, została mniej lub bardziej spłycona. Zgaduję, że czynnikiem decydującym był tutaj podział na godzinne odcinki, zaś w jednym odcinku musiały się zmieścić trzy główne wątki. To doprowadziło do tego, że - aby przedstawić całą fabułę danego opowiadania - twórcy musieli zmieścić się w około połowie godziny. A to za mało, żeby upchnąć tu całą historię dżinna, rzezi w Blaviken czy wyprawy po smoka.

Nic dziwnego, że twórcy pocięli opowiadania i zastosowali szereg sztuczek, które umożliwiły im jako-tako zmieścić się w zadanym czasie. Dlatego Geralta po Blaviken oprowadza Marilka zamiast Caldemeyna (nie trzeba było przedstawiać wieczerzy u wójta, żony Libusze itp.), dlatego nie ma scen w karczmie z Borchem, Teą i Veą, nie ma spotkania chłopów z Hołopola, nie ma dziesiętnika i opowieści o smoku, ba - król Niedamir nie towarzyszy wcale wyprawie, nie ma Dorregaraya i Kozojeda, a Eyck jest młodym (!) rycerzem Yennefer (!), podczas gdy w oryginale głęboko gardził on czarodziejami. Nawet "Na krańcu świata" zostało mocno wykastrowane, głównie zresztą z humoru, a jest to chyba jedno z najzabawniejszych opowiadań.

Osobom nie znającym oryginału raczej nie powinno to przeszkadzać w poznawaniu fabuły, inni mogą mieć spore uczucie niedosytu. Niemniej, adaptacje filmowe z reguły stają się dużo bardziej powierzchowne niż książki, więc tu akurat nie oczekiwałem cudów. Fakt, że gdyby odcinków było - dajmy na to - dwanaście, to może dałoby się zawrzeć więcej treści z opowiadań, pytanie tylko, czy rzeczywiście dzięki temu serial byłby lepszy?

No i efekty

Powiem tak: jak dla mnie, efekty specjalne są w zasadzie ok. Nie podobał mi się "djaboł", smok nie zrobił najlepszego wrażenia (dobrze chociaż, że nie kłapał paszczą, tylko porozumiewał się telepatycznie, jak w książce), nie podobały mi się elfy oraz krasnoludy. Cała reszta - solidny poziom serialowy.

Czy będzie cała saga?

Wydaje mi się, że - jeśli jest przygotowywany drugi sezon - twórcy chyba pójdą w stronę sagi zamiast pozostałych opowiadań. Geralt spotkał Ciri, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tak to właśnie wyglądało. Kluczowe pytanie: na ile sezonów liczy Netflix? I na ile spełnią się ich oczekiwania względem widzów? Jeśli miałaby to być cała saga, to lekko licząc trzeba by chyba z 7-8 sezonów, żeby ją jakoś sensownie pokazać. Jeśli Netflix ją za bardzo "skompresuje" (np. do trzech sezonów), byłbym niepocieszony, bo wyleci wówczas multum wątków, których będzie szkoda. Chociaż jeszcze gorzej by było, gdyby zaczęli kręcić i przerwali np. po drugim czy trzecim sezonie ze względu na spadającą oglądalność. Bo wiecie - w odróżnieniu od "Gry o tron" - przygody Geralta nie są tajemnicą i zakończenie sagi można łatwo poznać, po prostu czytając książkę. Serial musi się bronić nie tylko samą historią.

No cóż, zobaczymy, co będzie dalej i czy dane nam będzie obejrzeć całość. Trzymam kciuki, bo to, co jest, daje nadzieję.

Komentarze