[O] Pół wieku poezji później
"Wiedźmin" od Netfliksa już za parę dni, a tymczasem na YouTube pojawił się... pełnometrażowy film, zrealizowany przez Polaków. Fanów.
No i muszę powiedzieć, że jestem nieco rozdarty, bo jeśli chodzi o zdjęcia, muzykę i dużą część aktorów, to jest tu zdecydowanie lepiej, niż w polskim serialu sprzed dwudziestu lat. Twórcy czerpią garściami z klimatu gier CD Projektu, zwłaszcza trzeciej części i wypada to nieźle. Stroje i ogólnie wygląd postaci oraz "miejscówek" też wypadają raczej dobrze. Fabuły nie będę zdradzał, powiem tylko tyle, że głównym bohaterem wcale nie jest tu Geralt. I dobrze.
Natomiast to, do czego można (należy?) się przyczepić, to dłużyzny i sceny walk. Film chyba starał się być za bardzo "poetycki" i np. sam wstęp nuży już po minucie, mimo bardzo fajnych zdjęć. Podobnie walki - są przeciągnięte i mało dynamiczne (choć, jak na "amatorską" produkcję, nie takie znowu tragiczne). Ja mam nadzieję, że chociaż w Netfliksowym "Wiedźminie" zobaczymy naprawdę szybkie walki - w końcu właśnie ta szybkość wiedźminów była legendarna! W książkach wiele razy jest zaznaczone, że zwykły człowiek nie miał szans w starciu nawet z nieprzygotowanym "wiedźmakiem" - a co dopiero, gdy taki zażył swoje wspomagacze, zwiększające jeszcze refleks, siłę i szybkość (dość wspomnieć na przykład walkę Geralta z braćmi Michelet).
Po drugim obejrzeniu
Obejrzałem "Pół wieku poezji później" po raz drugi. I muszę powiedzieć, że za drugim razem patrzyłem na film dużo przychylniejszym wzrokiem. Wprawdzie walki nadal są - moim zdaniem - zbyt powolne i niezupełnie takie, jakie wiedliby wiedźmini w starciu z normalnymi ludźmi, ale co tam.
Złapałem się na tym, że przy pierwszym oglądaniu byłem bardzo krytyczny - wypatrywałem tylko tego, do czego można by się przyczepić (chociaż niby chciałem być obiektywny). Za drugim razem było inaczej. Pozwoliłem sobie patrzeć na to, próbując wyobrazić sobie, jakby to było, gdyby to moi koledzy postanowili coś podobnego nakręcić, a ja mógłbym zagrać choćby jakiegoś kmiotka w gospodzie. I doszedłem do wniosku, że chciałbym, i to bardzo!
Tak, film ma swoje mankamenty, ale nie sposób mu odmówić zaangażowania twórców i pewnej malowniczości, zaś sposób obrazowania i muzyka (świetna!) wręcz narzucają skojarzenia z cdprojektowym "Dzikim gonem". Gdyby 20 lat temu za "Wiedźmina" zabrali się tacy właśnie twórcy, dysponujący dzisiejszymi możliwościami... Ech! Szkoda!...
Przyznam, że przy drugim oglądaniu dużo częściej się uśmiechałem. I ten niby to paskudny Lambert, i ta mniej powabna, za to bardziej charakterna (niż w grze) Triss, no i ten Zamachowski!... Wszystko to budziło moją sympatię. A sołtys Włościbyt w wykonaniu Andrzeja Strzeleckiego!... Wprawdzie po drugiej stronie barykady stali np. gruby chłop z karczmy czy główny przeciwnik, grany przez Janusza Szpiglewskiego (dlaczego nie został zdubbingowany?!), ale zasadniczo narzekać nie sposób.
Co ciekawe, wprawdzie potworów w filmie nie uświadczymy, to jednak parę efektów specjalnych (głównie "świetlnych") się pojawia i wyglądają całkiem sensownie. I znów - gdyby ten "Wiedźmin" sprzed 20 lat miał tak dopracowane efekty!...
Ostatecznie muszę napisać, że za drugim razem bawiłem się na filmie bardzo dobrze. I tylko jakoś tak Lamberta w pewnym momencie zrobiło mi się żal - no, bo ile razy słyszał słynną wiedźmińską fraszkę?
Fanom polecać nie trzeba, a nie-fanom - no cóż, mogą Was nieco wystraszyć padające parę razy wulgaryzmy, ale w prozie Sapkowskiego bywało ich więcej (zwłaszcza, gdy spotkało się na kartach powieści Yarpena). Ale popatrzcie - ile może dać filmowi nie wielomilionowy budżet, ale serce twórców.
Ja bym powiedziała, że wszędzie to jest "Star Wars". Jakby nie było - i to, i to jest mi obce :D
OdpowiedzUsuń